News: Wywiad podwójny: Praszelik i Walukiewicz

Wywiad podwójny: Praszelik i Walukiewicz

Maciej Ziółkowski

Źródło: Legia.Net

28.01.2017 00:51

(akt. 13.12.2018 01:47)

W jakim wieku poszli na pierwszy trening? Jak trafili do Legii? Czego uczy życie w internacie, a także kilka słów o mobilizacji przed meczem. Przed Państwem dwóch zawodników, którzy na co dzień występują w Centralnej Lidze Juniorów, a poza boiskiem także nadają na tych samych falach. Mowa o Sebastianie Walukiewiczu oraz Mateuszu Praszeliku z rocznika '00. Zapraszamy do lektury wywiadu z młodymi legionistami.

Sport to w waszych domach tradycja?


Mateusz: - W moim tak. Wszystko zaczęło się od dziadka, który trenował mojego tatę. Później tata wystąpił w kilku spotkaniach (Mirosław Praszelik grał w Górniku Zabrzew latach 1999-2000. W lidze zanotował pięć występów - red.) na poziomie Ekstraklasy, wówczas nazywanej pierwszą ligą. Można powiedzieć, że to wszystko przeszło na mnie. 

Sebastian: - U mnie sport nie był raczej tradycją. Jedynie tata, jako młody, próbował zaistnieć między słupkami, lecz niestety mu się to nie udało. Sam staram się spełniać swoje marzenia i cały czas się rozwijać.

 

W jakim wieku poszliście na pierwszy trening? 


Mateusz: - Swoją przygodę rozpocząłem w wieku czterech lat, akurat gdy chodziłem do przedszkola. Mama spytała się mnie czy chcę iść na trening. Spróbowałem i było warto (śmiech).

 

Sebastian: - Gdy miałem pięć lat, tata zabrał mnie na pierwsze zajęcia w FC Kłodawa i tak to się zaczęło.

 

Mateusz, skupiasz się na boisku w ofensywie. Ty Sebastian występowałeś w tej rundzie jako stoper i defensywny pomocnik. Wcześniej też graliście na tych pozycjach?

 

Mateusz: - Przychodząc do Legii, początkowo byłem ustawiany na pozycji napastnika. Teraz przeważnie gram na "ósemce" lub "dziesiątce".

 

Sebastian: - Zanim trafiłem na Łazienkowską, grałem w napadzie lub tuż za snajperem, a od czasu do czasu biegałem także na skrzydle.

 

Kiedy pierwszy raz usłyszeliście o zainteresowaniu ze strony Legii? 


Mateusz: - W szóstej klasie szkoły podstawowej. Wtedy Legia zaproponowała mi przyjazd na testy, pojawiłem się na nich i później działacze cały czas o mnie walczyli. Przyjechałem również na mecz sparingowy z Zagłębiem Sosnowiec oraz Lechem Poznań.

 

Sebastian: - Również na koniec podstawówki dowiedziałem się o tej pozytywnej informacji. Pamiętam ten dzień, wydawał się całkowicie normalny, ale po powrocie ze szkoły mama powiedziała, że dzwonił ktoś z Legii. Spytała się mnie czy chciałbym się pokazać i pojechać do Warszawy.

 

Rodziny nie bały się wyjazdów?


Mateusz: - Początkowo nawet ja sam nie byłem zdecydowany na ten ruch, dlatego trafiłem tutaj rok później, niż pierwotnie miałem. Legia cały czas mnie obserwowała i wreszcie zdecydowałem się na przyjazd do Warszawy. Nie było sensu dłużej czekać. Trzeba się dalej rozwijać.

 

Sebastian: - Ja z kolei byłem pewny przejścia do stołecznego klubu. Rodzice zawsze byli poza domem, więc byłem do tego przyzwyczajony. Jedyne, czego się bałem, to zmiana otoczenia. Zastanawiałem się jak zaakceptują mnie nowi koledzy, przyjaciele.

 

Czego uczy życie w internacie?

 

Mateusz: - Pracujesz sam na siebie. Nikt nie zrobi tam czegoś za ciebie. Przykładowo - gdy chcesz zjeść "bogatszą" kolację, musisz sam udać się do sklepu. Tak samo jest z praniem czy sprzątaniem. Idę do księdza i przekazuję mu, co mam zamiar teraz zrobić.

 

Sebastian: - Na pewno uczy odpowiedzialności. Wiadomo - gdybym był w domu, z rodzicami, to zawsze mama czy tata mogliby mnie w pewnych sytuacjach wyręczyć... Muszę jednak liczyć przede wszystkim na siebie, a także na znajomych, którzy mnie otaczają.

 

Było wam kiedyś wstyd po jakimś meczu?


Sebastian: - Taka sytuacja miała miejsce dwa lata temu, gdzie przegraliśmy z Wielkopolską 0:4 w finale.

 

Mateusz: - Dokładnie tak. Dorzuciłbym do tego jeszcze porażkę z Lechem 0:4.

