Rafael Lopes
fot. Jan Szurek

Rafael Lopes w roli dżokera i zadaniowca

Redaktor Maciej Ziółkowski

Maciej Ziółkowski

Źródło: Legia.Net

22.04.2021 23:30

(akt. 23.04.2021 00:13)

W tym sezonie Rafael Lopes strzelił cztery gole. Trzy z nich ustalały wynik meczu i zapewniały jednocześnie zwycięstwo lub podwyższały prowadzenie. Można powiedzieć, że Portugalczyk staje się specjalistą od ważnych bramek dla Legii.

Rafael Lopes miał sześć lat, gdy rozpoczął treningi w AD Esposende, klubie z rodzinnego miasta. Później zdecydował się przyjąć wyzwanie przyjaciela i sprawdzić się w Varzim SC, w którym występował m.in. z Salvadorem Agrą, byłym zawodnikiem Legii. Świetnie prezentował się w juniorach i z czasem przeniósł się do seniorskiej drużyny. W pewnym momencie selekcjoner Ilidio Vale powołał go na mistrzostwa świata w Kolumbii do lat 20. Reprezentacja Portugalii wyszła z grupy, a w 1/8 finału pokonała Gwatemalę. W ćwierćfinale trafiła na Argentynę - o losach awansu do kolejnej fazy turnieju zadecydowały rzuty karne. – W pewnym momencie rywale prowadzili 3:1 w "jedenastkach". W czwartej serii wykorzystałem rzut karny, dzięki czemu wróciliśmy do życia. Ostatecznie zwyciężyliśmy – opowiadał Lopes. Po mundialu stał się oficjalnie zawodnikiem Vitorii Setubal.

Po roku podpisał umowę z Moreirense. Pobyt w tym klubie nie był dla niego zbyt udany. W sezonie 2012/2013 zagrał w 26 meczach, nie strzelił żadnego gola. W kolejnych rozgrywkach Portugalczyk przeniósł się do FC Panafiel… i był to strzał w "dziesiątkę".  Następnie związał się z Academicą Coimbra (10 goli w 73 meczach). W lipcu 2016 roku przeniósł się do GD Chaves, zdobył 5 bramek w 35 spotkaniach. Kolejnym klubem Lopesa była Omonia Nikozja. Portugalczyk po raz pierwszy – w wieku 26 lat - przeniósł się do drużyny spoza Portugalii. Gdy Lopes przechodził do Omonii, otrzymał również ofertę z… Wisły Kraków. - Wybrałem jednak Omonię Nikozja, bo do ligi cypryjskiej przenosiłem się z dwoma kolegami z Portugalii, a kiedy pierwszy raz jedziesz grać za granicę, to ważne, by mieć wokół siebie przyjaciół – mówił w wywiadzie dla „Przeglądu Sportowego”.

Wisła odezwała się do piłkarza jeszcze rok później, gdy ten opuszczał Cypr. Ale odmówił. Portugalczyk wrócił do ojczyzny i podpisał umowę z Boavistą Porto. - Trafiłem do Boavisty, której trener pozwolił mi być w szpitalu przy operacji. Pamiętam jej datę – 8 stycznia 2019 roku. Od kilkunastu dni miałem w głowie, że to poważny zabieg, którego synek może nie przeżyć. Nie było łatwo skupić się na treningach, meczach. Czas, gdy w szpitalu kilka godzin czekałem na wieści, wiedząc, że operują moje dziecko, był najgorszym w życiu. Później nastał najlepszy moment, kiedy pojawił się lekarz i powiedział, że wszystko poszło zgodnie z planem – opowiadał nieco ponad rok temu.

Lopes występował w Boaviście przez 12 miesięcy. W 2019 roku ponownie pojawiła się propozycja z Krakowa, z której Portugalczyk postanowił skorzystać. Tym razem jednak chodziło o Cracovię. W poprzednich rozgrywkach zdobył 12 bramek w 41 meczach. Gdy trafiał do siatki, "Pasy" odniosły pięć zwycięstw, raz zremisowały i poniosły trzy porażki. Napastnik zwieńczył sezon zdobyciem Pucharu Polski, a w sierpniu trafił do mistrza kraju, Legii Warszawa. Podpisał kontrakt na 2,5 roku z opcją przedłużenia o kolejne 12 miesięcy.

