Zima wczoraj i dziś
09.01.2010 10:12
Jak wyglądały przygotowania drużyn piłkarskich kilka dekad temu? Jeszcze w latach pięćdziesiątych i na początku sześćdziesiątych w zimowych treningach pojawiały się elementy zupełnie dziś nieznane. Piłkarzom wrocławskiego Śląska w przerwie między sezonem 1958, a 1959 trenerzy potrafili zaaplikować między innymi trening na nartach zjazdowych, dziś wyklęty w profesjonalnym futbolu z uwagi na ryzyko poważnych kontuzji. Niektórzy zawodnicy, i to grający na poziomie ekstraklasy, wyczynowo uprawiali równolegle inne dyscypliny. Na przykład w zimie grywali w hokeja na lodzie. Tadeusz Świcarz, legendarny napastnik Polonii Warszawa, a później także znakomity piłkarz Legii, zdobył z tym drugim klubem trzy mistrzostwa Polski właśnie w hokeju.
- W latach siedemdziesiątych było tak zwane "ładowanie akumulatorów" w górach. Przekleństwo każdego piłkarza. Polegało to na bezsensownej bieganinie, do omdlenia. O tym, żeby indywidualnie podejść do treningu zawodnika mało kto myślał. Świętej pamięci Leszek Jezierski w ŁKS wyznawał zasadę "jak noga ci nie odpada, to możesz zasuwać dalej". Pamiętam, że sam musiałem się dopominać w reprezentacji, a także w klubie o indywidualny trening dla bramkarza. Jakikolwiek... - wspomina Jan Tomaszewski, który najlepsze lata kariery spędził właśnie w łódzkim klubie. Pod tym względem długo niewiele się zmieniało. Jeszcze na przełomie lat osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych trzeba było sposobu, żeby wymigać się od ciężkiego biegania. Janusz Kudyba, były napastnik między innymi Zagłębia Lubin (mistrz Polski z 1991 roku) wynajmował po prostu środek transportu.
- Kiedyś w treningach zimą do upadłego stosowano tak zwaną metodę ciągłą. Panowało przekonanie, że najlepiej zawodnika przygotuje się właśnie biegiem. I często był to ruch o jednostajnej intensywności. Trudno to krytykować. Po prostu taki był kiedyś stan wiedzy na temat motoryki i fizjologii. Ale przecież taki bieg w normalnym spotkaniu piłkarskim nie występuje. W latach siedemdziesiątych nawet reprezentacji Polski biegali w zimie na Śnieżkę. Po takim biegu piłkarz potrafił zwymiotować z wysiłku. Zupełnie niepotrzebnego. Cała para szła w gwizdek. Przecież mecz to ciągłe zmiany kierunku biegu, sprinty. Pod takim kątem należy przygotowywać zawodników - mówi profesor Jan Chmura, czołowy polski fizjolog.
Posłużę się przykładem: w okresie przygotowawczym stężenie kwasu mlekowego w mięśniach mogło być wtedy nawet trzykrotnie większe niż dzisiaj u gracza ekstraklasy - przyznaje profesor Chmura. - Jakim zatem cudem wtedy Polacy dotrzymywali na międzynarodowej arenie kroku najlepszym na świecie, a dzisiaj już nie? Po prostu świat poszedł naprzód, między innymi w zakresie metod treningu i selekcji sportowców. My robimy postępy dużo wolniej - dodaje Chmura.
Autor: Michał Guz
Regulamin:
Punktacja rankingu:
Za każdy nowy komentarz użytkownik dostaje 1 punkt. Jednak, gdy narusza on nasze zasady i zostanie dezaktywowany, użytkownik straci 2 punkty. W przypadku częstych naruszeń zastrzegamy sobie możliwość nakładania wyższych kar punktowych, a nawet tymczasowych i permanentnych banów.