Domyślne zdjęcie Legia.Net

Piękny finał

Marcin Gołębiewski, Tadeusz Ostrowski

Źródło: Legia.Net

17.01.2005 23:59

(akt. 29.12.2018 09:42)

Po pierwszym odcinku wspomnień „był taki mecz” dostaliśmy od jednego z naszych czytelników – Tadeusza Ostrowskiego list a właściwie prośbę o przypomnienie meczu Jagiellonia Białystok – Legia Warszawa z 24 czerwca 1989 roku.


Dla Tadka był to pierwszy mecz Legii na żywo, ale nie tylko, dlatego spotkanie to zapadło mu tak bardzo w pamięć. 

(...)Byłem wtedy młodym sympatykiem rodzimej piłki nożnej. Podkreślam sympatykiem a nie kibicem. Śledziłem na bieżąco wyniki ekstraklasy, sympatyzowałem z Legią. Oglądałem mecze w TV i słuchałem je w radiu, ale ze względu na to, że mieszkałem w Siedlcach mieście oddalonym od stolicy o 90 kilometrów jeszcze nigdy nie widziałem Legii na żywo. 

Po raz pierwszy udało mi się to w roku 1989. Zupełnie przypadkowo. Mój wujek mieszkający w Olsztynie zadzwonił któregoś dnia do mojego ojca i powiedział, że w jego mieście odbędzie się finał Pucharu Polski a znając moje zamiłowanie do piłki zaproponował, że chętnie zabierze mnie na ten mecz. Koniec roku szkolnego dobre wyniki w nauce i obietnica wujka, że nic mi się nie stanie i na pewno się mną zaopiekuje sprawiły, że rodzicie zgodzili się prawie bez wahania. Chyba nie musze mówić, jakie to było dla mnie przeżycie. Pierwszy mecz Legii na żywo i to jeszcze o taką stawkę. Nie o sobie chce jednak opowiadać, ale o tym wspaniałym wydarzeniu. Uznanym przez wielu fachowców za najlepszy finał tych rozgrywek. Ze względu na to, że był to dla mnie tak ważny mecz mam na jego temat sporą wiedzę, którą chętnie się podzielę z innymi kibicami(...)
 

Spełniamy więc dziś prośbę naszego czytelnika. 



W sezonie 1988/1989 Legia Warszawa zagrała poniżej oczekiwań kibiców. Pomimo bardzo silnego składu na koniec rozgrywek uplasowała się na 4 miejscu w tabeli. Legioniści doznali też jednaj z największych porażek w pucharze UEFA przegrywając z Bayernem Monachium 3:7 w dodatku przed własną publicznością (do dziś jest to najwyższa porażka Legii w europejskich pucharach odniesiona na własnym stadionie). 

Na pocieszenie przed legionistami stanęła szansa wywalczenia Pucharu Polski. Po pokonaniu we wcześniejszych fazach rozgrywek GKS-u Katowice, Górnika Zabrze, ŁKS-u Łódź i Stali Rzeszów w finale Legia spotkała się z Jagiellonią Białystok. 

Rywal Legii występował w I lidze od dwóch sezonów. Drużyna wprowadzona do ekstraklasy przez Janusza Wójcika (który w sezonie 1988/89 był już selekcjonerem kadry olimpijskiej) zajęła, zarówno rok wcześniej jak i w sezonie 88/89 ósme miejsce w tabeli. 

Kilka tygodni wcześniej w meczu ligowym Jagiellonia na własnym stadionie zremisowała z Legią 1:1. 

Zdecydowanego faworyta meczu nie było. Większość stawiała co prawda na Legię ale wynik meczu był sprawą otwartą. 

Mecz finałowy odbył się w Olsztynie, który po raz pierwszy gościł finalistów Pucharu Polski. Dodatkowo miasto to nie miało w tamtym okresie swojego przedstawiciela w I-lidze a więc było to wielkie święto dla mieszkańców a w szczególności dla wszystkich kibiców piłki nożnej. 

Jeżeli ktoś patrzy tylko na suchy wynik z pewnością wydaje mu się, że ten mecz był jednostronnym widowiskiem. Zapewniam jednak, że tak nie było. Mecz ten uznany został przez wielu fachowców jako najlepszy mecz finałowy w całej historii tych rozgrywek. 


