Dzwonnik z Ł3

Dzwonnik z Ł3 - O wizerunku słów kilka

Redaktor Łukasz Kowalski

Łukasz Kowalski

Źródło: Legia.Net

04.07.2023 08:47

(akt. 04.07.2023 08:57)

Dość łatwo wszystkim przychodzi dworowanie z Roberta Lewandowskiego, którego prawnicy zażądali, by popularny serwis z memami usunął memy dotyczące końca współpracy RL9 z popularną marką napojów izotonicznych.

Nie dość łatwo wszystkim przychodzi natomiast przyjrzenie się sprawie, która wcale nie musi oznaczać, że kapitan kadry i były legionista nie ma do siebie dystansu. Choć oczywiście może nie mieć, bo mnie na przykład zawsze wydawał się mocno spięty. Ale nie robiłem o tym memów.

Kilka dni przed kwejkgate serwis Wirtualne Media, duży, opiniotwórczy portal poświęcony przede wszystkim mediom, marketingowi oraz reklamie, opublikował sążniste sprostowanie, w którym przyznał, że dziennikarka w nim pracująca mocno nadinterpretowała informacje uzyskane od producenta wiadomych napojów, formatując swój tekst tak, by wybrzmiał, iż Lewandowski został przez napoje odrzucony na rzecz Igi Świątek. Od lektury WM zaczyna swój dzień spory procent twórców medialnych treści w Polsce, szybko zaczęła się więc lawina materiałów, w których format pani redaktor nabierał drugiego życia. Może i nikt nie napisał tego wprost, ale czytało się to w następujący sposób: odchodzący powoli w cień dawny, starawy już i bez sukcesów poza klubem król polskiego sportu musi abdykować na rzecz młodej, wciąż jeszcze bardzo perspektywicznej królowej nie tylko polskiego, ale i światowego sportu. Najwyraźniej nie spodobało się to Lewandowskiemu, który pewnie jeszcze nie myśli o odejściu gdziekolwiek, a nawet jeżeli, to pewnie na swoich warunkach i w momencie, w którym wybierze sam, a nie wybierze za niego manipulująca treściami dziennikarka oraz chór pogłosu towarzyszący jej pomysłowi na artykuł. Dodatkowo okazało się, że nikt z RL9 współpracy nie zakończył, a zrezygnował z niej on sam. Myślę, że każdy, kto przeczytałby na swój temat nieprawdę, w dodatku powielaną szeroko na lewo i prawo, miałby się wkurzyć.

Lewandowski – i to nieważne czy on sam, czy agenci zajmujący się jego wizerunkiem – podjął więc kroki prawne i wyciszył choćby stronę z memami. Od dawna wiadomo, że świetnie sprzedaje się temat rywalizacji „Świątek vs. Lewandowski”, de facto nieistniejący, ale #gówniarazpaletką żyje swoim własnym życiem, więc jest znakomitą pożywką dla tworzenia obrazkowych najczęściej żartów, zwykle lotów nie najwyższych, ale za to chętnie klikanych.

Memami nadać viralowy podmuch najbłahszej nawet sprawie, a tu o sprawę błahą nie chodzi – chodzi o wizerunek kapitana reprezentacji Polski i piłkarza jednego z najbardziej znanych klubów na świecie. A wizerunek ma się jeden i bardzo łatwo jest go utytłać plotką, niedomówieniem, nadużyciem, etc.

Uważam, że Lewandowski zrobił dobrze. Bo to nie jest walka z wolnością słowa, tylko ewidentnie walka z kłamstwem, a przynajmniej półprawdą. No bo Lewandowski faktycznie już nie będzie się raczył eliksirem, który przynosi znakomite podobno efekty, eliksirem raczyć się będzie masowo Świątek, ale doszło do tego w zupełnie innych okolicznościach, niż te, które szeroko zaprezentowały media i poważne, i prześmiewcze.

Za wolność słowa bym udusił, serio. Byłem dochodzącym do wieku nastoletniego dzieciakiem, kiedy w Polsce nie można było mówić, co się naprawdę myśli. Uczyli mnie w podstawówce fałszywej historii; byłem ministrantem w parafii, której jeden z kapłanów (z którego rąk odbierałem ministranckie pasowanie) został zamordowany przez służby PRL-u za to, że mówił, co myśli i jak naprawdę jest wokół nas; patronem mojej szkoły był aparatczyk, z którego zrobiono bohatera, choć jego jedyną „zasługą” było wstąpienie do bolszewickiej młodzieżówki i tworzenie fałszywej kroniki Ludowego Wojska Polskiego. Gdy można mówić, gdy ma się coś do powiedzenia, należy to robić – wolność słowa to jeden z największych darów, jaki daje nam system wolny od dyktatury. Ale ta wolność nie może przekraczać granicy insynuacji i zwykłego łgarstwa.

