Kacper Skibicki

Legia mistrz 2021! Ważne momenty

Redaktor Maciej ZiółkowskiRedaktor Piotr Gawroński

Maciej Ziółkowski, Piotr Gawroński

Źródło: Legia.Net

28.04.2021 20:57

(akt. 30.04.2021 17:45)

Legia Warszawa została mistrzem Polski! Zespół z Łazienkowskiej zapewnił sobie tytuł na trzy mecze przed końcem rozgrywek ligowych 2020/21. W ostatnich miesiącach doszło do kilku kluczowych momentów, które sprawiły, że "Wojskowi" grali dobrze i od pewnego czasu mieli dość komfortową przewagę nad drugim zespołem w tabeli.

Sprowadzenie Artura Boruca

Artur Boruc wrócił do Legii po 15 latach i z marszu wskoczył do bramki Legii. Na inaugurację rozgrywek stał się najstarszym zawodnikiem w 104-letniej historii klubu. Dał o sobie znać w meczach z Linfield FC (obronił groźne uderzenie, dzięki któremu nie był dogrywki) i Omonią (długo utrzymywał zespół w grze o awans, nie mógł zrobić więcej). W spotkaniu z Górnikiem Zabrze (1:3), w którym maczał palce przy dwóch trafieniach. Ale był to tylko wypadek przy pracy. Z pewnością wiele osób pamięta pewnie jego fenomenalną interwencję w meczu z Lechem Poznań (2:1), przy wyniku 1:1. Wybronił strzał z głowy Mikaela Ishaka z niespełna trzech metrów. Gdyby piłka wpadła do siatki, to najprawdopodobniej Lech wróciłby do Poznania z trzema punktami. Stało się jednak inaczej. Był jednym z bohaterów rywalizacji z Wisłą w Krakowie (2:1), gdzie wybronił trzy sytuacje z Felicio Brownem Forbesem. W rundzie wiosennej trzymał równy, wysoki poziom. Można było odnieść wrażenie, że niektórzy rywale się gubili, gdy mieli dogodną sytuację strzelecką (mecze w Gliwicach i Gdańsku). Boruc miał spory wpływ na to, że Legia zachowała czyste konta w ostatnich czterech grach.

Opinie po transferze były rozmaite. Jedni byli zachwyceni, drudzy mieli wątpliwości, które wynikały m.in. z dojrzałego wieku i roli rezerwowego w Bournemouth. Jak pokazał czas, 41-latek rozwiał wątpliwości i udowodnił, że wiek to tylko liczba określająca doświadczenie. Był bardzo aktywny: często podpowiadał kolegom, dawał cenne wskazówki, motywował zespół, ale także ganił za odpuszczanie. Nawet gdy nie ma zbyt wiele pracy, to widać pełne zaangażowanie i skupienie, nie odpuszcza. Jest bardzo pewną postacią drużyny, również w szatni. Niebawem kończy się jego kontrakt. Chyba każdy by chciał, aby pograł jeszcze w Legii.

Zmiana trenera

Aleksandar Vuković miał spory wkład w mistrzostwo Polski w poprzednim sezonie. Po jego wodzą, zespół grał zjawisko. Po przerwie do gry spowodowanej pandemią legioniści jednak przyhamowali, nie byli tak efektywni jak wcześniej. Pierwszy kryzys pojawił się po sierpniowej porażce z Omonią. Już wtedy trener był niepewny posady, którą stracił po domowej porażce z Górnikiem Zabrze (1:3). Było emocjonalne pożegnanie, solidarność drużyny z serbskim szkoleniowcem. Tego dnia miały też miejsce pierwsze zajęcia pod okiem Czesława Michniewicza, który przejął drużynę tuż przed walką o awans do Ligi Europy. Pierwsza przeszkoda została pokonana bez większych problemów (2:0 z KF Drita), lecz druga – Karabach - okazała się nie do przeskoczenia. Początkowo Michniewicz łączył funkcję trenera Legii z selekcjonerem młodzieżowej reprezentacji Polski, ale po trzech tygodniach pożegnał się z kadrą U-21 i skupił się tylko na pracy przy Łazienkowskiej.

Pierwsze efekty dało się zaobserwować w meczu z Zagłębiem Lubin (2:1). Od tego momentu drużyna nie schodziła z pewnego poziomu i stopniowo się rozkręcała. Spokój, doświadczenie i cenne wskazówki zapewniał Boruc. Świetnie prezentował się Filip Mladenović, z czasem rozkręcił się też inny boczny obrońca, Josip Juranović. W środku pola jak ryba w wodzie czuli się Michał Karbownik i Bartosz Kapustka. Rywali mijał Luquinhas, a karcił ich Tomas Pekhart. Zespół miał pomysł na grę, kreował sytuacje, choć w rundzie jesiennej wygrane były z reguły odnoszone po trudnych meczach, w których decydowała jedna bramka.