1:0 dla Legii 

Pierwsza bramka dla Legii padła po stałym fragmencie gry już w 7 minucie spotkania. Dariusz Wdowczyk wykonywał rzut wolny 5 metrów od narożnika pola karnego, Dośrodkował piłkę na pole karne gdzie doszedł do niej Roman Kosecki i z woleja lewą nogą posłał ją w prawy róg bramki. 

Po chwili wspaniała okazję do wyrównania miała Jagiellonia. Po wspaniałej kontrze lewą stroną boiska pod pole karne przedarł się Czykier dośrodkował na 5 metr gdzie już stał niepilnowany jeden z napastników Jagiellonii – Michalewicz. Czykier precyzyjnie dośrodkował na jego głowę, ale na szczęście dla Legii piłka powędrowała kilka centymetrów nad bramką. 

Legia bardzo szybko zdała sobie sprawę, że rywal nie przypadkowa znalazł się w finale i prowadzenie 1:0 może okazać się niewystarczające do wygranej. Zawodnicy zaczęli, więc uważniej konstruować akcje. 

Druga bramka dla Legii 

Po chwili prowadzili już 2:0 po ewidentnym błędzie bramkarza Jagielloni - Sowińskiego. 

Piłka po kilku podaniach w środkowej części boiska została zagrana na lewe skrzydło na dobieg do Iwanickiego, który po przyjęciu jej minął zwodem jednego z obrońców i strzelił na bramkę. Piłka skozłowała jeszcze na piątym metrze, bramkarz nie zdołał jej złapać i tylko wybił przed siebie gdzie już czekał na nią Dariusz Dziekanowski, który dobił ją do bramki. Duży błąd zarówno bramkarza, ale i obrońców, którzy zupełnie nie upilnowali Dziekanowskiego. 

Trzecia bramka 

Po prostopadłym podaniu Pisza przed polem karnym do piłki doszedł Iwanicki minął zwodem obrońcę Jagielloni i z linii pola karnego oddał strzał na bramkę trafiając jednak wprost w wysuniętego na 7 metrze bramkarza. Ten jednak sparował piłkę wprost pod nogi Koseckiego a ten z pierwszej piłki nie miał kłopotów ze zdobyciem gola strzelając do pustej bramki. 

Po 30 minutach 3:0 w tym momencie na sektorze Legii zaczęło się święto i już chyba nikt nie wierzył, że Legii może się w tym meczu stać coś złego. 

Kibice Jagielloni na chwile zamilkli. 

Jagiellonia walczy nadal 

W 31 minucie gry Jagiellonia wykonywała rzut wolny. Piłka dośrodkowana w pole karne znalazła się na głowie Leszczyka, który technicznym strzałem kierując piłkę nad zaskoczonym Robakiewiczem zdobył pierwszą bramkę dla Jagiellonii. 


Kibice Jagielloni znów się ożywili i uwierzyli, że straty można odrobić. 

Takim wynikiem zakończyła się pierwsza połowa spotkania. Legia fenomenalnie rozpoczęła ten mecz i szczególnie przez pierwsze 30 minut dyktowała warunki na boisku. Prowadząc jednak 3:0 chyba za szybko uwierzyła, że już wygrała spotkanie i wtedy do głosu doszli zawodnicy Jagielloni szybko strzelając gola na 3:1 oraz całkowicie przejmując inicjatywę w ostatnim kwadransie pierwszej połowy. 

Iwanicki show 

W 53 minucie spotkania znowu dał o sobie znać Iwanicki, który najpierw odegrał piłkę do Koseckiego, który poszedł pod pole karne, zakręcił obrońcami Jagielloni, odciągnął ich uwagę na siebie - po czym odegrał przed pole karne do wchodzącego Iwanickiego a ten huknął z pierwszej piłki nie do obrony w samo okienko. 4:1 i znowu nadzieje Jagielloni na wyrównanie stanu rywalizacji oddaliły się. 

Jagiellonia nie składa broni 

Po chwili zrobiło się 4:2 i znowu przy bramce miał swój udział Lesczyk, który pięknie podał do Romaniuka a ten popędził skrzydłem pod pole karne, dośrodkował przed bramkę do Michalewicza, który uderzył piłkę głową. Ta jednak trafiła w poprzeczkę i wylądowała na 6 metrze gdzie czekał już na nią Bajer, który płaskim strzałem w prawy róg bramki pokonał Robakiewicza. 

4:2 i nadzieje Jagielloni odżywają. Trener decyduje się na wprowadzenie do gry aż dwóch nowych zawodników. 

