Kilka uwag po meczu z AS Trencin - Kolejny rok w fazie grupowej
05.08.2016 00:52
Kolejny rok w fazie grupowej – Piłkarze Legii remisując w środę w AS Trencin zapewnili sobie fazę grupową Ligi Europy, powalczą o fazę grupową wymarzonej Ligi Mistrzów. Trzeba zauważyć postęp, jakiego jesteśmy świadkami. Nie tak dawno tylko marzyliśmy o tym, by polski zespół grał do końca roku w europejskich pucharach, o rundzie wiosennej nawet nie wspominając. Tymczasem teraz Legia zapewniła sobie grupowy etap rozgrywek już po raz czwarty z rzędu. Oczywiście apetyt rośnie w miarę jedzenia, chcielibyśmy więcej i lepszym stylu, ale doceńmy to co mamy. Legia będzie zespołem rozstawionym i ma realną szanse powalczyć o upragnioną Champion League. Czy mogłoby być piękniejsze 100-lecie klubu niż takie z mistrzostwem Polski, Pucharem Polski i Ligą Mistrzów?
Dwa mecze, dwa oblicza – W sobotę w Płocku piłkarze Legii mogli zaimponować. Nie grając w najsilniejszym zestawieniu szybko stracili dwie bramki i po 10 minutach przegrywali 0:2. Mimo to, w legionistach było widać pewność siebie, przekonanie, że uda się odwrócić losy spotkania. I tak też się stało, mistrzowie Polski wygrali 3:2, a taki wyczyn nie miał miejsca już niemal cztery lata. Wydawało się, że przebieg spotkania i końcowy sukces da pozytywnego kopa graczom Besnika Hasiego i wpłynie dodatnio na psychikę przed starciem ze Słowakami. W środę jednak zobaczyliśmy inną Legię, taką która została nieco przygnieciona ciężarem spotkania i presją, jaka mu towarzyszyła. Zawodnicy grali bardzo asekuracyjnie, bali się zaryzykować, zaś ruchy poszczególnych piłkarzy były niemal paraliżowane wizją straty piłki czy błędu jaki można popełnić. Rywale grali na fantazji, luzie i byli blisko wykorzystania takiej postawy legionistów.
Styl w pewien sposób usprawiedliwiony – Gra Legii nie porywała, nie powodowała wypieków na twarzy, nie ma się co oszukiwać – wyglądało to słabo. Jednak zanim zaczniemy na wszystko narzekać pamiętajmy, że sztab szkoleniowy podjął się mega trudnego zadania. W czasie zgrupowań przygotowujących do sezonu nie było trzonu zespołu, dodatkowo inni kluczowi gracze jak Guilherme czy Prijović mieli urazy. Legia przygotowywała się więc do sezonu bez siedmiu kluczowych w minionej rundzie piłkarzy, a dwóch definitywnie odeszło – Borysiuk i Duda. Odpoczynek dla kadrowiczów był krótki, Nikolić jest przemęczony i ociężały, a Jodłowiec wygląda momentami jakby grał za karę. Obaj potrzebują urlopów. Do tego trzeba dodać, że Besnik Hasi jest zupełnie innym szkoleniowcem niż Stanisław Czerczesow, preferuje inną taktykę, dyscyplinę i filozofię gry niż Rosjanin. Na to, by wszystko zaczęło działać, też potrzeba czasu. Skoro mimo takich przeszkód Legia zdołała awansować do IV rundy eliminacji Ligi Mistrzów, to wydaje się że może być już tylko lepiej.
Powrót Beresia – Gra Bartosza Bereszyńskiego jest jednym z największych pozytywów tego sezonu. W minionym razem z Łukaszem Broziem musieli pogodzić się z rolą rezerwowych. Co by nie robili, pozycja Artura Jędrzejczyka była niepodważalna. Do tego obaj nie grali w rezerwach, stracili więc pół roku. Trener Hasi zaufał Bereszyńskiemu, postawił na niego, a ten z każdym meczem gra lepiej. To pokazuje, jak ważne w piłce jest zaufanie trenera do piłkarza oraz poczucie rosnącej pewności siebie. W środę do momentu zejścia z boiska z powodu urazu, „Bereś” był najlepszy na boisku. Wchodzący za niego „Broziu” też pokazał się z dobrej strony. Z tej mąki będzie chleb. Pod warunkiem, że kontuje będą Bereszyńskiego omijały, że w tym względzie nie będzie powrotu do przeszłości. I osobiście trochę żałuję, że na podobne zaufanie nie mógł liczyć Jakub Kosecki. Jestem przekonany, że również odwdzięczyłby nam się dobra grą.
Debiut Langila w pierwszym składzie – Wydaje się, że do Legii przyszedł ciekawy skrzydłowy. W środę w pierwszej części gry nie wyglądał najlepiej, podobnie jak koledzy. W drugiej było już lepiej, imponować mógł powrót pod własne pole karne za jednym z rywali. Widać było brak zrozumienia i pewne zaległości treningowe u naszego nowego piłkarza. I to jest jedyna rzecz, na jaką mógłbym ponarzekać. Langil zadebiutował w Płocku, niczego fajnego i nie pokazał i trzy dni później w nagrodę znalazł się w wyjściowej jedenastce w niezwykle ważnym meczu. Moim zdaniem to błąd, który już kiedyś popełnił choćby Maciej Skorża, wpuszczając do pierwszego składu wszystkich sześciu nowych graczy z tzw. zaciągu truskawkowego. A tymczasem, każdy zawodnik powinien sobie miejsce w pierwszym składzie wywalczyć, udowodnić na treningach i w meczach, że jest lepszy od innych. To oczywiście szczegół, ale warto na takie szczegóły zwracać uwagę.
Regulamin:
Punktacja rankingu:
Za każdy nowy komentarz użytkownik dostaje 1 punkt. Jednak, gdy narusza on nasze zasady i zostanie dezaktywowany, użytkownik straci 2 punkty. W przypadku częstych naruszeń zastrzegamy sobie możliwość nakładania wyższych kar punktowych, a nawet tymczasowych i permanentnych banów.