Jesienne występy w Legii

Był jedynym napastnikiem pozyskanym przez Legię w letnim oknie transferowym. W rozmowie z nami mocno rekomendował go Janusz Gol, były kolega z drużyny. - Rafa dobrze panuje nad piłką, potrafi grać tyłem do bramki. Radzi sobie w grze kombinacyjnej mówił były legionista. Kosztował niewiele i miał za zadanie wprowadzić większą rywalizację w ataku. Jak się okazało, rywalizacji nie było za wiele, minut i bramek również, ale jedna z nich była bardzo ważna.

Na początku przygotowań Lopes złapał uraz, co nie pomogło w adaptacji. Pierwszy raz wszedł na murawę dopiero 11 września w meczu z Wisłą Płock (1:0). W następnej kolejce rozegrał 45 minut z Górnikiem Zabrze (1:3), lecz nie pokazał niczego nadzwyczajnego w tym ciężkim dla Legii okresie. Meczem przełomowym mogło być spotkanie z Karabachem, które Lopes dość niespodziewanie zaczął od początku. Niestety, warszawska drużyna przegrała 0:3, a 29-latek zszedł z murawy na początku drugiej połowy. Zagrał też w przegranym spotkaniu o Superpuchar Polski przeciwko byłym kolegom z Cracovii, lecz był bezradny w atakach. Kolejna szansa na dłuższą grę przyszła miesiąc później, w rywalizacji z Lechem Poznań (2:1). Portugalczyk zastąpił w przerwie Joela Valencię, "Wojskowi" przegrywali. Napastnik na szansę czekał do ostatnich minut i ją wykorzystał. Dośrodkowanie Filipa Mladenovicia zamienił na gola, który dał Legii trzy punkty.

Rafael Lopes

Po przerwie reprezentacyjnej ponownie zmierzył się z Cracovią, zmieniając w drugiej połowie Waleriana Gwilię. Legia dociągnęła prowadzenie 1:0 do końca. Ledwie trzy dni później zaczął mecz w podstawowej jedenastce przeciwko Widzewowi w Pucharze Polski. Starał się, ale że drużyna nie atakowała zbyt często bramki rywala, to za wiele nie pokazał. Na początku grudnia ponownie popisał się skutecznością. W końcowych minutach meczu z Lechią Gdańsk dopadł do strzału obronionego przez Dusana Kuciaka i wpakował piłkę do bramki. Do końca 2020 roku spędził w sumie 142 minuty na boiskach ligowych, strzelił dwa gole.

Runda wiosenna

Portugalczyk zaczął obecny rok od dwóch wejść z ławki rezerwowych, w spotkaniach z Podbeskidziem (0:1) i Rakowem Częstochowa (2:0). Potrafił ożywić grę, trudno było mu odebrać piłkę, choć przeciwko drużynie Marka Papszuna brakło kreowania gry i uderzeń. Miał być drugim napastnikiem, ale nawet jako ofensywny pomocnik powinien dawać w ofensywie dużo więcej, tymczasem nie oddał ani jednego strzału na bramkę. Później rozegrał 90 minut z ŁKS-em (3:2), w 1/8 finału Pucharu Polski. Mimo że nie zdobył bramki po uderzeniu z głowy (trzy próby), to przyjmował sporo piłek pod kryciem i dokładnie je odgrywał. Był przydatny w konstruowaniu akcji. Miał znakomitą asystę przy trafieniu Bartosza Slisza. Odebrał futbolówkę obrońcy w jego własnym polu karnym i idealnie wyłożył ją do młodzieżowca Legii.

Później otrzymał kilka minut w grze z Jagiellonią w Białymstoku (1:1), a następnie dwukrotnie pojawił się w wyjściowym składzie: w meczach z Wisłą Płock (5:2) i Górnikiem Zabrze (2:1). Zastąpił kontuzjowanego Tomasa Pekharta i pokazał się z całkiem dobrej strony. Miał udział przy dwóch trafieniach w rywalizacji z płocczanami. Przeciwko zabrzanom grał bardzo statystycznie i być może dlatego został zmieniony w przerwie. Na początku marca otrzymał pół godziny przeciwko Piastowi Gliwice (1:2), w ćwierćfinale krajowego pucharu. Wszedł z ławki i zrobił swoje, świetnie uwolnił się spod krycia i strzelił jedynego gola dla Legii. Po jego wejściu zagrożenie bramki Piasta zdecydowanie wzrosło.