Przy wyniku 4:2 na 20 minut przed końcem większość drużyn, które przegrywa i to w dodatku 4:2 czeka już tylko na końcowy gwizdek. To było jednak w tym meczu najpiękniejsze, że zawodnicy Jagielloni jak by nie zwracali uwagi na to, że tracą gole i cały czas grali ofensywną ładną dla oka piłkę. Może gdyby grali tak od początku nie przegrywaliby po 30 minutach 3:0 i mecz potoczyłby się zupełnie inaczej. Jednak te pierwsze 30 minut zapewniło zwycięstwo Legii. 


To, co najbardziej zachwyciło obserwatorów tego meczu to nie ilość bramek w dodatku bardzo pięknych, ale postawa Jagielloni. Przegrywając zarówno 0:3 a potem 1:4 cały czas atakowali bramkę Legii. Po zdobyciu drugiego gola przez kilka kolejnych minut Legia zamknięta była we własnym polu karnym. Piłka raz po raz leciała na bramkę Robakiewicza. W tym okresie gry Jagiellonia stworzyła więcej dogodnych sytuacji niż przez całe spotkanie. Na szczęście na posterunku albo stali obrońcy albo Robakiewicza albo... poprzeczka bramki. 


Niewykorzystane sytuacje jednak się mszczą. To stare piłkarskie przysłowie urzeczywistniło się w 79 minucie spotkania. Po kontrze Legii piłkę po długim podaniu przed polem karnym przejmuje Karaś, podaje do Dziekanowskiego, ten wchodzi w pole karne i w sytuacji sam na sam z bramkarzem kieruje piłkę do bramki 5:2 i już wszystko jasne. 


Kazimierz Górski zachwycony spotkaniem 

Obecny na tym spotkaniu Kazimierz Górski skomentował dla TVP to spotkanie w następujący sposób: - Patrząc na to spotkanie. Trzeba jedno stwierdzić, że jest to widowisko. Siedem bramek, ładne bramki, szereg różnych sytuacji, obrona. Chcę pochwalić przegrywającą drużynę, która pomimo tego, że przegrywa gra ambitnie walczy do końca i włożyła bardzo dużo wysiłku, gra bardzo ofiarnie i ambitnie. To chyba trzeba zaliczyć na plus, że nie zrezygnował z ataków pomimo tego, że przegrywała przez większość spotkania. Szereg błędów w bloku obronnym zadecydował jednak o przegranej (...) Legia miała w grze bardzo dobre momenty i miała także chwile zwolnienia gry, kiedy do głosu dochodziła Jagiellonia, stwarzała sytuacje, ale nie uwidoczniła tej przewagi bramkami (...) Cieszy mnie to, że mecz obfitował w piękne akcje i siedem bramek. 

Piękny finał 

Szybka i skuteczna gra Legii w pierwszym kwadransie spotkania ustawiła cały mecz. Legia grała w tym meczu bardzo agresywne i bardzo ofensywnie. Zupełnie inaczej niż przez cały sezon. Po meczu wszyscy mówili, że gdyby Legia tak grała przez cały sezon nie było by na nią mocnych w lidze. 

Szybkie widowisko, siedem bramek, gra do końca i 20 000 kibiców na stadionie, czego można chcieć więcej?.... jak największej ilości takich spotkań. 




Skład Legii w meczu z Jagiellonią 

1. Zbigniew Robakiewicz 
2. Zbigniew Kaczmarek 
3. Krzysztof Budka 
4. Juliusz Kruszankin 
5. Dariusz Wdowczyk 
6. Jacek Bąk 
7. Jan Karaś 
8. Leszek Pisz 
9. Krzysztof Iwanicki 
10. Dariusz Dziekanowski 
11. Roman Kosecki 

72 min. (Jacek Bąk Andrzej Łatka) 
79 min. (Leszek Pisz Marek Jóźwiak) 


W kolejnych odcinkach naszych wspomnień przypomnimy zdobycie przez legionistów podwójnej korony w roku 1994 – Mistrzostwa Polski i Pucharu Polski. 


Propozycje dotyczące kolejnych wspomnień kierujcie pod adres [email protected]

Polecamy

Komentarze (0)

Odśwież

Dodając komentarz zobowiązujesz się do przestrzegania

Komentarze osób niezalogowanych, a także zalogowanych, którzy zarejestrowali konto w ostatnich 3 dniach wymagają akceptacji administratora.