News: Kilka spostrzeżeń po meczu z Zagłębiem Lubin

Kilka uwag i spostrzeżeń po meczu z Astaną

Marcin Szymczyk

Źródło: Legia.Net

04.08.2017 09:11

(akt. 21.12.2018 15:36)

Piłkarze Legii wygrali z FK Astana 1:0, ale nie awansowali do kolejnej rundy eliminacji Ligi Mistrzów. Taktyka Kazachów była do przewidzenia, ale legioniści nie potrafili znaleźć recepty na postawiony autobus w linii defensywnej, na podwójna czwórkę zawodników ustawionych przed polem karnym. Co więcej rywale okazali się drużyną dojrzałą, która nie panikowała nawet po stracie gola i potrafiła umiejętnie oddalić zagrożenie od własnej bramki. Czas na kilka pomeczowych uwag i spostrzeżeń. Miłej lektury.

Niedokładność – To co się rzucało w oczy to niedokładność pod polem karnym rywali, czasem wręcz niechlujstwo. Jak już Guilherme odebrał piłkę wślizgiem rywalowi, to po chwili zagrał niedokładnie do Kucharczyka, jak Nagy minął rywala, to za mocno zagrał do kolegi, jak już Sadiku widział kolegów, to podawał tak, że piłka lądowała na aucie, jak Kucharczyk dobrze zagrał w pole karne, to Sadiku zabrał piłkę Guilherme, jak już dobrze przyjął piłkę Moulin, to strzelił bardzo niecelnie itd. Brakowało ostatniego podania, spokoju, wyrachowania i generalnie strzałów na bramkę. To dlatego Legia w całej pierwszej połowie stworzyła sobie jedną okazję bramkową po dośrodkowaniu Hlouska i strzale wspomnianego Sadiku. Niestety Albańczyk mając przed sobą tylko Mokina, uderzył niemal wprost w niego. W drugiej połowie było pod tym względem niewiele lepiej.


Brak sposobu na obronę rywala – Nie można powiedzieć, że piłkarzom Legii się nie chciało, albo że przeszli obok meczu. Nie. Było duże zaangażowanie, były chęci, była walka. Jednak brakowało wspomnianej dokładności, ale też pomysłu na sforsowanie obrony. Legioniści wymieniali kolejne podania wszerz boiska, grali od prawej do lewej i z powrotem. Akcje były budowane według jednego klucza i były dość czytelne dla przeciwnika. Brakowało przyspieszenia, pewnej arytmii gry, nie było elementu zaskoczenia, zagrań niekonwencjonalnych i prostopadłych podań. Brakowało lidera, który wziąłby na siebie ciężar gry i minął sam dwóch rywali i oddał strzał czy też podał lepiej ustawionym kolegom.


Zamulenie – To nie był dzień Thibaulta Moulina. Francuz chciał, ale w tym wypadku chcieć nie oznaczało móc. Podejmował złe decyzje, gdy rozgrywał piłkę robił to niedokładnie, miał problemy z przyjęciem futbolówki, przez co czasem ratował się faulami. Gdy już miał okazję do strzału, to uderzał niecelnie. Wiele do życzenia pozostawiały też stałe fragmenty gry. Po rzutach rożnych nie było zagrożenia pod bramką rywala, zaś rzuty wolne to albo strzały w mur albo ponad bramką.


Waleczni Guilherme i Kucharczyk – Naprawdę mogła się podobać postawa tych dwóch piłkarzy. Zgodnie z hasłem „Legia walcząca, Legia walcząca do końca” gryźli trawę i jeździli tyłkami po murawie. Dla krytykowanego ostatnio Brazylijczyka nie było straconych piłek. Wygarniał futbolówkę rywalom spod nóg wślizgami, ofiarnie blokował ich strzały bądź próby wyprowadzania piłki. Potrafił dynamicznie ruszyć do przodu, czasem tylko brakowało wspomnianej dokładności przy ostatnim podaniu. A warto zauważyć, że Guilherme tak grać nie musiał. Kończy mu się kontrakt, rozgląda się za nowym pracodawcą, mógłby schować się za plecami kolegi i nie ryzykować urazu, który przekreśliłby szanse na nowego pracodawcę. Brazylijczyk jednak nie kalkulował, grał z poświęceniem na nowej dla siebie pozycji numer „dziesięć”. Do waleczności Kucharczyka już zdążyliśmy się przyzwyczaić, ale tego wieczora „Kuchy” aż kipiał energią. Po kolejnych akcjach wydawało się, że zaraz wybuchnie, ale kumulował w sobie energię na kolejne minuty. Jego szarże, nieprzewidywalność stanowiły jedyny element nieprzewidywalności dla rywali w pierwszej połowie meczu.


Na plus Szymański i Czerwiński – Ten drugi chyba najbardziej zaskoczył. Już sama obecność w składzie była pewną niespodzianką. Niby „Czerwo” łapał rytm meczowy, grał z meczu na mecz lepiej, ale wydawało się, że wyżej stoją notowania Dąbrowskiego. Przebieg meczu z Astaną pokazał jednak, że trener Jacek Magiera miał nosa i podjął bardzo dobrą decyzję. Czerwiński od początku grał pewnie w defensywie i świetnie radził sobie z Kabanangą. Raz tylko na samym początku dał się zaskoczyć, a później już podjął walkę wręcz i zwykle ją wygrywał, wślizgami stopował ofensywne zapędy czarnoskórego piłkarza. To Czerwiński wyeliminował jeden z głównych atutów przeciwnika. Dodatkowo był groźny przy stałych fragmentach. Za pierwszym razem uderzył niecelnie po dośrodkowaniu Moulina, za drugim już przymmierzył idealnie i dał Legii nadzieję na awans. Z kolei Szymański postanowił zawstydzić starszych kolegów. Wszedł na boisko i to on zrobił różnicę. Dryblował, wchodził w pojedynki z rywalami i często je wygrywał, nie miał żadnych kompleksów, jego postawa mogła się podobać i przypominał momentami młodego Wojciecha Kowalczyka. Sam wywalczył rzut rożny i po chwili dośrodkował na głowę Czerwińskiego, który zdobył bramkę. Później wchodził w kolejne pojedynki, czasem z dwoma przeciwnikami i sobie radził. Nie najlepiej to jednak świadczy o ofensywnej grze Legii, jeśli największym atutem okazała się młodzieńcza fantazja.

Polecamy

Komentarze (24)

Odśwież

Dodając komentarz zobowiązujesz się do przestrzegania

Komentarze osób niezalogowanych, a także zalogowanych, którzy zarejestrowali konto w ostatnich 3 dniach wymagają akceptacji administratora.