- Marzy mi się, żeby Legia mogła grać w trakcie meczu w kilku ustawieniach. Chodzi o to, aby żaden system nie powodował stresu u zawodników. Czasami gonisz wynik, musisz się odkryć i przejść na ustawienie z trzema obrońcami – mówił we wrześniu trener Michniewicz. Szkoleniowiec nie boi się podejmować trudnych decyzji (tymczasowe przesunięcie Rusyna do rezerw czy niedawne uszczuplenie sztabu szkoleniowego). Uwielbia włoską piłkę, inspiruje się tamtejszym modelem gry. Zależy mu na tym, żeby Legia była uporządkowana, powtarza, że na boisku nie może być chaosu. W lutym postanowił zmienić formację, właśnie na trójkę z tyłu. Modyfikacja systemu zwiększyła efektywność i możliwości. Wiadomo, że prawdziwa weryfikacji klubu i szkoleniowca nastąpi w eliminacjach europejskich pucharów. Ale, póki co, forma drużyny wygląda obiecująco. 

Pekhart - czeski wieżowiec

Już w drugiej połowie tamtego sezonu dało się dostrzec, że Pekhart dobrze czuje się w polu karnym, potrafi strzelać gole, wykorzystać warunki fizyczne, ale w bieżących rozgrywkach jeszcze bardziej to uwydatnił. Z początku chyba mało kto się spodziewał, że tak ogromny wpływ na "Wojskowych" będzie miał napastnik krytykowany za małą mobilność. Do momentu zwolnienia trenera Vukovicia zdobył cztery bramki w lidze. Wraz z przyjściem szkoleniowca Michniewicza stał się jeszcze bardziej aktywny. Wracał się i pomagał kolegom w obronie, a piłki przyjmowane tyłem do bramki zgrywał do partnerów.

Wiele jego trafień zapewniło Legii cenne zwycięstwa. Skradł show w Lubinie – strzelił cztery gole, dokonując takiego wyczynu po raz pierwszy w karierze seniorskiej. Poza tym, zdobył po dwie bramki w czterech grach. Rozgrywa obecnie najlepszy sezon w karierze. Prezentuje się na tyle dobrze, że po ponad siedmiu latach wystąpił w reprezentacji Czech. Na tym etapie mógłby mieć jeszcze lepsze statystyki, ale opuścił wcześniej trzy gry ligowe: z Lechem Poznań (izolacja), Wisłą Płock i Górnikiem Zabrze (uraz). Niezawodny czeski wieżowiec, który zmierza po koronę króla strzelców (w tym momencie ma 22 gole w ekstraklasie). Piłkarz dobrze czuje się w stolicy Polski i wyobraża sobie, że mógłby zostać tutaj nawet dłużej niż przewiduje to obecna umowa, która kończy się w czerwcu 2022 roku.

Przebojowi wahadłowi

Łącznie podstawowi wahadłowi "Wojskowych" mają 8 goli i 13 asyst w lidze. Rozruszali oni Legię, a szczególnie niestrudzony Mladenović. Serb ma do tej pory siedem goli i sześć asyst. Wielu ofensywnych graczy naszej ligi może mu zazdrościć. Choć oczywiście, lewy wahadłowy ma wiele zadań ofensywnych, a przede wszystkim predyspozycje do takiej gry. W ostatnich kolejkach dwa razy popisał się podwójną zdobyczą bramkową, przeciwko Warcie Poznań (3:2) oraz Wiśle Płock (5:2). Trudno wyobrazić sobie podstawowy skład bez "Mladena". Nowa formacja służy wszystkim, ale przede wszystkim Serbowi.

Ogromną wszechstronnością popisuje się Juranović. Chorwat na wahadle radzi sobie doskonale, ma już siedem asyst. Trochę z przymusu występował jako trzeci środkowy obrońca w meczach z Jagiellonią (1:1), Wisłą Płock (5:2), Śląskiem Wrocław (1:0), Wartą Poznań (3:2) oraz Cracovią (0:0). Szczególnie we Wrocławiu dał popis umiejętności. Możliwe, że jego statystyki w drugiej połowie sezonu byłyby jeszcze bardziej okazałe. W sześciu meczach na swojej nominalnej pozycji miał cztery asysty. Raz, przeciwko Zagłębiu (4:0) zastępował "Mladena" na lewej stronie i dał radę. Potwierdził, że był bardzo dobrym transferem przedsezonowym, tak samo jak Mladenović.

Paweł Wszołek ma za sobą miesiące ze zmiennym szczęściem. O aferze w przerwie meczu z Wisłą Płock dość szybko zapomniano. Zresztą chwilę później legionista zapewnił trzy punkty ze Śląskiem we Wrocławiu, a następnie pokonał bramkarza Warty Poznań. Obecnie przegrywa rywalizację o miejsce w składzie z Juranoviciem, za którym wspaniałe miesiące. Byłemu reprezentantowi Polski w czerwcu kończy się kontrakt, ma propozycje z zagranicznych klubów. Jego przyszłość powinna się wkrótce wyjaśnić.

