News: Piotr Kobierecki: Nie będziemy żyli historią

Piotr Kobierecki: Nie będziemy żyli historią

Piotr Kamieniecki, Maciej Ziółkowski

Źródło: Legia.Net

14.06.2017 18:32

(akt. 07.12.2018 10:22)

Trener Piotr Kobierecki wraz ze swoją drużyną staje przed szansą walki o trzecie mistrzostwo Polski juniorów starszych z rzędu. Najpierw jego zespół zmierzy się jednak w półfinałach z Lechem Poznań. Pierwszy mecz już w czwartek o godzinie 19:00 we Wronkach. - Nie możemy żyć historią i nie można upatrywać nas w roli faworyta, przez to, iż w poprzednich latach zdobywaliśmy mistrzostwo. Pojawiają się nowi gracze z jakością, aczkolwiek nie wiemy, jak zaprezentują się na takim poziomie - mówi szkoleniowiec "Wojskowych" w rozmowie z Legia.Net. Zapraszamy do lektury.

Gdybyśmy na początku roku powiedzieli panu, że po raz trzeci z rzędu awansujecie do półfinałów, jaka byłaby reakcja?

 

- Nie przyjąłbym tego, jako rzecz oczywistą. Aczkolwiek głęboko bym w to wierzył. Teoretycznie, przystępując do sezonu, wiele osób sądziło, iż w bieżących rozgrywkach będziemy dysponowali najsłabszym materiałem ludzkim. A jednak daliśmy radę i wyszliśmy z grupy wschodniej z pierwszego miejsca. Wiadomo, że nie zawsze wygrane i punkty przychodziły łatwo. Końcowy efekt, jeżeli chodzi o fazę zasadniczą, był dosyć okazały, jeżeli chodzi o zdobycz punktową oraz rezultaty poszczególnych spotkań.

 

Potrzebowaliście jednak chwili, żeby tego optymizmu sobie dodać.


- Zaczęliśmy od dwóch remisów. Chłopaki z młodszego rocznika musieli poznać nasz sposób gry w CLJ. System jest podobny, ale każda drużyna ma jakieś szczególne cechy. Po początkowym badaniu ekipy, w końcu to "zatrybiło". Przed początkiem sezonu, okres treningów przed startem ligi jest krótki, więc na zgranie nie było wiele czasu. Po dwóch kolejkach rozkręciliśmy się, wygrywaliśmy, a następnie przerodziło się to w dość okazałą passę. Efekt finalny był taki, iż po trzydziestu meczach zostaliśmy sklasyfikowani na pozycji lidera. Dla niektórych mogła być to pewna niespodzianka, pomijając to, że poprzednie dwa sezony kończyliśmy ze złotym medalem.

 

Kto indywidualnie zrobił na panu największe wrażenie z zespołu przez cały rok?

 

- Sporo chłopaków zrobiło olbrzymi skok jakościowy. Pierwsi, którzy się nasuwają, to piłkarze z rocznika '00, czyli Sebastian Walukiewicz i Mateusz Praszelik. "Praszel" poniekąd został wyciągnięty z szafy, bo w swoich rocznikach zbyt wiele na boisku nie przebywał. W końcu trafił do nas, gdzie dostał szansę i ją wykorzystał. Dodatkowo stał się liderem reprezentacji Polski i zawodnikiem, w którego klub mocno wierzy. "Seba" z kolei występował na pozycji, która czasami uwypuklała jego mankamenty. Myślę tu o grze kombinacyjnej oraz grze tyłem do przeciwnika. Nie zapominajmy, iż jest to nominalny stoper, a na pozycji defensywnego pomocnika te założenia się zmieniały. Mimo wszystko, Walukiewicz podołał wyzwaniu, przez co bardzo się rozwinął.

 

Wielu piłkarzy potwierdziło swoją jakość również w rundzie wiosennej. Solidną jesień zaliczył Oskar Wojtysiak, niestety potem złapał kontuzję i musieliśmy poszukać zastępcy. Szansę otrzymał występujący normalnie na skrzydle Piotr Cichocki i drugą część sezonu miał niezwykle udaną. Potrzeba matką wynalazków. Jak się okazało, ten ruch okazał się strzałem w "dziesiątkę". Nie można zapominać o Michale Góralu. Napastnik przez pierwsze pół roku miał trudne chwile, jednakże w przytupem wszedł w ten sezon, piął się coraz wyżej i jego ranga, jako osoby w drużynie, zaczęła się zwiększać. Do tego dołożył również imponującą zdobycz strzelecką.

 

Jaki procent sukcesu drużyny to praca sztabu szkoleniowego?

