Subiektywne przemyślenia po meczu ze Sportingiem
08.12.2016 22:10
Zanim Mistrzowie Polski pokonali drużynę Jorge Jesusa, zespół Krzysztofa Dębka ograł w Pruszkowie juniorów Sportingu (2:0) w młodzieżowej Lidze Mistrzów. Młodzi zawodnicy chociaż nie mieli już żadnych szans na awans do kolejnego etapu, zagrali bardzo ambitnie, ponieważ chcieli odnieść pierwsze zwycięstwo w tym turnieju. Poprzednie spotkania nie układały się dla nich szczęśliwie. W kluczowych momentach brakowało doświadczenia. Tym razem jednak pokazali, że szybko potrafią się uczyć. Zneutralizowali mocne strony rywali, a sami stwarzali sobie dobre sytuacje do strzelenia gola. Świetnie zaprezentowali się piłkarze, którzy do tej pory zaliczyli znikomą ilość minut w tych rozgrywkach. Najlepszym przykładem jest Mateusz Praszelik. Napastnik już w 3. minucie wykorzystał podanie Tomasza Nawotki i wpisał się na listę strzelców. W drugiej odsłonie spotkania fenomenalną asystą przy bramce Konrada Michalaka zanotował natomiast Aleksander Waniek.
Podczas pruszkowskiego meczu napisał do mnie znajomy, który wypomniał mi, że nie wierzyłem w fakt, iż Legia razem ze Sportingiem będzie walczyć o trzecie miejsce w grupie. Faktycznie, uważałem, iż „Wojskowi” mogą mieć problemy ze strzeleniem gola którejkolwiek drużynie w tych rozgrywkach. Myliłem się, ale szczerze mówiąc nie jest mi głupio. To były moje przeczucia tuż po wylosowaniu grup. Nie należałem do optymistów, gdy widziałem jak prezentują się mistrzowie Polski za kadencji Besnika Hasiego. Wydaje mi się jednak, iż ówcześnie nie tylko ja miałem takie myśli.
Nieistotne! Legia w środę mierzyła się ze Sportingiem o prawo do gry w Lidze Europy na wiosnę. Portugalczycy zdawali sobie sprawę, że nie muszą się spieszyć z konstruowaniem akcji. Legioniści zaś nie rzucili się na rywala od pierwszych minut, tylko spokojnie czekali na swoje szanse. „Wojskowi” dostrzegli, iż linia obrony portugalskiego zespołu jest ustawiona bardzo wysoko i tutaj znaleźli swoją receptę do zwycięstwa. Cytując Aleksandara Prijovicia mistrzowie Polski wymierzyli karę rywalom. Vadis Odjidja-Ofoe świetnie zagrał futbolówkę do wychodzącego na pozycję „Prijo”. Obrońcom gości nie udało się założyć pułapki ofsajdowej, a Szwajcar wyłożył jak na tacy piłkę Guilherme, który bez problemów pokonał Ruia Patricio.
Warszawiacy podobnie jak w Dortmundzie błyskawicznie znaleźli najsłabszy punkt w drużynie przeciwnej. W Borussii źle funkcjonowała lewa obrona i dlatego Legia każdą bramkę zdobyła po akcji prawą flanką. Ze Sportingiem zaś szybko zauważyli ustawienie linii obrony. Cierpliwie więc szukali prostopadłych podań, czekając na błąd defensywy. Portugalczycy nie mylili się przez większą część meczu, ale ostatecznie jeden z ich nielicznych błędów kosztował ich porażkę.
Oddzielny akapit poświęcę Odjidji-Ofoe. Belg w konfrontacji ze Sportingiem zagrał rewelacyjne zawody. Momentami wręcz ośmieszał mistrza Europy - Williana Carvalho. Legionista wygrywał z nim pojedynki w bark w bark, mijał go swoimi zwodami, a dodatkowo Portugalczyk za faul na belgijskim rozgrywającym został wykluczony z boiska. Były reprezentant Belgii przez całe spotkanie imponował przeglądem pola, dokładnie podawał oraz popisywał się indywidualnymi umiejętnościami. To przyjemność obserwować takiego gracza.
Warto też zwrócić uwagę, iż Legia pierwszy raz nie straciła gola w tych rozgrywkach. „Wojskowi” zagrali bardzo mądrze w defensywie i dlatego później mogli cieszyć się ze zwycięstwa. Wcześniej legioniści 24 razy wyciągali piłkę z własnej siatki. To oczywiście nie jest dobry wynik. Średnio na mecz bramkarz mistrzów Polski był pokonywany czterokrotnie. Jednakże jak słusznie zauważył Prijović po środowym spotkaniu, warszawiacy zakwalifikowali się do fazy grupowej Ligi Europy i to jest najważniejsza informacja. Gdzie są teraz ci, którzy szydzili z drużyny Jacka Magiery, gdy ta przegrywała z Realem Madryt 1:5 bądź 4:8 z Borussią. Oczywiście, te konfrontacje nie przyniosły punktów polskiemu zespołowi, ale z całą pewnością dodało wiatru w żagle.
Przypuśćmy, iż Legia muruje się w Dortmundzie i przegrywa z Borussią 0:5 na Signal Iduna Park. Czy zawodnicy trenera Magiery mieliby podstawy, by wierzyć w zwycięstwo ze Sportingiem u siebie? A tak strzelili cztery gole BVB, gdzie sam Thomas Tuchel nie mógł sobie przypomnieć meczu, w którym jego zespół straciłby cztery bramki. Legioniści natomiast po starciu wyszli do dziennikarzy rozżaleni, ale pewni swoich umiejętności. Fakt jest taki, iż „Wojskowi” po raz czwarty z rzędu zagrają w Lidze Europy. Bez wątpienia trzeba to rozpatrywać w kategoriach sukcesu.
Okazuje się, że rok na stulecie klubu jest jednym z lepszych w historii. Legia zdobyła Puchar Polski. Sięgnęła po mistrzowski tytuł. Awansowała po 21. latach do Ligi Mistrzów. Rozegrała pasjonujące mecze w fazie grupowej z najlepszymi europejskimi zespołami. Ostatecznie zajęła w grupie trzecie miejsce i na wiosnę wystąpi w Lidze Europy. Jedynym minusem jest spora strata punktowa do lidera rozgrywek w Lotto Ekstraklasie. Jednakże dzięki ESA37 warszawiacy mają jeszcze czas, by odrobić punkty do pierwszej Jagiellonii Białystok. Drodzy kibice doceniajcie to co posiadacie, ponieważ nie zawsze będzie tak kolorowo.
Regulamin:
Punktacja rankingu:
Za każdy nowy komentarz użytkownik dostaje 1 punkt. Jednak, gdy narusza on nasze zasady i zostanie dezaktywowany, użytkownik straci 2 punkty. W przypadku częstych naruszeń zastrzegamy sobie możliwość nakładania wyższych kar punktowych, a nawet tymczasowych i permanentnych banów.