Lewandowski z prawnikami zdecydował się na to, na co się zdecydował. Nie zrobił źle. O wizerunek trzeba dbać. Gdy poznaniacy stawiają znak równości między generałem Popławskim – wyjątkowym indywiduum, które pacyfikowało powstanie roku 1956 –  a całą Legią, należy dawać po łapach i przypominać, że dotujący Lecha pion kolejowy w latach 50. również nie był zarządzany przez białogwardzistów. Gdy namiętnie powtarzane są historie o tym, jak to Legia „brała wszystkich w kamasze”, dobrze przypominać, że daleko jej było do możliwości i metod Górnika Zabrze czy innych przemysłowych klubów, które brały do kopalni i dawały niebotyczne pensje tworzone z wielu etatów, na co zgadzała się władza ludowa, bo pracownik pionu przemysłowego powinien mieć po robocie dobrą, sportową rozrywkę. (Przypominam, że Górnik ostatnie mistrzostwo zdobył w PRL-u, po przemianie roku ’89 raz był wicemistrzem.) Podobnie po łapach powinien dostawać pewien lansujący się od lat w mediach pan doktor, który będąc sympatykiem klubu z innej części Warszawy, notorycznie opowiada bzdury na temat historii Legii.

Można by było tę listę ciągnąć jeszcze przez chwilę, ale przynajmniej na razie wystarczy. Choć wypada dodać tylko rok 1993 – nic nie udowodniono, a w państwie prawa prawo ustanowili działacze trzecioligowych klubików z prowincji, doskonale znający specyfikę i okoliczności towarzyszące rozgrywkom w tamtych czasach, ale głosujący tak a nie inaczej, bo… nie lubili Legii.

Wizerunek trzeba pielęgnować, dbać o to, jak nas widzą, bo – i tu się powtórzę – wizerunek mamy tylko jeden.

Kowalski

P.S. Bardzo lubię wchodzić sobie na fora i podglądać komentarze po grach kontrolnych Legii. Po dwóch tychże, przy bilansie bramkowym 7:0, zauważyłem wzrost sympatii do Blaža Kramera, którego jeszcze niedawno uznawano za jedną z większych porażek transferowych Legii ostatnich lat. A kilka ich było.

Co prawda Kramera za porażkę uznano de facto nie widząc go w grze, gdyż od przyjścia na Łazienkowską czas spędzał głównie w lekarskich gabinetach, ale się przyjęło. Tymczasem teraz w Kramerze niektórzy widzą już nie tylko alternatywę dla Tomka Pekharta, ale nawet jego naturalnego następcę, a może nawet zbawcę Legii, który do mistrzostwa poprowadzi nasz klub z rekordową ilością strzelonych goli, pewnym tytułem króla strzelców, a potem jeszcze zostanie sprzedany przez klub do Arabii Saudyjskiej za przynajmniej 20 milionów jakiejś zachodniej waluty, jeśli nie więcej.

Choć wiem, że to bez sensu, apeluję o spokój. Gry kontrolne są dla trenerów, by mieli możliwość rozpoznania ogniem tego, co na co dzień notują w swoich kajetach. Oczywiście trzymam mocno kciuki za Kramera, bo to sympatyczny chłopak i na pewno przypadkowo go na Łazienkowską nie zaproszono, ale nie budujmy presji, robiąc z niego słoweńskiego Haalanda...

Poprzednie teksty:

- Sztuczna inteligencja

- Druga ćwiartka czyli łowienie z sieci

- Konsekwencja i wiara

- Pierwsza ćwiartka

- Pozwolę sobie...

- Między wsparciem a szaleństwem

- Będzie się działo

Polecamy

Komentarze (51)

Odśwież

Dodając komentarz zobowiązujesz się do przestrzegania

Komentarze osób niezalogowanych, a także zalogowanych, którzy zarejestrowali konto w ostatnich 3 dniach wymagają akceptacji administratora.