Nowe ustawienie

Zmiana formacji okazała się strzałem w dziesiątkę. Raków został zaskoczony własną bronią, jaką jest ustawienie 3-4-2-1. Legioniści w pełni wykorzystali swoją wszechstronność i umiejętności wyższe od przeciwników. Dalej było wiele do poprawy w obronie, brakowało automatyzmów. Stracony gol z Jagiellonią, dwa z Wisłą Płock, znowu strata z Górnikiem Zabrze. W pierwszym i ostatnim przypadku były to pechowe rzuty karne, a w meczu przeciwko "Nafciarzom" po prostu brak zgrania. Sprowokowane "jedenastki" były także oznaką braku pewności, złego ustawienia. Najbardziej dostawało się Arturowi Jędrzejczykowi, mimo że Legia i tak nie przegrywała. Z czasem obrona stała się wizytówką "Wojskowych". W bramce niezawodny Boruc, głośno kierujący kolegami z przodu i nierzadko popisujący się pięknymi interwencjami. Nieźle ze swoich zadań wywiązywał się Artem Szabanow. Ukrainiec potrafił skutecznie podać piłkę, nie był najszybszym graczem, ale nadrabiał to ustawieniem, czasem brakowało mu pełnej koncentracji. W roli trzeciego środkowego obrońcy wyjątkowo dobrze odnalazł się Juranović. Chorwat, choć nie najwyższy, nadrabiał zadziornością, szybkością i mądrością. Wielokrotnie rozpoczynał akcje po swojej stronie i podłączał się do ataku. Pełne zaufanie dostał Mateusz Wieteska i odwdzięczył się z nawiązką, a do formy wrócił wspomniany Jędrzejczyk. Obecnie, "Jędza" i "Wietes" wywołują pozytywne skojarzenia. Bilans obrony? Cztery mecze bez straty gola, dwanaście bez porażki.

Kapustka i Luquinhas, czyli jakość z przodu

Za to z przodu, fajerwerki. Szczególnie w wykonaniu duetu Luquinhas-Kapustka. Dla niektórych obrońców z naszej ligi, jedynym sposobem na powstrzymanie Brazylijczyka byłoby przywiązanie mu kuli u nogi. To żadna nowość. W poprzednim sezonie Brazylijczyk był najczęściej faulowanym piłkarzem ligi. Przeciwnicy przekraczali przepisy względem niego aż 106 razy. Obecnie znowu "prowadzi" w tej klasyfikacji. Jest także najczęściej dryblującym graczem drużyny, a to zdecydowanie potrafi. Szybki z piłką, zaawansowany technicznie, wręcz nieuchwytny. Dodał do tego większą skuteczność pod bramką rywali. Od momentu podpisania nowego kontraktu lekko przygasł, lecz nie dopatrywalibyśmy się w tym zależności.

Przejdźmy do odradzającego się w Legii "talentu". Kapustka grał jak z nut, zwłaszcza na przełomie lutego i marca. Nic dziwnego, że zauważył go Paulo Sousa i wpisał do szerokiej kadry reprezentacji. Finalny brak powołania był zaskoczeniem. W czterech ligowych meczach z rzędu strzelił dwa gole i miał trzy asysty. Był jednym z najważniejszych piłkarzy na boisku, prawdziwym liderem. Popisywał się perfekcyjnymi podaniami, pokazywał szeroki wachlarz zagrań i panowania nad piłką. W ostatnich meczach, podobnie jak "Luqui", lekko zwolnił obroty, ale na pewno jeszcze wróci do lepszej dyspozycji.

Imponująca passa bez przegranych, Zdystansowanie rywali i pewne mistrzostwo

Legia nie przegrała od 12 spotkań, czyli od meczu z Podbeskidziem (1:0). "Wojskowi" w tym czasie wygrali dziewięć meczów, a zremisowali trzy. Strzelili 24 gole (najwięcej, bo pięć, przeciwko Wiśle Płock) i stracili 8 (po dwa z Pogonią, Wisłą Płock i Wartą Poznań). Wygrali wszystkie mecze od 18 do 23 kolejki, a w ostatnich czterech nie stracili żadnego gola. Pewnie pokonali rywali w tych najważniejszych meczach, przeciwko Pogoni (4:2) oraz Rakowowi (2:0). Po meczu z klubem z Częstochowy (w 16. kolejce), warszawiacy nie byli jeszcze pierwsi w tabeli, lecz seryjne zwycięstwa spowodowały, że się to udało. Potem nastąpiło powiększenie przewagi, a w środę (28.04) - radość z mistrzostwa Polski.

Legia mistrz 2021. Co wiesz o poprzednich mistrzostwach?

1/15 Pierwszy tytuł mistrzowski Legia zdobyła 20 listopada 1955, na boisku Stali (obecnego Zagłębia) Sosnowiec. W decydującym meczu zremisowała na wyjeździe 1:1, choć gospodarze, będąc pewni swego, zaprosili wszystkich prominentnych działaczy i zorganizowali fetę. Kto popsuł im plany strzelając gola na 1:1?

Polecamy

Komentarze (8)

Odśwież

Dodając komentarz zobowiązujesz się do przestrzegania

Komentarze osób niezalogowanych, a także zalogowanych, którzy zarejestrowali konto w ostatnich 3 dniach wymagają akceptacji administratora.