News: Akademia: Patryk Romański i jego historia o niepoddawaniu się

Akademia: Patryk Romański i jego historia o niepoddawaniu się

Piotr Kamieniecki

Źródło: Legia.Net

07.06.2017 22:00

(akt. 07.12.2018 10:23)

Zerwanie więzadeł krzyżowych to uciążliwa dolegliwość dla każdego człowieka. Dla sportowca, to tragedia. Operacja oraz żmudna rehabilitacja pochłaniają przynajmniej osiem miesięcy, a czasem i rok. Dwa razy z takim problemem musiał zmierzyć się Patryk Romański, piłkarz akademii Legii pochodzący z Warszawy. - Zmieniłem kierunek biegu, poczułem zblokowanie kolana i leżałem. Nie wiedziałem co się stało. Pierwszy raz miałem do czynienia z taką sytuacją. Pierwszy podbiegł trener Myśliwiec, po chwili pojawili się fizjoterapeuci. Drużyna była w szoku, część kolegów słyszała trzask kolana nawet z połowy boiska - opowiada w rozmowie z Legia.Net. Posłuchajcie jego historii.

Warszawiak trafia do Legii: 

 

- To były wakacje, 2012 roku. Wcześniej grałem w praskim Drukarzu, to też moje rejony. Zostałem zaproszony na testy do Legii, na które pojechałem samochodem z ówczesnym trenerem i kolegami. Ćwiczyliśmy na bocznym boisku przy Łazienkowskiej. Było trochę gierek… A później… Przyszła informacja, że dobrze się zaprezentowałem i Legia widzi mnie w swoich szeregach. Grałem w Drukarzu, ale marzeniem było zakładanie koszulki z „eLką” na piersi. Dla rodowitego warszawiaka nie mogło być inaczej. Bycie częścią tej drużyny, było na początku szokiem. Reprezentowanie tych barw sprawiało dumę. Chciałem prezentować się z jak najlepszej strony. Pokazać, ile znaczy dla mnie klub. Gra w Legii jest wielkim wyróżnieniem. 

 

Po roku dostałem powołanie do juniorskiej reprezentacji Polski. Widać ktoś uznał, że na to zasługuję. Dla mnie było to kolejne zaskoczenie, możliwość pokazania się na konsultacjach. Taka wiadomość zawsze sprawia radość. Miałem jednak jeden cel - zostać tam jak najdłużej. To było bardzo ciekawe doświadczenie. Zagrałem w sześciu meczach towarzyskich: dwa razy z Walią, dwa ze Szkocją oraz na turnieju przeciwko Finlandii i Słowacji. To przeżycia, które zostaną ze mną do końca życia. 

 

Pauza: 

 

- W przeszłości zdarzały mi się drobne urazy. Na tyle drobne, że po tygodniu byłem gotowy do gry. Nagle… W 2015 roku jechałem na kolejny trening. Prawie, dzień jak co dzień. Różnica taka, że był to dzień rozpoczęcia szkoły, 1 września. Wszystko było w porządku, rozmawialiśmy z kolegami o tym, co będzie się działo na zajęciach. Toczyły się fajne pogawędki. Wyszedłem na murawę, dobrze się czułem i wręcz wszystko mi wychodziło. Mniej więcej w połowie treningu, w trakcie gry jeden na jednego…. Zmieniłem kierunek biegu, poczułem zblokowanie kolana i leżałem. Nie wiedziałem co się stało. Pierwszy raz miałem do czynienia z taką sytuacją. Pierwszy podbiegł trener Myśliwiec, po chwili pojawili się fizjoterapeuci. Drużyna była w szoku, część kolegów słyszała trzask kolana nawet z połowy boiska. 

 

Chwilę później, znalazłem się w budynku klubowym. Oczywiście, nie doszedłem tam o własnych siłach. Fizjoterapeuci dokładnie obejrzeli kolano, patrzyli się na siebie, a ja… nie wiedziałem co się dzieje. Oni już domyślali się, co się stało. Ostateczną informację dostałem po badaniu rezonansem magnetycznym. Doktor Jacek Jaroszewski wprost poinformował, że czeka mnie rekonstrukcja więzadła krzyżowego. To był szok. Niedowierzałem. Było fajnie, grałem w kadrze i nie wiedziałem, co teraz będzie.