 

Jak to przeżywaliście? 

Mateusz: - Chcieliśmy od razu się zrewanżować. Moim zdaniem, był to tylko wypadek przy pracy, aniżeli deklasacja. Straciliśmy cztery gole po stałych fragmentach...

 

Komu najwięcej zawdzięczacie, że możecie to robić to, co kochacie? 


Mateusz: - Zdecydowanie rodzicom. Cały czas we mnie wierzą, są moim wsparciem, pomagają mi.

 

Sebastian: - Komu? Sobie. Pracuję na swoją kartę i nad tym, aby kiedyś gdzieś zaistnieć. Wiadomo, że jest wiele osób, którzy pomagają mi w tym celu - bliscy, koledzy... Najbardziej liczę jednak na siebie.

 

Więcej w tym wszystkim jest talentu czy pracy?

 

Mateusz: - Ciężkiej pracy.

 

Sebastian: - Dokładnie tak.

 

Kiedy czuliście największy stres w życiu?


Mateusz: Stres? Nie ukrywam, że towarzyszył mi w debiutanckim meczu przeciwko Sportingowi w UEFA Youth League. Nie byłem w ogóle przygotowany na to, że będę grał.

 

Sebastian: Stres miałem podczas pierwszego spotkania w kadrze do lat 15 przeciwko Irlandii. O ile się nie mylę, tamten mecz wygraliśmy 2:1. Gdy wychodziłem na murawę, miałem zamknięte oczy (śmiech).

 

Sebastian, kogo z "jedynki" przypomina ci "Praszel"?


Sebastian: (Długa pauza).

 

Mateusz: - Dla mnie wybór odnośnie Seby jest oczywisty. Tomasz Jodłowiec. Dlaczego? Oprócz wyglądu, ma podobny styl, chociaż moim zdaniem ma większe predyspozycje od samego "Jodły" i większy potencjał do gry na wyższym poziomie.

 

Sebastian: - Pomyślałem przez chwilę o Radoviciu, którego mógłby mi przypominać "Praszel". Obaj posyłają podobne piłki prostopadłe, ma ten "dryg". Jedyne, w czym Matusz jest lepszy od "Rado" w tej chwili, to szybkość (śmiech).

 

Mateusz, jaką umiejętność wziąłbyś od Sebastiana?


Mateusz: - Głowę. "Seba" jest człowiekiem, który nie ma nerwów (śmiech). Zawsze podchodzi do wszystkiego na luzie.

 

Sebastian: - Przyjęcie kierunkowe, piłki prostopadłe, o których wcześniej wspominałem i pewność siebie. To podebrałbym od Mateusza (śmiech).

 

Jak mobilizujecie się przed ważnymi spotkaniami? 


Sebastian: - Staram się wyciszyć, nie słucham wówczas muzyki. Wyobrażam też sobie sytuacje meczowe, w których mam styczność z przeciwnikiem.

 

Mateusz: - Słucham muzyki i tak jak powiedział "Seba", wyobrażam sobie jaki zwód zrobię przed rywalem, jak poradzę sobie w akcji "jeden na jeden", gdzie uderzę... Wiadomo, że boisko to później zweryfikuje, ale zawsze warto mieć jakiś plan.

 

Mateusz, słyszałem, że zasypianie na treningi czy śniadania to twoje hobby?

 

Mateusz: (śmiech). - To tylko i wyłącznie moja głupota. Na wszystkie śniadania mógłbym wstawać, lecz po prostu gdy dzwoni mi budzik, patrzę na godzinę i nagle odechciewa się wszystkiego. Wyłączam go i myślę sobie, że za pięć minut wstanę, a ten budzik... Jednak nie dzwoni kolejny raz (śmiech).

 

Ostatnio przed meczem ze Sportingiem musiałeś zaśpiewać w ramach rekompensaty piosenkę. Repertuar? "Łzy". Ubaw był niezły. Śniadanie przeszkodziło?

 

- Nie (śmiech). Mieliśmy zbiórkę o 7:40 na Legii, a ja myślałem, że jest dwadzieścia minut później... Nastawiłem sobie budzik na 7:30, jadę sobie spokojnie, a wszyscy do mnie dzwonią i pytają: "Gdzie jesteś?". Odpowiadam "zaraz będę". Przyjechałem na stadion równo o ósmej. Musiałem zapłacić karę za to spóźnienie i zaśpiewać przed dyrektorami, kamerami... Wszystkiego jednak trzeba doświadczyć.

 

Rozgrywki w UEFA Youth League możesz jednak zapisać na plus, bo w debiucie udało ci się strzelić gola. Co wyciągnąłeś z tego meczu i całej młodzieżowej Ligi Mistrzów?

