Mateusz Cholewiak

Mateusz Cholewiak: Europejskie puchary będą realizacją mojego celu

Redaktor Maciej Ziółkowski

Maciej Ziółkowski

Źródło: Legia.Net

09.06.2020 12:20

(akt. 10.06.2020 23:36)

Gdy Mateusz Cholewiak trafiał na Łazienkowską wiele osób kręciło nosem - do Legii przychodził rezerwowy piłkarz Śląska. Zawodnik, który nie zdołał się przebić we Wrocławiu. W dodatku gracz już doświadczony, czyli taki, na którym w przyszłości raczej nie da się zarobić. Niedzielny mecz w Krakowie pokazał jednak, jak ważną postacią w drużynie może być. Wszedł i rozruszał grę ofensywną, zanotował asystę przy pierwszym golu.

A to nie był pierwszy udany występ Cholewiaka w barwach Legii. Z Lechią w Gdańsku wszedł w końcówce meczu i zdobył bramkę. W Legnicy w Pucharze Polski z Miedzią również trafił do siatki i jak się później okazało był to gol na wagę awansu. Jest pracowity, jest zadaniowcem, którego chwalą wszyscy trenerzy, którzy z nim wspólpracowali.

- Chcę wygrywać, prezentować się jak najlepiej. Jeżeli wchodzę na boisko na ostatni kwadrans, a trener przekaże mi, żebym skupił się bardziej na defensywie i pomagał drużynie, będę to robił. Postaram się wypełniać to, co nakreśli szkoleniowiec. Być może przez to zostałem nazwany zadaniowcem. Może ta łatka brzmi dziwnie, lecz dla mnie to pozytywne określenie, z którym się zgadzam. Zawsze stawiałem dobro zespołu na pierwszym miejscu - mówił Cholewiak w rozmowie z Legia.Net w kwietniu.

Dziś postaramy się pokazać zawodnika Legii z nieco innej strony. Dlaczego korzystał z wody utlenionej po powrocie do domu? Który sport, poza piłką nożna, sprawiał mu frajdę? Najbarwniejszy piłkarz, z którym dzielił szatnię? Kiedy czuł największą radość? Zapraszamy do lektury.

 

Kiedy po raz pierwszy zafascynowałeś się piłką?

- Dawno temu. Osiedlowe granie, bez komputerów i telefonów. Spotkania w wyznaczonym miejscu i zabawa z piłką do oporu. Zadrapania czy ślady zaciętej rywalizacji dość często były widoczne na ciele. Wychodziłeś pograć z kolegami, a wracałeś i korzystałeś z wody utlenionej. Ta stała się produktem pierwszej potrzeby. Nie było wtedy orlików, tylko betonowe boiska przy szkołach. Zdarzało się wykonywać wślizgi, co na takiej nawierzchni dało się odczuć. Noga zdarta, do optymalnej dyspozycji dochodziło się przez dwa tygodnie. Nawiązując do pytania - pamiętam jak otrzymałem pierwszą koszulkę meczową, od razu był to strój reprezentacji Anglii, a dokładnie Davida Beckhama. Mam do tej koszulki ogromny sentyment. Beckham był moim idolem od najmłodszych lat. I do teraz się to nie zmieniło. Chyba właśnie przyszła ta fascynacja.

Płakałeś po meczach?

- Tak. Szczególnie w młodzieńczych latach. Pierwszą łzę uroniłem na mistrzostwach Polski w barwach SMS-u Łodź. Wówczas przegraliśmy ze Stalą Mielec, do której później trafiłem. Porażka w tamtym meczu przekreśliła nasze szanse na tytuł. Większość chłopaków była smutna i się popłakała. Z dwóch powodów: zmiany trenera, z którym się zżyliśmy i tego, że mistrzostwo kraju wymknęło nam się z rąk.

Ta fascynacja wciąż trwa czy to już obsesja?

- Obsesja i to największa ze wszystkich. Mecze w weekendy, zmagania w różnych ligach, także dużo się dzieje. Jeżeli gram w sobotę, to w niedzielę, wspólnie z żoną, na bieżąco śledzimy wyniki pozostałych spotkań ekstraklasy. Obserwuję nawet I ligę, jak tylko jest możliwość. Czuć różnicę między ekstraklasą a jej zapleczem, które bazuje bardziej na fizyczności, twardej walce. Najwyższa klasa rozgrywkowa jest bardziej poukładana taktycznie. Dużą rolę odgrywa gra defensywna i płynne przejście do ofensywy.

Czujesz się jednym z najpopularniejszych sportowców Jasła?

- Nie, wykonuję po prostu swoją robotę. Jestem jednak zdziwiony i zarazem dumny z tego, że otrzymuję sporo pozytywnych wiadomości. Nawet od osób, z którymi nie mam już kontaktu. Po meczach w Śląsku czy teraz w Legii dostaję mnóstwo gratulacji i mobilizujących słów. To na pewno cieszy i jest największym docenieniem tego, co robię.