 

Wiele osób z zewnątrz uspokajało mnie, że taka kontuzja nie jest końcem świata, ani końcem marzeń o piłkarskiej karierze. Zacząłem mocno pracować, chciałem szybko wrócić do gry… Daty pamiętam do dziś. 18 kwietnia 2016 roku ponownie zacząłem ćwiczyć z zespołem. Osiem miesięcy ciężkiej pracy na rehabilitacji dało efekt. Starałem się, by mój powrót był spokojny. Czułem głód piłki, nie mogło być inaczej. Była tęsknota za tym, co kocham robić. Na początku była pewna blokada na treningach. To normalne, działa podświadomość. Czasem trzeba było przez to odpuścić w stykowych sytuacjach. Już dwa tygodnie później, praktycznie zaadaptowałem się do obciążeń. Chciałem już trenować na sto procent. 

 

20 maja, praktycznie miesiąc później, zmieniłem kierunek biegu w trakcie walki o piłkę. Stopa została w boisku, kolano się przekręciło. Znałem to uczucie, było identyczne. Złudzeń nie było. 

 

Deja vu:

 

- Czekało mnie to samo, żmudna rehabilitacja przez kilka miesięcy. Po drugim zerwaniu więzadeł… Załamałem się. Leżałem u fizjoterapeutów i nie odzywałem się. Trener Sokołowski odwiózł mnie do domu, w którym akurat nikogo nie było. Zamknąłem się w pokoju, położyłem na łóżku i nie dowierzałem. Nie dowierzałem, że to się znowu stało. Nie byłem nawet w stanie zadzwonić do rodziców, którzy byli w pracy. Nie chiałem ich denerwować czy też smucić, bo wiedziałem, jak każdego dnia wspierają mnie. Przy pierwszym urazie, chcieli mi zapewnić wszystko, bym wrócił do pełni zdrowia.  Na treningach dawałem z siebie 100, a nawet 120 procent. Było dla mnie jasne, że to może dać mi gwarancję dalszej gry w piłkę, spełnienia marzeń… Po drugim razie było załamanie, ból, niepewność. Nie wiedziałem czy udźwignę to ponownie. 

 

Ostatecznie, po godzinie leżenia w pokoju, zadzwoniłem do taty. Podniósł słuchawkę, a mi... odebrało mowę. Powiedziałem wreszcie, kompletnie załamanym głosem: "to samo". Wiedział o co chodziło.

 

Ile czasu potrzeba, by myślenie wróciło na odpowiednie tory? - (Chwila ciszy). Po drugiej operacji, coś się zmieniło. Leżałem już na sali, po zabiegu. Myślałem sobie, że skoro raz dałem radę, to powtórnie muszę wrócić na boisko. Wiedziałem, że muszę jeszcze mocniej pracować. Byłem gotów zrobić wszystko, by nie zaliczyć hat-tricka. Motywowały pewne głosy z boku: że się nie uda, że nie mam już szans wrócić, że po co w to brnę. Na sali szpitalnej pojawił się ordynator z kilkoma innymi lekarzami. Wywiązał się mały dialog, 14 czerwca 2016 roku, dzień po operacji:

 

- Ile masz lat - spytał. 

 

- Siedemnaście.

 

- Który raz zerwałeś?

 

- Drugi. 

 

- Jak dla mnie, powinieneś skończyć grać w piłkę, bo jako 22-latek skończysz na wózku inwalidzkim. 

 

Do dzisiaj pamiętam tę rozmowę, wziąłem ją sobie do serca. Na tyle, że postanowiłem pokazać temu lekarzowi, że jeszcze będę grał w piłkę. Słowa doktora do dziś napędzają mnie do jeszcze większej pracy. Z marzeń się tak łatwo nie rezygnuje. Chcę udowodnić, że warto we mnie wierzyć. Przez czas rehabilitacji, patrzyłem na przypadki podobne do mojego. Utrzymuję stały kontakt z Arkiem Madeńskim, Michałem Efirem czy Norbertem Misiakiem, który rehabilituje się teraz przy Łazienkowskiej. Można wrócić po takiej kontuzji. Na spokojnie, ale można. Potrzeba czasu, adaptacji, przyzwyczajenia do piłki. W Serie A czy Premier League nie brakuje graczy, którzy w przeszłości zerwali więzadła, a teraz prezentują się na najwyższym poziomie. 