 

- Mateusz Kamuda, razem ze mną, ma duży wpływ na zespół. Do tego trenerzy bramkarzy, czyli Maciej Kowal i często zastępujący go Arkadiusz Białostocki. Cenne okazały się analizy z Kacprem Marcem oraz praca motoryczna Tomasza Grudzińskiego. Skupiłbym się jednak w dużej mierze na naszych zawodnikach. Pomysł na drużynę był skuteczny i dzięki temu mieliśmy okazję podwyższyć dorobek punktowy i tego nie możemy sobie odbierać, aczkolwiek dysponujemy świetnymi piłkarzami, a przez to łatwiej osiągać dobre wyniki.

 

Razem z Mateuszem Kamudą uzupełniacie się idealnie?


- Tak. Znamy się dobrze, ponieważ przez dłuższy czas ze sobą pracowaliśmy, mamy podobne spojrzenie na futbol... Najbardziej cenię w Mateuszu to, że rozmawiając o składzie i założeniach, nie przytakuje mi, a wręcz przeciwnie - często wypowiada swoje zdanie. Zdarza się niejednokrotnie, że przekonuje mnie do kwestii personalnych. Oczywiście, ostatnie słowo należy do mnie, ale bardzo sugeruję się tym, co mówi Mateusz. Zna się na tym, co robi. Odpowiada też za stale fragmenty gry, z których w fazie zasadniczej strzeliliśmy 27 goli. To też jest znaczące, zwłaszcza w wyrównanych starciach, gdzie te elementy decydowały, kto schodził z murawy jako wygrany.

 

Czy stałe fragmenty gry we Wronkach również będą miały znaczenie?

 

- Patrząc z perspektywy lat ubiegłych - były niemalże kluczowe. Wiadomo, najlepiej byłoby grać wysublimowaną piłkę i pokonać rywala w pięknym stylu. Na pewno będziemy chcieli się zaprezentować jak najlepiej, zagrać przyjemnie dla oka, ale i pragmatycznie, żeby przełożyło się to na niezłe osiągnięcie. Wiem, na bazie doświadczenia, że rzuty różne czy wolne są ważne i potrafią "ustawić" mecz.

 

Przez ostatnie dwa lata dwumecze z Lechem zaczynały się w Warszawie, teraz sytuacja się odwróciła, co chyba jest panu na rękę.


- Przyjęło się tak, iż rewanż u siebie jest pewnym handicapem... Gdybym spojrzał na to wszystko empirycznie, to w latach ubiegłych, w pierwszych potyczkach w Warszawie, spisywaliśmy się kapitalnie. Nie ma co dorabiać sobie do tego różnych ideologii. Gdyby to zależało ode mnie, wziąłbym zaistniały fakt czyli najpierw pojechał do Wronek, aby mieć rewanż w stolicy.

 

Mam wrażenie, że mecz we Wronkach to walka o wytrzymanie i zachowanie chłodnej głowy.

 

- W poprzednich sezonach spotykały się dwie bardzo wyrównane ekipy, natomiast w efekcie końcowym, to my schodziliśmy z boiska ze zwycięstwem. Głowa jest niezwykle istotnym elementem. Tak samo jak podejście czy adoptowanie tego, co się dzieje na boisku. Aspekt mentalny może być w tych meczach arcyważny. Gdy wyłączymy się jednak od rangi spotkania, a skoncentrujemy na zadaniach i założeniach, wtedy będzie nam znacznie łatwiej.

 

Czujecie się podbudowani pierwszym miejscem po rundzie zasadniczej?


- Nie podchodzę tak do tego. Cieszę się, iż znaleźliśmy się w fazie finałowej. Ktoś powie, że teoretycznie lepiej byłoby się zmierzyć z Pogonią... Nie wyobrażam sobie jednak kalkulacji, w obliczu dwóch ostatnich kolejek, wyjścia gorszym składem czy słabszym podejściem na spotkania z Progresem czy ŁKS-em. Sądzę, że każde kalkulowanie w sporcie źle się kończy i nie powinno to mieć miejsca. Często w fazie grupowej na wielkich imprezach, drużyna po dwóch konfrontacjach ma zapewniony awans, w trzeciej potyczce wystawia drugi garnitur i potem przegrywa w fazie play-off mimo, iż podstawowi zawodnicy są wypoczęci.

 

W ostatnich latach wymieniliście w zespole wielu zawodników. Nie wiem czy jest taki zawodnik, który pamięta finałowy dwumecz z "Kolejorzem" sprzed dwóch lat. 


- Sam się nad tym niedawno zastanawiałem, przejrzałem kadry i nie znalazłem ani jednego takiego piłkarza.

 

Jest to jakiś kłopot? Brakuje doświadczenia?