 

- Przede wszystkim szybkość operowania piłką jest inna niż w Centralnej Lidze Juniorów. Od razu, gdy przyjmujesz futbolówkę, doskakuje do ciebie zawodnik. Jest mniej czasu na zagranie. Musisz mieć błyskawiczny pomysł, jak przetransportować piłkę do przodu i jej nie stracić. Po drugie - trzeba twardo stać na nogach, ponieważ przeciwnicy są silni i czasami trudno jest wygrywać pojedynki fizyczne lub powietrzne.

 

Sebastian, tobie w połowie rundy przytrafiła się kontuzja, ale ten początek możesz z pewnością zapisać do udanych.


- Tak. Połowa rundy jesiennej w moim wykonaniu była solidna, aczkolwiek w spotkaniu z Polonią, w derbach, zbytnio mi nie poszło i chciałbym zapomnieć o tej potyczce. Ogólnie sądzę, że dobrze wprowadziłem się do zespołu i wierzę, że będę cały czas szedł na przód.

 

Lepiej czujesz się na pozycji stopera czy defensywnego pomocnika?


- Nie ma to dla mnie żadnego znaczenia. Zarówno w defensywie, jak i w środku pola, czuję się bardzo dobrze.

 

Mieliście taki moment, że chcieliście zapomnieć o futbolu, rzucić wszystko?


Mateusz: - Są takie momenty, pod koniec sezonu, gdzie ta piłka się po prostu "przejada", jest jej za dużo. Czasami chcesz odpocząć, zrelaksować się i gdzieś wyjechać na wakacje... Nie chodzi o to, że trzeba to "przemęczyć", bo to złe słowo, tylko warto jeszcze dać z siebie maksimum, aby potem móc mieć chwilę dla siebie.

 

Sebastian: - Nie. Nigdy nie miałem tego momentu, mówię poważnie (śmiech). Nawet, gdy jestem zmęczony i wracam do domu lub bursy, odpalam sobie konsolę i gram w FIFĘ. Na co dzień żyję piłką i nie mam z tym problemu.

 

Jesteście na półmetku sezonu. W CLJ, mimo słabszego startu, jesteście na pierwszym miejscu. Który mecz do tej pory był najważniejszy?


Mateusz: - Spotkanie z Polonią. Po pierwsze - to derby stolicy, a po drugie - "Czarne Koszule" zawiesiły nam wysoko poprzeczkę i każdy musiał dać z siebie sto procent, żeby wygrać i zdobyć trzy punkty.

 

Sebastian: - Według mnie kluczem było starcie z Jagiellonią, w którym pokonaliśmy białostoczan 1:0. Był to taki moment, kiedy musieliśmy udowodnić swoją wartość i zrehabilitować się za słabszy start w naszym wykonaniu.

 

Co udało wam się szczególnie poprawić tutaj w Warszawie?


Mateusz: - Przez te pół roku w Centralnej Lidze Juniorów? Na pewno wytrzymałość. Wcześniej nie wytrzymywałem wszystkich spotkań, również w swoim roczniku. Teraz, gdy w CLJ tempo jest znacznie wyższe, daję radę i czuję się bardzo dobrze. Nie chcę powiedzieć, że w każdym meczu, bo po derbach z Polonią boisko opuszczałem z grymasem bólu na twarzy ze względu na skurcze.

 

Sebastian: - Bariera psychiczna. Gdy przychodziłem do Legii, początkowo nie łapałem się do składu, byłem odstawiony na bok... Jeśli w drużynie pojawiały się kontuzje, siedziałem tylko na ławce rezerwowych. Miałem różne myśli w głowie. Zastanawiałem się nad powrotem do domu, ale powiedziałem sobie: "Zacznę ciężko pracować i spróbuję się jakoś przebić". Udało się.

 

Kto zrobił jesienią największy progres w zespole?

 

Sebastian: - "Praszel" (śmiech).

 

Mateusz: - Oskar Wojtysiak. Mógłbym też wyróżnić "Sebę", który do momentu kontuzji spisywał się solidnie. "Oski" grał z kolei wszystkie mecze od początku do końca i to on - mim zdaniem - zrobił największy progres.

 

Na co stać ten zespół w tym sezonie?


Mateusz i Sebastian: - Na mistrzostwo Polski!

 

A indywidualnie? Stawiacie sobie jakieś cele?

 

Mateusz: - Chciałbym pomóc drużynie zarówno z rocznika 00' jak i z CLJ w zdobyciu mistrzostwa Polski i awans do na mistrzostwa Europy z reprezentacją młodzieżową.

 

Sebastian: - Mam podobne cele do Mateusza. O awans na Euro będzie piekielnie trudno ze względu na grupę, ale wszystko jest możliwe. Do tego dorzuciłbym jak najszybsze trafienie do "jedynki" i debiut w oficjalnym meczu.

Polecamy

Komentarze (1)

Odśwież

Dodając komentarz zobowiązujesz się do przestrzegania

Komentarze osób niezalogowanych, a także zalogowanych, którzy zarejestrowali konto w ostatnich 3 dniach wymagają akceptacji administratora.