 

Głowa: 

 

- Motywacji do wytężonej pracy mi nie brakuje. Nie zapominam o ćwiczeniach wzmacniających. Wszystko jest do zrobienia, choć to siedzi w głowie. Mentalność w tak długich chwilach rehabilitacji jest bardzo ważna. Mówimy praktycznie o dwunastu miesiącach bez gry! Trzeba to sobie poukładać w głowie, być gotowym na litry potu. Postawiłem sobie jasny cel: spełnianie marzeń i powrót do piłki. Zdarzały się wahania nastrojów, smutki… Potem pojawia się radość, następnie znika i wraca. Psychika odgrywa wielką rolę. W Legii pracuję z panią psycholog, która bardzo mi pomaga. Uświadomiła mi pewne kwestie, poradziła, jak mogę się motywować. Ustawiliśmy wspólnie, jak w głowie przygotowywać się do powrotu. 

 

W świecie piłki, moim zdaniem, sfera mentalna jest bardzo ważna. Głowa pomaga w wielu rzeczach, a zwłaszcza po kontuzjach. Kiedy wraca się do drużyny po kontuzji, nastawienie psychiczne może wiele pomóc. Specjalista ma w tym doświadczenie i może wiele podpowiedzieć i uświadomić. Ważne jest indywidualne podejście psychologa do zawodnika, bo można zważać na charakter i osobowość gracza. Pani Ada (Zagórska, psycholog APLW - red.) wie, jaki jestem. Dzięki temu, potrafi odpowiednio ze mną pracować. To pomocne. Według mnie, wielu zawodników powinno tego spróbować, a spora liczba chłopaków z tego korzysta. Drużyna jest obecnie podzielona na kilka grup, które systematycznie chodzą na zajęcia. Jeśli ktoś się z tego śmieje, to nie rozumiem tego. To tylko dążenie do rozwoju na wszelkich płaszczyznach. 

 

Uciekły mi ważne lata rozwoju, ominęła mnie gra w Centralnej Lidze Juniorów. Grałem w reprezentacji Polski, wszystko układało się świetnie, aż przyszły dwie kontuzje. Nie grać w moim wieku, to… Jest po prostu słabo. Żałuję, że tak się stało, ale to było. To przeszłość. Trzeba myśleć o przyszłości. 

 

Przyszłość: 

 

- Powrót do najwyższej dyspozycji po takich dwóch kontuzjach może nawet potrwać dwa lata. Będę cały czas ciężko pracował, by wrócić do wysokiej formy jak najszybciej. Wiadomo jednak, nic na siłę. Wszystko musi się dziać krok po kroku. Obecnie kończę rehabilitację. Lada moment, mam przejść testy sprawnościowe. Jeśli wyniki będą pomyślne, będę mógł zacząć treningi z drużyną. A co dalej…? W następnym sezonie nie będzie mi już dane reprezentować barw Legii. Mogę jedynie podziękować za poprzednie lata, które zmieniły mnie pod względem życiowym, a przede wszystkim piłkarskim. Nabyłem wiele doświadczeń i czas spędzony przy Łazienkowskiej zawsze będę wspominał pomyślnie. Będę szukał nowej przystani, są różne opcje. Razem z menedżerem, mamy kilka typów. W grę wchodzi przede wszystkim gra w seniorami. To czas, by tego spróbować. I spróbuję! Na pewno nie poddam się, jestem zdeterminowany, by odnieść sukces. Lubię obserwować najlepszych. Mam swoich zagranicznych idoli. Często podpatruję grę Daniego Alvesa z Juventusu. Zerkam również w stronę gracza AS Roma, Alessandro Florenziego. Chcę się rozwijać i dążyć do jak najwyższego poziomu.

 

Legia daje wszystko, co potrzebne jest zawodnikowi. To najlepszy klub w Polsce: można zaznać odnowy biologicznej, dodatkowo potrenować… Nie można na nic narzekać. Nie boję się jednak zmiany klubu. Poznałem przy Łazienkowskiej, czym jest profesjonalizm. Wiem, jak ważna jest regeneracja, czynniki pozaboiskowe… Będę prowadził się tak, by kierować się w stronę sukcesu. Zobaczymy, co przyniesie przyszłość. 

Polecamy

Komentarze (5)

Odśwież

Dodając komentarz zobowiązujesz się do przestrzegania

Komentarze osób niezalogowanych, a także zalogowanych, którzy zarejestrowali konto w ostatnich 3 dniach wymagają akceptacji administratora.