News: Kilka spostrzeżeń po meczu z Zagłębiem Lubin

Kilka uwag i spostrzeżeń po meczu w Lizbonie

Marcin Szymczyk

Źródło: Legia.Net

28.09.2016 13:10

(akt. 21.12.2018 15:37)

Piłkarze Legii Warszawa wstydu w Lizbonie nie przynieśli, ale wygrana Sportingu nie była zagrożona. Legioniści od spotkania z Borussią Dortmund zrobili postęp i na razie z tego trzeba się cieszyć. Jest bowiem nadzieja, że zespół stanie na nogi. Poniżej kilka uwag i spostrzeżeń po starciu z Portugalczykami.

- Jest mały postęp – Legia w Lizbonie przegrała, ale to był mecz, którego kibic Legii nie musi się wstydzić. Legioniści w końcu zagrali z dużym zaangażowaniem, nie padli na kolana jak miało to miejsce w starciu z Borussią Dortmund. Od pierwszego gwizdka wszyscy zasuwali aż miło, a przy tym byli skoncentrowani na realizacji założeń taktycznych. Tego brakowało za Besnika Hasiego, teraz pojawiło się światełko w tunelu, nadzieja, że będzie lepiej. Miroslav Radović gdy miał piłkę przy nodze, to wiedział co z nią zrobić, Tomasz Jodłowiec harował za dwóch, fajną zmianę dał Vadis Odjidja-Ofoe, w końca na poziomie z zeszłego sezonu zagrał Adam Hlousek, pewny i dynamiczny był Bartosz Bereszyński, a Jakub Rzeźniczak zagrał bardzo ambitnie i mądrze. – Nie było czasu na trening, udzieliłem mediom więcej wypowiedzi niż poprowadziłem treningów. Na razie mogłem jedynie rozrysować plany i taktykę na tablicy, nie było możliwości sprawdzić tego na boisku – mówił po spotkaniu trener Jacek Magiera i dodał, że z optymizmem patrzy w przyszłość. Fundamenty są, można zacząć odbudowę projektu silnej Legii.


- Stałe fragmenty wciąż zmorą Legii – Kiedyś rzut wolny czy rożny kojarzył się z szansą na bramkę dla Legii. Do piłki podchodził Leszek Pisz i albo idealnie dogrywał w pole karne, albo strzelał bezpośrednio do bramki z rzutu wolnego. To jednak przeszłość, o której mało kto jeszcze pamięta. Dziś sytuacja wygląda inaczej – każdy rzut rożny czy wolny to popłoch w szeregach defensywnych. Aż 18 z 29 bramek w tym sezonie legioniści stracili po stałych fragmentach gry. We wtorek po rzucie rożnym piłkę strącił głową Carvalho, a w poprzeczkę trafił  Gelson, innym razem piłkę zagraną na bliższy słupek pechowo przedłużył Radović, a futbolówkę do siatki skierował Ruiz. Korner poprzedził sprytnie rozegrany rzut wolny, po którym też zakotłowało się w polu karnym Legii. Jest już lepiej niż było, ale to wciąż ogromny problem tej drużyny i ważne zadanie dla sztabu szkoleniowego – trzeba to szybko zmienić.


- Skrzydła nie funkcjonowały – Jeśli zastanawiać się nad tym, co we wtorek najsłabiej funkcjonowało w Legii, to do głowy przychodzą skrzydłowi. Guilherme za długo trzymał piłkę, holował ją, próbował dryblować, kiedy mógł szybko rozegrać futbolówkę. Tyle, że gracze Sportingu błyskawicznie do niego doskakiwali i zwykle kończyło się stratą. Lepiej wyglądał po przerwie. Steeven Langil wydaje się być słabszą wersją Manu – szybki, ale mniej waleczny i pomocny w defensywie od Portugalczyka. Wygląda trochę jak jeździec bez głowy, z jego gry nie ma wielu pozytywów. W kilku sytuacjach, w tym bramkowej, zagapił się – widać w jego zachowaniu pewną beztroskę. Zmieniony w przerwie przez Michała Aleksandrowa. Bułgar zaprezentował się trochę lepiej, ale i tak było widać brak Michała Kucharczyka.


- Bolesne lekcje w Lidze Mistrzów – Jak na razie Legia w dwóch meczach w Champions League nie strzeliła bramki, straciła osiem goli. My cieszymy się z postępu w grze, z tego że nie było wstydu, a rywale z punktów. Trener Jacek Magiera szczerze podsumował, że celem zespołu jest dobrze się prezentować, potem strzelić bramkę, a w końcu wygrać. Portugalczycy po ostatnim gwizdku mówili o pragmatyźmie, że nie musieli szarżować w drugiej odsłonie i mogli oszczędzać siły na kolejny mecz. Miejscowi dziennikarze spotkanie z Legią określali wykonaniem obowiązku, łatwym starciem. Mówiono też o dominacji Sportingu i nawet przez moment niezagrożonym zwycięstwie. Legia pobiera kolejne lekcje, często bolesne, ale konieczne. Nie było nas 21 lat w Lidze Mistrzów i teraz czeka nas wiele pracy, aby zmniejszyć dystans do przeciwników. Na szczęście wszyscy w klubie są tego w pełni świadomi.


- Co z tym Nikoliciem? – W zeszłym sezonie Nemanja Nikolić trafiał do siatki z regularnością szwajcarskiego zegarka. Węgier pokonał bramkarzy wszystkich drużyn w ekstraklasie, został królem strzelców z dawno niespotykanym wynikiem. Po sezonie pojechał ze swoją reprezentacją na Euro, nie grał zbyt wiele. Wrócił, sporo mówiło się o transferze ale ostatecznie został przy Łazienkowskiej – co można uznać za sukces. Jednak od początku sezonu „Niko” nie przypomina tego z zeszłego sezonu. Jest wolniejszy, jakby spóźniony o jedno tempo w stosunku do rywali. We wtorek nie miał wielu okazji do zaprezentowania strzeleckich umiejętności, ale kiedy już takie się nadarzały podejmował złe decyzje, uderzał na bramkę za lekko lub niecelnie. Coś się zacięło. Kiedyś trener Paweł Janas chcąc odblokować któregoś z napastników organizował sparingi ze słabymi drużynami, by atakujący strzelił kilka goli i uwierzył w siebie. Może to dobry sposób na odbudowanie „Niko”?

Polecamy

Komentarze (45)

Odśwież

Dodając komentarz zobowiązujesz się do przestrzegania

Komentarze osób niezalogowanych, a także zalogowanych, którzy zarejestrowali konto w ostatnich 3 dniach wymagają akceptacji administratora.