Mateusz Cholewiak

Ulubione wspomnienie z dzieciństwa?

- Bodajże turniej im. Marka Wielgusa. Z MOSiR-em Jasło wygraliśmy zawody na szczeblu wojewódzkim w naszej kategorii wiekowej. Dzięki temu pojechaliśmy na mistrzostwa. Pierwsza poważna impreza sportowa, którą wspominam do dziś.

Co poza graniem w piłkę lubiłeś robić jako dzieciak?

- Gameboy. Pierwsza gra, która robiła wtedy prawdziwą furorę. W tamtych czasach nie korzystało się jeszcze z telefonów. Komputery zaczęły wchodzić na rynek, ale dostęp do Internetu był trudny. Przy próbie łączenia z siecią, budziło się pół domu. Tata z automatu wiedział, że taka rozrywka nalicza mu się do rachunku. Na pierwszym miejscu wymieniłbym oczywiście piłkę, ale miało być bez niej.

W którym sporcie czujesz się równie dobry jak w piłce nożnej?

- Kiedyś sporą frajdę sprawiała mi siatkówka. W przeszłości wychodziło się ze znajomymi na basen i grało w „plażówkę”, w zespołach. Można było trochę odpocząć od futbolu i miło spędzić czas. 

Poza sportem, co lubisz jeszcze robić?

- Trochę czasu spędzam w kuchni. Jeżeli chodzi o gotowanie – nie jestem surowy, ale nie można też mnie nazwać ekspertem kulinarnym. Lubię spędzać czas w świecie wirtualnym, oczywiście sportowym. Najbardziej lubię FIFĘ czy „strzelanki” typu Call of Duty. Filmy? Ulubione pozycje to„Władca Pierścieni” i „Hobbit”. Jeżeli chodzi o książkę, za małolata byłem fanem „Harry’ego Pottera”. A muzyka? Nie mam ulubionego wykonawcy. Słucham muzyki, która nawet w danym dniu leci w radiu. Lubię posłuchać hip-hopu, czasami disco polo. Hity na czasie nie są mi obce. W pewnym stopniu dorastałem z Queen, ponieważ tata regularnie puszczał w samochodzie utwory tego zespołu.

A czynność domowa, której najbardziej nie lubisz?

- Odkurzanie. Ale nie mogę tego unikać, bo żona nie jest wtedy zbytnio zadowolona.

Największa radość w życiu?

- Narodziny synka.

Największy strach? Egzaminy, matura?

- W ogóle nie stresowałem się szkołą. Szedłem na egzaminy z myślą: będzie, co będzie. Nie było zatem żadnej obawy. Kiedyś byłem blisko zderzenia na drodze. Wówczas mocno się przestraszyłem. Ale poza tym nie przypominam sobie sytuacji, w której czułem lęk.

Mateusz Cholewiak

Zawsze na czas czy czasami po czasie?

- Staram się być punktualny, to istotny aspekt. Czasami z różnych przyczyn może to nie wyjść, ale wtedy nie czuję się najlepiej. Wcześniej zdarzyło się spóźnić na zbiórkę przed treningiem. W każdej drużynie obowiązuje regulamin, którego się przestrzega. Jeżeli złamie się jakąś zasadę, w tym wypadku spóźni na zajęcia, trzeba za to zapłacić. Podkreślę, że zależy mi na tym, aby być troszkę wcześniej, mieć delikatny zapas czasowy.

Ranny ptaszek czy nocny marek?

- Podczas dni roboczych – ranny ptaszek. Jeżeli jest czas na relaks i odpoczynek – preferuję styl nocnego marka. Lubię nieco dłużej pospać.

Wakacyjny wyjazd, który zapadł w pamięć?

- Hiszpania! Wybraliśmy się na Majorkę z żoną i ze znajomymi. Wspaniały czas. Miałem także okazję być w Grecji czy Turcji, w której często odbywają się zgrupowania. Jak nadarzy się okazja i zdrowie dopisze, postaram się zwiedzić inne zakątki świata. Uwielbiam podróże, daje to możliwość relaksu i ogromną satysfakcję. Marzą mi się Włochy, ale póki co będzie trzeba odczekać.

Historia z życia, o której wcześniej nie mówiłeś?

- Zdałem prawo jazdy za czwartym razem, w Łodzi. Przy poprzednich podejściach pojawiły się różne głupie sytuacje. Zapomniałem włączyć kierunkowskazu, zatrzymać się na stopie... Wychodziło się z auta z lekkim zdenerwowaniem. Człowiek jednak wracał, nie poddawał się i przystępował do kolejnego egzaminu. Czwarta próba przyniosła poczwórną radość. Oprócz zadowolenia, czułem wielką ulgę. Nie myślałem o tym czy będę od razu jeździł. Najważniejszy był kwitek.

