Rzut Beretem: O żenującej frekwencji, taktyce na Lazio i kolejnych młodych
26.11.2013 13:30
"Mimo tego, że Legia nie zagra w pucharach na wiosnę, a chcąc, aby mecz z Lazio był prawdziwym świętem piłkarskim przy Łazienkowskiej, zdecydowaliśmy się obniżyć ceny biletów na ten mecz" - czytam na legia.com. Ta marketingowa zagrywka jest równie sprytna, co indywidualne akcje Ojamy. Z założenia pod publiczkę, dla ciemnego ludu, tyle że w praktyce - niestety - nie dość, że nieefektywne, to jeszcze nieprzyzwoicie naiwne. Nawet średnio rozgarnięty szóstoklasista nie łyknie, że jego ukochany klub obniża ceny na Lazio tylko dlatego, żeby uczynić pojedynek z Włochami "prawdziwym świętem piłkarskim". Cóż, szybka kalkulacja, trzeba będzie wykombinować, w jaki sposób zrobić sztuczny tłum. Pewnie szkoły się ucieszą...
Nie lubię i z zasady nie piszę na tematy kibicowskie, poza tym jednym razem. Wyjątek potwierdzający regułę. Może prościej będzie, jeżeli od razu wyjaśnię: tak, mam karnet od paru ładnych lat; tak, zdarzało mi się sporadycznie ruszyć na wyjazd (m. in. trzy finały PP); nie, nie kręci mnie polityka na stadionie. Czyli ostatnim Januszem wcale nie jestem. Nienawidzę wybierania meczów i traktowania poszczególnych spotkań jak seansów w kinie.
A: - Idziesz na Lecha?
B: - O, na ten pójdę, później będzie feta.
-----------------
A: - Idę na Lazio, a ty?
B: - A ja sobie ściągnę streama.
Piłkarzy też sobie ściągnij, w Football Managerze - ściągniętym, oczywiście. Tyle tysięcy wyrobionych Kart Kibica i mniej niż 10 tysięcy uprawnionych na Lazio. Reszcie coś wypadło, tak? Wiem, że poprzednie wyniki w Europie brutalnie zweryfikowały oczekiwania, wiem, że w piątej kolejce - zamiast walczyć o awans - Legia stara się o pierwszego strzelonego gola, a także o pierwszy punkt. Ale czy komuś, kto nazywa siebie prawdziwym kibicem, kto domaga się możliwie najlepszych piłkarzy z "eLką" na piersi, kto mieszka w Warszawie lub jej pobliżu, to w ogóle ma jakiekolwiek znaczenie? To przecież Legia...
Pamiętam 14 tysięcy na Gryfie Wejherowo, w tygodniu! Pamiętam, jak przyjeżdżając na trening pierwszego zespołu, nie miałem gdzie zaparkować, ponieważ kolejka po bilety była tak długa i tak powywijana jak "Snake" w Nokii 33.10 po kwadransie gry. Dostawało się w czapkę 0:2 od Bełchatowa czy 0:3 od Lechii, ale dwie dyszki na trybunach oznaczały granicę dobrego smaku. Teraz legioniści być może nie rozpieszczają wyrafinowanego podniebienia warszawskiego kibica, natomiast są mistrzami Polski, prowadzą w tabeli i awansowali do fazy grupowej Ligi Europy.
Moje największe rozczarowania w rundzie jesiennej?
1. Frekwencja.
2. Frekwencja.
3. Ojamaa.
***
Pozostając w temacie Lazio, przy czym jednak już bliżej kwestii piłkarskich: co zrobić, żeby w końcu strzelić gola i nie przegrać? Albo wyjść z nastawieniem podobnym do poprzednich prób, z przeświadczeniem, że niemożliwe, by stworzyć tyle setek i znów niczego nie trafić, albo... Zostawić Dossę i Kucharczyka, niech się w spokoju leczą. Dać w końcu odpocząć Dwaliszwilemu, który po tej jesieni będzie miał przebieg większy niż niejedna ciężarówka DHL-u. Wystawić przód tyle eksperymentalny, co nieobliczalny. Ojamaa na szpicę, niech się tam rozpycha do woli, ciągle w ruchu, niech pracuje na linii spalonego, byle z zakazem złażenia na skrzydła. Dostaje podanie, Urban liczy do dwóch i jeżeli Estończyk nie zdążył w tym czasie oddać piłki koledze z drużyny, na koncie zobaczy tysiąc mniej. W euro, miał w końcu grać po europejsku. Na lewym skrzydle Mikita, na prawym Pinto, obaj z zadaniem zagęszczenia środka, grania blisko ustawionego na dziesiątce Radovicia. Jodłowiec odpowiedzialny za walkę w powietrzu i asekurację stoperów, Furman za rozegranie, z kolei Bereszyński z Brzyskim za to, żeby byli szybcy i wściekli.
