News: Henrik Ojamaa rozwiązał kontrakt z Legią

Komentarz: Głowa do góry

Piotr Kamieniecki

Źródło: Legia.Net

28.11.2013 18:30

(akt. 04.01.2019 12:42)

W ostatnim meczu ligowym z Pogonią Szczecin Henrik Ojamaa wszedł na boisko w 52. minucie. Opinie o jego występie nie były pochlebne ani na trybunach, ani wśród dziennikarzy, ani wśród jego kolegów, którzy na ogół w takich sytuacjach zachowują się jak wytrawni dyplomaci. Co takiego się stało? Właściwie nic nowego. Estończyk ponownie rzadko podawał, przeważały zaś zagranie nieudane. Wzrok naszego zawodnika był wbity w murawę – przez co nie mógł dostrzec kolegów.

Spójrzmy na statystyki Henrika w meczu z Pogonią. 14 podań – 7 celnych, 7 niecelnych; 8 dryblingów – 3 udane, 5 nieudanych; 3 razy walczył o piłkę w powietrzu – 1 główka wygrana, 2 przegrane; 3 strzały – 2 celne, 1 niecelny. 0 goli, 0 asyst. Ktoś mógłby powiedzieć, że statystyki te zostały wybrane złośliwie, ale Ojamaa gra na podobnym poziomie już od jakiegoś czasu.


Przed przyjściem Estończyka do Legii wszyscy zastanawiali się ile kluczowych podań skrzydłowy zaliczy w Polsce, gdzie poziom trudności jest podobny do tego w Szkocji. Tam naprawdę mocny jest tylko Celtic, godnych przeciwników dla „The Bhoys” brakuje. Początki skrzydłowego w Polsce nie wyglądały źle, z meczu na mecz było jednak gorzej. W tej chwili Ojamaa sprawia wrażenie szybkiego i surowego technicznie. Taki estoński Manu, ale słabszy bo zupełnie nieprzydatny w defensywie.


Wszystkie swoje wady Ojamaa pokazał w meczu z Pogonią Szczecin, kiedy wszedł na boisko za kontuzjowanego Michała Kucharczyka. Już w pierwszej akcji Estończyk naraził Bartosza Bereszyńskiego na stratę na wysokości pola karnego. Gdyby nie faul na defensorze Legii, byłoby groźnie. „Heniek” unikał powrotów, a jeśli nawet znalazł się na własnej połowie, nie zaliczał przechwytów, raczej wyglądał na zagubionego.


Skrzydłowy jest przede wszystkim od zadań ofensywnych, ale w pewnym stopniu Ojamaa powinien wspomagać również bocznych obrońców. Tymczasem dochodziło do tego, że Estończyk nie zawsze nadążał za akcją i często w jego miejscu musieli pojawiiać się Bereszyński lub Miroslav Radović. Kiedy już pomocnik stołecznego klubu był przy piłce, to najczęściej kiwał lub podawał do najbliższego kolegi.


Podania:


- Ojamaa zaliczył w sumie 14 podań. Połowa była udana. Warto zauważyć, że praktycznie wszystkie zagrania były krótkie, do najbliżej stojącego partnera z zespołu. Estończyk często odgrywał na jeden kontakt, czasem zupełnie niepotrzebnie. Jeśli zaś nie oddał od razu piłki, to decydował się na solową akcję z dryblingiem.


Dryblingi:


3 udane, 5 nieudanych. Nie jest to dobry bilans. Pokazuje egoistyczne zachowanie Estończyka. Minimum 4 strat dało się uniknąć podając do lepiej ustawionego kolegi. Jednak Ojamaa wolał biec wprost na rywala. Udane „kiwki” Henrika dwa razy kończyły się strzałem, ale piłka leciała w dość wolnym tempie i lądowała w rękawicach Radosława Janukiewicza. Nie były to dobre próby, jedną z nich można było skończyć inaczej – podając do Tomasza Brzyskiego, który był na wolnej pozycji, ale nie doczekał się na futbolówkę.


"Brzytwa" był wyraźnie zły po ostatnim gwizdku arbitra. - Piłka nożna to gra zespołowa i Ojamaa musi rozumieć, że czasem trzeba podać lepiej ustawionemu koledze, który mógłby zdobyć bramkę. Trudno powiedzieć co chciał zrobić po wejściu na boisku. Może miał nadzieję, że sam wygra mecz... – irytował się po meczu Brzyski. Podobnie wypowiadał się trener Jan Urban. – Będziemy musieli poważnie porozmawiać z „Heńkiem”, bo tak nie może dalej być. Nie zabraniamy mu podejmowania indywidualnych akcji, bo potrafi je przeprowadzać, ale dobro drużyny jest najważniejsze – nie może grać tylko dla siebie – mówił szkoleniowiec „Wojskowych”. Do zasady „minimum słów” ograniczył się Miroslav Radović, który pytany o Estończyka jedynie sugestywnie się uśmiechnął i odmówił komentarza.


Trudno znaleźć pozytywy w występie Estończyka, który często zwalniał grę kółeczkami z piłką. Przestoje w grze Legii nie były potrzebne. „Heniek” musi się nauczyć podnoszenia głowy do góry. Tylko w ten sposób może zobaczyć na boisku dziesięciu kolegów z „eLką” na piersi. Do poprawy jest wiele. W kilku wywiadach Estończyk opowiadał, że lubi oderwać się od piłki po pracy. Być może będzie potrzebował czasu na przemyślenie swojej postawy na murawie. Grając bowiem tak, jak do tej pory, może mieć kłopot ze znalezieniem się w kadrze meczowej i tym samym z powtórzeniem sukcesu w swoim kraju. A za taki trzeba uznać czwarte miejsce w klasyfikacji na najlepszego piłkarza Estonii.

Polecamy

Komentarze (27)

Odśwież

Dodając komentarz zobowiązujesz się do przestrzegania

Komentarze osób niezalogowanych, a także zalogowanych, którzy zarejestrowali konto w ostatnich 3 dniach wymagają akceptacji administratora.