Wrócmy do piłki. Akcja i gol z Cracovią w barwach Śląska Wrocław – da się to jeszcze powtórzyć?

- Będzie o to trudno. Nie chodzi o gola tylko sprint, który wykonałem przed posłaniem piłki do siatki. Oczywiście, będę starał do tego dążyć. Czy wyjdzie? Nie wiadomo.

Sprint robił wrażenie. W wyścigu na 100 metrów – spośród piłkarzy ekstraklasy byłbyś najszybszy?

- Raczej nie, choć uważam, że znalazłbym się w czołowej dziesiątce. Wielu piłkarzy z ekstraklasy osiąga prędkość powyżej 34 km/h. Trudno byłoby pokonać Przemysława Płachetę ze Śląska. Chociaż przebywaliśmy w jednym klubie, nigdy nie mieliśmy okazji się ścigać. Uważam, że na 100 procent bym z nim przegrał.

Lewa obrona, skrzydło czy atak – gdzie czujesz się najpewniej?

- Na boku pomocy. Grałem jako skrzydłowy przez kilkanaście lat. Podczas występów na tej pozycji czuję największą swobodę.

Gdybyś mógł któremuś z kolegów podebrać jedną z umiejętności na boisku, to co by to było?

- Podebrałbym spokój i opanowanie od Andre Martinsa. Gdy Portugalczyk jest atakowany przez rywala, potrafi w każdej sytuacji wyjść spod pressingu. 

Najlepszy zawodnik z którym grałeś w jednej drużynie?

- Trudno wskazać jednego. Przychodząc do Legii podkreślałem, że jestem pod wrażeniem umiejętności i doświadczenia zawodników, przez co przyjemność z treningów okazuje się jeszcze większa. Podobnie było w Śląsku. Zameldowałem się w drużynie, która ma jakość i zajęcia odbywały się inaczej. Można się cieszyć każdym dniem spędzonym w klubie.

Najlepszy gracz przeciwko któremu wystąpiłeś?

- (Chwila ciszy). Wytypowanie jednej jednostki nie jest łatwe. W każdym zespole jest piłkarz, który się wyróżnia. Bardzo dobrym graczem jest Flavio Paixo. Potrafi strzelać gole, to prawdziwy lider Lechii Gdańsk.

A najbarwniejszy piłkarz, z którym przebywałeś w szatni?

- Michał Janota. Bardzo dobry, pracowity i zarazem pozytywny zawodnik. Drużynowy śmieszek.

Mateusz Cholewiak

Mateusz Cholewiak to najbardziej wszechstronny piłkarz ekstraklasy?

- Nie wiem. Przyjęło się, że jestem wszechstronny z czego bardzo się cieszę. Może w innych ekipach również znajdują się tacy zadaniowcy, jak ja.

Teraz mistrzostwo, a później europejskie puchary z Legią?

- Jak najbardziej. Mamy dobrą sytuację w tabeli i zrobimy wszystko, aby to podtrzymać. Możliwość rywalizacji w Lidze Europy byłaby dla mnie realizacją celu, który założyłem. Wcześniej skupiałem się na zawitaniu do ekstraklasy. Teraz zależy mi osiąganiu sukcesów z Legią, wywalczenia dubletu, czyli mistrzostwa oraz Pucharu Polski. A co za tym idzie – wówczas nadejdzie szansa na grę w europejskich pucharach. Jestem przekonany, że uda się to spełnić. 

Gdybyś mógł się cofnąć w czasie, zmieniłbyś coś?

- Nie. Wiadomo, popełniałem błędy, które starałem się naprawiać. Uważam, że zrobiłem wszystko tak, jak powinienem.

Plany po zakończeniu kariery?

- Na razie nie mam. Nie zamierzam kończy kariery piłkarskiej. Czuję, że przede mną jeszcze trochę lat gry. Oby zdrowie dopisało, a kontuzje omijały. Co będzie później? Zastanowię się w przyszłości. Mam jeszcze marzenia, które nie są zrealizowane. Jakie? Może willa nad morzem, niekoniecznie w Polsce.

Pierwsza część rozmowy z Mateuszem Cholewiakiem jest dostępna tutaj.

Czy pamiętasz tych piłkarzy. Cz. 1.

1/15 Zagrał 14 razy w reprezentacji Polski, obrońca, ale w Legii spędził tylko pół roku, nie zagrał w oficjalnym meczu, a w sparingu dostał czerwoną kartkę chwilę po wejściu na boisko.

Polecamy

Komentarze (34)

Odśwież

Dodając komentarz zobowiązujesz się do przestrzegania

Komentarze osób niezalogowanych, a także zalogowanych, którzy zarejestrowali konto w ostatnich 3 dniach wymagają akceptacji administratora.