Kuciak - Bereszyński, Rzeźniczak, Astiz, Brzyski - Furman, Jodłowiec - Pinto, Radović, Mikita - Ojamaa
Wydaje mi się, że w Legii - tej z Ligi Europy - po stracie piłki zawodnicy są niezorganizowani, przerwy nie tylko między formacjami, bo wewnątrz nich również - zwłasza uwaga ta dotyczy pomocników - widać gołym okiem. Gdyby zagrać po mojemu, logiczne byłoby, że:
- Ojamaa będzie absorbował stoperów bardziej od Gruzina;
- Mikita będzie mógł zrobić pożytek ze swoich dwóch największych zalet - przyspieszenia i strzału z dystansu;
- Radović miałby do "małej gry", poza Furmanem, również kreatywnego Pinto;
- po stracie piłki zagęszczony środek byłby trudniejszy do przejścia.
***
Nigdy nie przypuszczałbym, że o sile Legii stanowić będzie duet Brzyski-Jodłowiec. Wiadomo - pierwszy miał dobre stałe fragmenty, ale i wiek... stateczny, drugi natomiast świetny w powietrzu, tyle że zwrotny jak Batory w porcie, poza tym myślami zupełnie gdzie indziej, skupiony na innej dyscyplinie. Lepsi piłkarze od nich jako legioniści nie dali rady. Ogromne oczekiwania, presja, życie na świeczniku... Myślałem, że Brzyskiego stać, by był lepszy niż wiosną, a Jodłowiec dołoży parę goli z głowy w skali roku. Mentalność. Bardzo się pomyliłem, bo gdyby dorzucić do nich Kuciaka, mamy podium. Trzech najważniejszych piłkarzy Legii, patrząc na całą jesień. Krok za nimi Dossa oraz Radović.
I niech mi nikt nie mówi, że reprezentacja nie ma lewego obrońcy...
***
Na koniec, zgodnie z zeszłotygodniową zapowiedzią, po kilka zdań o kolejnych chłopakach, którym w perspektywie roku do jedynki raczej bliżej niż dalej.
Oliwer Wienczatek - Ja byłem za tym, żeby na Lecha wyjść nim w bramce, a nie znowu niepoitrzebnie stresować Skabę. Niezły technicznie bramkarz, póki co żaden wirtuoz, za to idealnie pasujący do drużyn, które próbują ataku pozycyjnego. Przede wszystkim, jako że zaczynał od gry w polu, nie kopie piłki po autach. Dłuższe podania - obojętnie, czy prawą, czy lewą nogą. Daleki wykop - najczęściej precyzyjnie zaadresowany. Zresztą wyrzutu z ręki też nie musi się wstydzić. Słabszy od Berezowskiego i Szumskiego, lepszy niż Jałocha, Smyłek czy Pogorzelec.
Bartłomiej Kalinkowski - Typowa ósemka. Elegancki w grze, spokojny, coraz lepszy w odbiorze i powietrzu, lecz wciąż bez strzału z dystansu. Jeszcze wiosną odstawiony przez Banasika do szafy jak podarta bluza, bez debiutu w Młodej Ekstraklasie, mimo że zasługiwał. Jesienią prawie syn, jeden z liderów, raz nawet z opaską kapitana. Fajnie gra na małej przestrzeni, ale nie unika przerzutów. Według mnie to on, za Tomasiewiczem, a przed Bartczakiem, powinien dostać szansę w Ekstraklasie. I taki jest pewny siebie, że aż kusi, żeby go rzucić na głębszą wodę. Trzecią ligę przerasta wyraźnie.
Jakub Arak - Nie ma mądrego, który dałby dom w zastaw, że z Kuby będzie kiedyś podstawowy napastnik Legii. Z drugiej strony - trudno znaleźć takiego, który zdecydowanie by go przekreślił. Napastnik w stylu... Svitlicy? Trochę tak, ale nie do końca. Bardziej przypomina mi surowego Rudniewa. Żyje z dośrodkowań. Połowę bramek wcisnął na pustą, wślizgiem, a resztę po odpowiednim przyłożeniu głowy do piłki. W tym elemencie już teraz prezentuje poziom Saganowskiego, co więcej, sam nie ukrywa, że woli dośrodkowanie na głowę niż nogę. Największy sęp na gole, jakiego widziałem w akademii.
Autor jest dziennikarzem serwisu weszlo.com
Regulamin:
Punktacja rankingu:
Za każdy nowy komentarz użytkownik dostaje 1 punkt. Jednak, gdy narusza on nasze zasady i zostanie dezaktywowany, użytkownik straci 2 punkty. W przypadku częstych naruszeń zastrzegamy sobie możliwość nakładania wyższych kar punktowych, a nawet tymczasowych i permanentnych banów.