 

- Przez sukcesy z lat ubiegłych i tegoroczny awans do półfinałów. Można powiedzieć, że trochę zdewaluowała się ranga rozgrywek, jeżeli chodzi o percepcję ludzi będących blisko drużyny. Wcześniej, w historii Legia zdobyła dwa razy mistrzostwo Polski, z kolei juniorzy młodszy nigdy nie sięgnęli po ten tytuł. To naprawdę jest duże osiągnięcie dla chłopaków jako juniorów. Wiadomo oczywiście, że największym będzie awans i regularna gra w "jedynce". Nie było drużyny, która zdobyła trzy razy z rzędu mistrzostwo Polski juniorów starszych. Nie wiem czy znalazłby się zespół, który trzy razy z rzędu meldował się w strefie medalowej. Szczerze?: Wątpię w to. Takie doświadczenie na pewno się przydaje.

 

Nie wiemy czy stan zdrowotny pozwoli Bartłomiejowi Urbańskiemu zagrać. Gdy "Urbi" nie zagra z Lechem, to nie będzie żadnego zawodnika z podstawowego składu, który sięgnął po trofeum w dwumeczu z Pogonią. Oczywiście będzie Aleksander Waniek, Mateusz Leleno, Grzegorz Aftyka, czyli zawodnicy wchodzący z ławki, dodatkowo Mateusz Bondarenko, który był obecny w meczowej "osiemnastce". Przemiał zawodników jest olbrzymi. Jestem zadowolony z tego, że pewna część występuje w pierwszej lidze, mieszczą się w szerokiej kadrze "jedynki" czy dostają szansę na obozach. Nie możemy jednak żyć historią i nie można upatrywać nas w roli faworyta, przez to, iż w poprzednich latach zdobywaliśmy mistrzostwo. Pojawiają się nowi gracze z jakością, aczkolwiek nie wiemy, jak zaprezentują się na takim poziomie.

 

Wspomniał pan o Bondarence, Wańku, Leleno, Aftyce... Oni rok temu grali bez presji, bo byli rezerwowymi, a teraz to na nich będzie opierał się zespól. Czuje pan, że ci chłopcy dorośli do takiej funkcji?


- Zarówno Leleno jak i Waniek w poprzednich sezonach zaliczyli sporo minut w rundzie finałowej, a w ubiegłym roku nie wyszli w podstawowej "jedenastce" tylko w Szczecinie. Wówczas skład się rotował, ponieważ niektórzy grali w Centralnej Lidze Juniorów, potem rezerwach, a teraz muszą być liderami i uważam, że stać ich na to. Waniek, Leleno czy Urbański - jestem o nich spokojny i liczę na to, że dzięki ich grze, reszta drużyny zaprezentuje się lepiej. Nigdy się na nich nie zawiodłem i wiem, że nie zawiodę się i tym razem.

 

Styl gry Lecha będzie różnił się od tego, co poznaniacy prezentowali rok temu?

 

- Zdecydowanie. Zmienił się trener, przez co wygląda to inaczej. Jest to niebezpieczny zespół, jednakże gra przede wszystkim prostszymi środkami, niż w latach ubiegłych. U szkoleniowca Tomaszewskiego obserwowaliśmy więcej budowania od tyłu oraz rozejść w środkowej strefie boiska. Teraz, tak jak wspomniałem, grają trochę prostszą piłkę, lecz widać jakość po tych zawodnikach, mówiąc kolokwialnie - prezentują się na kształt seniorów.

 

Pomogło wam oglądanie Lecha? Wiemu, że wysyłaliście ludzi, aby baczniej przyjrzeli się grze rywali.

 

- Koncentrujemy się głównie na sobie. Oglądałem mecze "Kolejorza", a także przeprowadzaliśmy szczegółową analizę z trenerem Marcem na temat ich gry. Wiadomo, że chcemy uwypuklić mankamenty przeciwników i przeciwstawić się najmocniejszym stronom, jednakże skupiamy się przede wszystkim na sobie. Oczywiście, analiza oponenta to element piłki nożnej, aczkolwiek rywal w każdej chwili może coś zmodyfikować i nas zaskoczyć, co jest naturalne.

 

Najsłabsza i najmocniejsza strona Lecha?

 

- O tej pierwszej nie wspomnę. Najmocniejsza? Zawodnicy czują wielki głód po poprzednich potyczkach, zawsze łatwiej atakuje się z drugiego planu, aniżeli się czegoś broni. Jeżeli chodzi o jakość i poziom - cały czas Lech jest mocny i w przyszłości taka sytuacja również będzie miała miejsce.

 

Najsłabsza i najmocniejsza strona Legii?


