Wokół piłki - odc. 3
26.04.2011 11:14
Po ubiegłotygodniowym spotkaniu Legii z Lechem, tabela wiosny pokazała rzecz zatrważającą. Zespół z Łazienkowskiej został najgorszym zespołem ligi w obecnej rundzie, z dorobkiem 5 punktów. Oczywiście tylko na papierze, bo przecież zespół trenera Skorży góruje nad każdym swoim rywalem, a kolejne porażki to po prostu brak szczęścia. Urbanowe „To był/będzie trudny mecz” zastąpiło skorżowe „W całym meczu przeważała Legia”. Przecież „Wojskowi” pechowo tracą po dwie, trzy bramki w spotkaniu i tylko przez niefart nie potrafią strzelić ich więcej. Wielkanocny pojedynek z Lechią umocnił warszawski zespół na zaszczytnym 16. miejscu na wiosnę. Całe szczęście, że udało się uciułać trochę punktów jesienią, bo inaczej nadchodzące mecze z Bytomiem i Arką byłyby meczami o życie. Oj, może lepiej nie zapeszać.
W minionym tygodniu na posiedzeniu miejskiej Komisji Sportu odbyła się gorąca dyskusja na temat możliwej sprzedaży nazwy stadionu przy Łazienkowskiej. Radni torpedują pomysł włodarzy Legii, twierdząc, że obiekt jest przez klub zaledwie dzierżawiony i nie mają prawa handlować ich nazwą. Kosmala i spółka się nie zgadzają, bo przecież marketing, reklama, dobro klubu itd. Zatem nowy konflikt gotowy. Tym razem SKLW postanowiło nie zabierać zdecydowanie głosu, pozostawiając sprawę decydentom. Rozmowy będą kontynuowane, jest szansa, że wszystko odbędzie się w cywilizowany sposób. A na koniec wszyscy strzelą po szklaneczce Pepsi, na „Pepsi Arenie”, rzecz jasna.
Dwa i pół roku minęło, a sąd umorzył właśnie pierwszą z kilkudziesięciu spraw dotyczących legendarnej już akcji "Widelec". Przed meczem z Polonią policja zatrzymała blisko 750 osób, za wspólne podążanie na mecz piłkarski. 62 osoby niczym nie zawiniły, pozostała ferajna czynnie brała udział w zbiegowisku. Na (nie)szczęście sąd zdaje się nie podzielać zdania warszawskich służb porządkowych i prokuratury. Czekamy na finał reszty spraw, ciekawe komu będzie głupio.
Dziennikarze magazynu FourFourTwo odkurzyli starego znajomego warszawskich kibiców. Kenneth Zeigbo aka "spoko, spoko" opowiedział co nieco o sobie i swoim obecnym położeniu. Tułający się po czwartoligowych włoskich boiskach Nigeryjczyk z rozrzewnieniem wspomina pobyt w stolicy. Napastnik, który w czerwcu skończy 34 lata, napomknął nawet, że chętnie wróciłby do Warszawy na sezon, aby później w glorii chwały zawiesić buty na kołku. Niestety Kenneth, Legia ma już swoją maskotkę i tu mała zagadka: jest mała, lubi biegać i ma brązową kitkę.
Michał Żewłakow pojawił się na pucharowym meczu Legii z Lechią Gdańsk. Przez media od razu przetoczyła się lawina spekulacji dotyczących możliwego zasilenia warszawskiego klubu przez eks - reprezentanta Polski. Mimo 35 lat na karku, skłonności do wina w plastikowych buteleczkach oraz koszulek Chicago Bulls, jesteśmy na tak. Występ w niedawnym sparingu z Grecją pokazał, że Żewłakow jeszcze może, a w Legii brakuje przecież doświadczonych zawodników z tak zwanymi "jajami". Ciekawe czy Ivica Vrdoljak utrzyma kapitańską opaskę, którą według wielu dzierży na wyrost.
Marek Jóźwiak wyruszył na łowy. Cel – Ameryka Południowa, ze wskazaniem na rynek argentyński. Podobno oprócz wizyt w tamtejszych butikach pan dyrektor ma również w planach obejrzeć kilka meczów. Do tej pory w Legii pojawiło się dwóch przybyszów z tego kraju. Manuel "król sparingów" Garcia dał się zapamiętać z pudła, które pozbawiło legionistów dogrywki w finale Pucharu Polski w 2004 roku. Wcześniej, na łamach prasy szumnie ogłosił, że strzeli w sezonie przynajmniej 20 goli. Ostatecznie, ku własnemu zdziwieniu nie trafił celnie ani razu i musiał szukać szczęścia poza stolicą. Z kolei Alejandro Cabral jest z nami od lipca, jednak delikatnie mówiąc, trudno oprzeć się wrażeniu, że ze swoim stylem gry urodził co najmniej 30 lat za późno. Może zatem do trzech razy sztuka?
Komentując wydarzenia zeszłego tygodnia musimy wspomnieć o emitowanym przez stację Orange Sport Info programie Siłownia. Trio w wyborowym składzie: Stefan Szczepłek, Roman Kosecki oraz Maciej Śliwowski, wspomagani przez wyraźnie zaaferowanego prowadzącego przez blisko godzinę gnębili legijnego rzeczenika prasowego, Macieja Kociębę. Ten dwoił się i troił, zgrabnie zmieniał temat stosując dyplomatyczne uniki , próbował słownych kontr, lecz od początku nie miał żadnych szans. Był to typowy mecz do jednej bramki. Choć uczciwie przyznajemy – wytłumaczyć się z błędów osób rządzących Legią jest zadaniem przynajmniej tak trudnym, jak obstawić w zakładach bukmacherskich gola Manu i wygrać. Mimo wszystko doceniamy zaangażowanie i ogromną ambicję naszego rzecznika. Oby piłkarze z równym zapałem podeszli do piątkowej rywalizacji z Widzewem!
Regulamin:
Punktacja rankingu:
Za każdy nowy komentarz użytkownik dostaje 1 punkt. Jednak, gdy narusza on nasze zasady i zostanie dezaktywowany, użytkownik straci 2 punkty. W przypadku częstych naruszeń zastrzegamy sobie możliwość nakładania wyższych kar punktowych, a nawet tymczasowych i permanentnych banów.