Przegląd prasy: Butem w tort
08.07.2016 09:53
Przegląd Sportowy - Tradycji stało się zadość. Lech trzeci raz grał z Legią o Superpuchar i ma komplet wygranych. Niby to tylko poważniejszy sparing, niby ranga niska i brakowało wielu piłkarzy, ale mistrzowie Polski dostali lodowaty prysznic, bo przegrali wyraźnie. Kolejorz zagrał mądrze, wykorzystał swoje atuty, przyzwoitą grę w obronie, stałe fragmenty i umiejętności kontratakowania. To on zyska przewagę psychologiczną przed sezonem, a przy Łazienkowskiej mają o czym myśleć.
Lepiej, przynajmniej optycznie, rozpoczęła Legia. Zgodnie z tym, co obiecywał Besnik Hasi, starała się utrzymać przy piłce, rozgrywając atak pozycyjny. Kilkanaście minut mecz był nudny, bo Lech schował się na swojej połowie i czekał na okazję do kontrataku. Lista nieobecnych w obu drużynach była długa, ale to wiedzieliśmy od dawna. Szansę dostali zmiennicy, którzy kiedy jak nie teraz mogli pokazać trenerom, że są wartościowymi zawodnikami. Z rzadka im się to udawało. W Lechu rozczarowywał Nicki Bille Nielsen, który raz po raz albo przegrywał z legionistami, albo faulował. Machał rękami, irytował się, krzyczał na sędziego, w końcu dostał żółtą kartkę, a Jan Urban na drugą połowę zostawił go w szatni. Nim do tego doszło spotkanie nieco się ożywiło. Zadbali o to Maciej Makuszewski i Arkadiusz Malarz. Były piłkarz Lechii Gdańsk strzelił z rzutu wolnego w środek bramki, Malarz popełnił błąd i piłka wpadła do siatki.
Fakt - Bramkarz Legii słynął z wpadek i wszyscy drżeli, gdy okazało się, że ma zastąpić w bramce Legii Dusana Kuciaka. „Malowany" miał jednak sezon życia. Mimo długiej kariery, dopiero pierwszy raz wywalczył jakieś trofeum, a nawet dwa. Nowy sezon rozpoczął jednak fatalnie. Przy strzale zza pola karnego, z boku boiska, nowego nabytku Lecha Macieja Makuszewskiego piłka... przeleciała mu przez ręce. Przepuścił aż cztery bramki! - Nie zamierzam zmieniać bramkarza po jednym meczu - stwierdził trener Besnik Hasi, który pracę w Legii rozpoczął od druzgocącej porażki. Inny doświadczony bramkarz Radosław Cierzniak będzie musiał jednak poczekać, by bronić bramki Legii.
Gazeta Wyborcza - Bez kompletu na trybunach, bez ważnych piłkarzy w składzie, z dwoma kuriozalnie straconymi golami w samej końcówce. W debiucie Besnika Hasiego mistrz Polski przegrał z Lechem mecz o Superpuchar aż 1:4. Ale gdyby nie doliczony czas drugiej połowy, to grę mistrzów Polski można byłoby nawet pochwalić. Legioniści - w połowie w rezerwowym składzie, bez najlepszych, którzy grali na Euro - od 65. minuty przegrywali z Lechem 1:2, ale do samej gry większych zastrzeżeń nie było. Próbowali odrobić straty. Walczyli. Może nie grali tak dobrze, jak w pierwszej połowie, ale gdyby wyrównali, to na pewno nikt nie napisałby, że z przebiegu spotkania ten gol im się nie należał. W samej końcówce stało się jednak coś dziwnego. Legioniści kompletnie się pogubili, na własnej połowie zaczęli grać lekceważąco, co wykorzystał wprowadzony po przerwie Dariusz Formella. To on w doliczonym czasie gry dwukrotnie pokonał Arkadiusza Malarza.
Polska the Times - Wielkiej walki o doprowadzenie do wyrównania i rzutów karnych (w Superpucharze nie ma dogrywki) w szeregach legionistów nie było widać. Zarówno w poczynaniach piłkarzy, jak też Hasiego. Zmiany Brozia na Bereszyńskiego, Aleksandrowa na Brzyskiego, Masłowskiego na Vranjesa i Hlouska na debiutanta, 17-letniego Sebastiana Szymańskiego, obrazu gry nie zmieniły. Najbardziej ofensywnie usposobiony zawodnik na ławce Legii, Jakub Kosecki, wszedł na boisko w 89 minucie. Chwilę później gwóźdź do trumny Legii wbił inny rezerwowy, Dariusz Fomiella. Wychodzących już powoli ze stadionu kibiców Legii pożegnała jeszcze bramka na 1:4, również autorstwa 20-letniego Formelli. Lech znów pokazał, że nawet po słabym sezonie potrafią zdobyć kolejne trofeum do klubowej gabloty. A Legia? W Warszawie kibice mogą tylko pocieszać się, że gorzej być już nie może. Kolejny mecz legioniści rozegrają już we wtorek. W rundzie kwalifikacji do Ligi Mistrzów zmierzą się z mistrzem Bośni, HSK Zrinjski Mostar. Zmagania ligowe otworzą podejmując w sobotę Jagiellonię.
Sport - Sezon 2016/17 rozpoczęty hucznie. Legioniści nie zdołali przeprosić swojego prezesa za zepsute urodziny sprzed roku. Zamiast słodkiego rewanżu był pogrom. Przed rokiem krajowe rozgrywki zostały zainaugurowane 10 lipca, czyli w dniu 40. urodzin prezesa Legii, Bogusława Leśnodorskiego. Skończyło się dużym niesmakiem jubilata. Przy Bułgarskiej Lech wygrał gładko 3:1. Napisać, że rewanż się nie udał? To... nic nie napisać.
Na widowni stadionu Legii zasiedli między innymi selekcjoner Adam Nawałka i prezes PZPN, Zbigniew Boniek. Od ich powrotu z Francji minęło ledwie sześć dni. Postanowili jednak swoją obecnością uświetnić otwarcie sezonu. Sternik krajowej federacji wręczył medale i główne trofeum. Wakacje dopiero od dzisiaj. Na trybunach widziany był także Miroslav Radović. Mówi otwarcie, że przy Łazienkowskiej chciałby zakończyć karierę, ale póki co musi się zadowolić rolą widza...
Regulamin:
Punktacja rankingu:
Za każdy nowy komentarz użytkownik dostaje 1 punkt. Jednak, gdy narusza on nasze zasady i zostanie dezaktywowany, użytkownik straci 2 punkty. W przypadku częstych naruszeń zastrzegamy sobie możliwość nakładania wyższych kar punktowych, a nawet tymczasowych i permanentnych banów.