- Najmocniejszą są zawodnicy, którzy tworzą zespół. Pojedynczymi jednostkami nic nie wskóramy, jesteśmy jednością. Te finały będą o tyle specyficzne, że nie możemy skorzystać z ośmiu graczy, którzy przy pełnej kadrze, znaleźliby się w wyjściowym składzie. Szansę otrzymają inni. Uważam, że wielu z nich jest na to gotowych. czy ją wykorzystają? Czas pokaże. My, jako trenerzy, dołożymy wszelkich starań, aby tak było. Najsłabsza? Mam nadzieję, że takowej nie będzie. Najbardziej się obawiam, że sukcesy z lat ubiegłych mogą "zabić" w nas pragnienie zdobycia mistrzostwa. Tutaj musi się pojawić duży profesjonalizm. Jak jest coś fajnego, to chcesz mieć to jeszcze raz. Można skorzystać z wielu porównań, które przekazałem zawodnikom w szatni podczas odprawy. Mamy dobitny przykład na szczycie - Cristiano Ronaldo sięgnął po Złotą Piłkę i marzy o niej kolejny raz jeszcze bardziej. Nie zadowala się tym, nie popada w minimalizm. Robert Lewandowski jest w tym miejscu, gdzie jest, bo nie zadowala się tym, co osiągnął, ponieważ chce więcej. 

 

Zejścia Kurminowskiego czy Mroza na półfinały będą utrudnieniem?


- Ja koncentruję się głównie na zejściach Wańka, Handzlika, Leleno, Czarnowskiego oraz Urbańskiego. Wiadomo, że jesteśmy też osłabieni, bo niektórzy zawodnicy nie mogą nas wzmocnić, część trenowała z "jedynką" a część ma kontuzje. Skupiam się na nazwiskach, które wymieniłem, a nie na tych, które zostały wymienione w pytaniu.

 

Jak rozmawiacie z piłkarzami, którzy de facto przez zejścia z rezerw, mogą na tym stracić?

 

- Muszą być gotowi, bo przy dobrych wiatrach czekają nas cztery spotkania. To jest specyfika takich klubów, jak Lech czy Legia i piłkarze muszą liczyć się z zejściami z drugiej drużyny. Wielu zawodników, którzy w rundzie zasadniczej pokazali się z dobrej strony, nic na tym nie stracą, bo utrzymają miejsce w zespole. Jest to naturalna kolej rzeczy i nie ma co dorabiać w tym przypadku większej ideologii.

 

Kogo możemy spodziewać się między słupkami?

 

- W "osiemnastce" meczowej znalazł się Mateusz Kochalski oraz Maciej Bąbel i po rozmowach z trenerem Kowalem podejmiemy decyzję, na kogo postawić w tym meczu.

 

Pan ma ciśnienie, żeby przejść do historii? Nie wiem czy był trener, który zdobyłby trzy raz mistrzostwo Polski juniorów starszych.


- Martwię się o siebie, ponieważ jestem pozbawiony emocji. Być może w parze z tym idzie większe doświadczenie czy przebywanie w tym samym miejscu przez dłuższy czas. Nie potrzebuję karmić tego kolejnym tytułem, jednakże bardzo chciałbym go zdobyć.

 

Nie ma pan głodu nowych wyzwań?


- Każdy człowiek chciałby spróbować w życiu czegoś nowego. Często to, gdzie jesteśmy, warunkuje różne rzeczy. Jedno to praca, jaką wykonujemy, a drugie to decyzje, które w życiu podejmujemy. Czasami  te decyzje warunkują to, gdzie jesteśmy, niż to, co sobą reprezentujemy. Osób, które chcą sukcesu jest bardzo wiele, a tych, które zaistnieją jest już mniej. Jest mnóstwo zmiennych wpływających na ten stan.

 

To, że rewanż odbędzie się w Ząbkach, a nie na stadionie przy Łazienkowskiej, jest dla was złą informacją?

 

- Bardzo złą, nie ma co ukrywać. Gdybyśmy mieli możliwość gry na Legii, dla zawodników byłby to ogromny zaszczyt i świetne podsumowanie fazy zasadniczej. Wiemy, jak wyglądałyby te półfinały, ale cóż... Jest renowacja murawy, musimy się temu podporządkować. Nie chcę demonizować boiska w Ząbkach, bo boisko będzie pewnie dobrze przygotowane, obiekt także jest ładny. Doping? Wiemy jak wyglądało to na Łazienkowskiej, a jak na innych stadionach.  Nie chcemy jednak narzekać, koncentrujemy się na tym, co możemy robić. Na to nie mamy wpływu, taką decyzję podjął klub, ja ją szanuję.

 

Z kim chcielibyście zmierzyć się w finale? Z Pogonią czy SMS-em Łódź?

 

- Najbardziej chciałbym spotkać się z Lechem. W takim wypadku życzę awansu do głównego finału drużynie, która okaże się lepsza w dwumeczu.

Polecamy

Komentarze (2)

Odśwież

Dodając komentarz zobowiązujesz się do przestrzegania

Komentarze osób niezalogowanych, a także zalogowanych, którzy zarejestrowali konto w ostatnich 3 dniach wymagają akceptacji administratora.