W meczach ze Śląskiem (1:0) i Wartą Poznań (3:2) pojawił się w podstawowej "jedenastce". We Wrocławiu pokazał wartość. Znakomicie utrzymywał się przy piłce, mądrze i dokładnie rozgrywał, miał świetny  przegląd pola, do tego pracował w defensywie i sporo biegał. Choć grał w ataku, to nie czekał na piłki, tylko starał się za każdym razem uczestniczyć w budowaniu akcji wspomagając Bartosza Kapustkę i środkowych pomocników. Miał też jedną okazję do strzelenia gola, ale z niełatwej pozycji nie trafił w bramkę. W rywalizacji z poznaniakami miał mało kontaktów z futbolówką, jeśli dostał podanie w pole karne, to szukał strzału. Dwa razy uderzył celnie, ale bramkarz bez problemów obronił. Nie miał wielu strat, ale też i nie radził sobie w pojedynkach ze stoperami Warty. Powinien zdecydowanie częściej wychodzić do rozegrania. Później otrzymał po kilkanaście minut przeciwko Pogoni (4:2) i Cracovii (0:0). - To taki typ napastnika, że jak będziemy grali daleko od bramki i trzeba będzie biegać czy wyprowadzać kontry, to się nie odnajdzie. Nie ma takiej motoryki, rywale go dogonią. Jeśli jednak prowadzimy grę w okolicy pola karnego, to fajnie się odnajduje. Potrafi się obrócić, strzelić gola i zagrać kombinacyjnie – opowiadał trener Czesław Michniewicz.

Środa, 21 kwietnia. Lopes rozpoczął spotkanie z Piastem w Gliwicach (1:0) od pierwszej minuty. Razem z Pekartem pełnili role napastników. Dla Portugalczyka był to wyjątkowy wieczór, tak jak w jesiennej grze z Lechem. Kwadrans przed końcem Josip Juranović dośrodkował z prawego skrzydła na 8. metr. Na piłkę czyhał 29-latek, który wygrał pojedynek z rywalem i oddał strzał z głowy. Futbolówka wpadła w kozioł i trafiła w lewy, górny róg bramki. Zawodnik nie krył radości z trafienia, które zapewniło ważne trzy punkty i utrzymało bezpieczną przewagę nad wiceliderem tabeli.

- Jestem bardzo szczęśliwy z tej bramki. Jestem napastnikiem, więc to moje zadanie. To dla nas bardzo ważne zwycięstwo przeciwko mocnej drużynie. Trzy punkty czynią mnie naprawdę szczęśliwym. Trener powiedział mi, że chwilę przed moim trafieniem chciał mnie zmienić. W następnej sytuacji strzeliłem gola. Taki jest futbol, może to plan Boga, hahamówił. Lopes po raz kolejny udowodnił, że gdy nie zmaga się z problemami zdrowotnymi, to jest piłkarzem przydatnym i można na niego liczyć. Lubi strzelać ważne gole, dobrze czuje się w grze w tłoku, pracuje dla drużyny, wykazuje się dużym zaangażowaniem. Potrafi też umiejętnie przyjmować piłki tyłem do bramki i utrzymywać się przy futbolówce. Można powiedzieć, że stał się dżokerem Legii, zawodnikiem od zadań specjalnych, który jest gotowy do pomocy nawet w najtrudniejszym momencie meczu.  

Gdzie dojrzewali piłkarze Legii?

1/15 Jaki klub był pierwszym przystankiem Radosława Majeckiego?

Polecamy

Komentarze (40)

Odśwież

Dodając komentarz zobowiązujesz się do przestrzegania

Komentarze osób niezalogowanych, a także zalogowanych, którzy zarejestrowali konto w ostatnich 3 dniach wymagają akceptacji administratora.