News: Tak było kiedyś: Polskie Gran Derbi Europa

Tak było kiedyś: Polskie Gran Derbi Europa

Redakcja

Źródło: Legia.Net

13.09.2011 16:19

(akt. 13.12.2018 05:25)

<p>"Ferrari", "Kici", "Piłat", legendarny już "Kaka" oraz wielu innych... Długo można wymieniać pseudonimy prawdziwych piłkarskich idoli Warszawy lat 70-tych, czy 80-tych. To dla nich na Łazienkowską ciągnęły tłumy, to oni budowali sławę Legii, a emocje związane z wielkimi meczami z ich udziałem elektryzowały jak magnes stołeczną młodzież i dorosłych. Warto wspomnieć realia archaicznego już nieco sposobu kibicowania w czasach, gdy rzesze warszawiaków przeżywały mecze CWKS-u na długo przed i po dniu ich rozegrania. Polecamy piąty już odcinek cyklu wspomnień kibica Legii z przeszło 40-letnim stażem, "Mayera". Tym razem, opowieść o otoczce szlagierowego meczu z Górnikiem Zabrze w 1970 roku. Zapraszamy!</p>

Była wiosna  1970 roku. Minął już miesiąc od wyeliminowania piłkarzy Legii przez Feyenoord Rotterdam w półfinale Puchary Europy. Wszyscy kibice skierowali więc swe zainteresowanie na rozgrywki ligowe, które właśnie dobiegały końca. Głównym pretendentem do kolejnego mistrzostwa Polski byli obrońcy tytułu, czyli legioniści.  Do powtórzenia sukcesu z poprzedniego sezonu było jednak i blisko i daleko. Przed warszawskimi piłkarzami był bowiem bardzo trudny mecz z największym rywalem, jednocześnie drugą "eksportową" polską drużyną – Górnikiem Zabrze. Ten mecz przy Łazienkowskiej trzeba było wygrać. O ile dobrze pamiętam, mecz odbył się ostatniego dnia maja i była to przedostatnia ligowa kolejka kończącego się sezonu.


Samodzielnie jeszcze wtedy nie chodziłem na stadion z racji jeszcze bardzo młodego wieku, więc jedyną nadzieją na obejrzenie tego meczu na stadionie było pójście tam w towarzystwie któregoś z rodziców. Oboje dobrze wiedzieli, że chciałem pójść na ten mecz. Ku mojemu zaskoczeniu dowiedziałem się (chyba jakoś dwa dni wcześniej) od mojego taty, że kupił bilety w przedsprzedaży i pójdziemy razem na stadion. Na dodatek mogłem zaprosić któregoś z kolegów, były bowiem trzy bilety.  Ze znalezieniem chętnego do obejrzenia tego meczu nie było żadnego problemu. Chyba mój tata pamiętał to, co zdarzyło się rok wcześniej, gdy wybraliśmy się na kończący sezon mecz z Ruchem – bez biletów i za późno, a nasza wyprawa zakończyła się na przystanku trolejbusowym na ul. Pięknej przy pl. Konstytucji. (na Legię jeździło się wtedy trolejbusem)  Było tyle ludzi, że gdyby jednocześnie przyjechało nawet i dziesięć trolejbusów to i tak byłoby mało. Byłem wtedy bardzo zawiedziony, że nie obejrzałem tego spotkania, tym bardziej że padło osiem goli, z czego sześć dla Legii.


Mój ojciec nigdy nie był kibicem Legii, wolał "luźno" kibicować Górnikowi, jak wielu innych miłośników piłki nożnej z Warszawy. Może wydać się to dzisiaj dziwne, ale w tamtych czasach Legia miała bardzo złą "opinię" nie tylko poza stolicą, ale wśród wielu kibiców z Warszawy również. Wynikało to ze sławnego już ściągania najlepszych zawodników na Łazienkowską, pod pretekstem służby wojskowej.  Tym samym, zabierając wychowanków innym klubom, Legia osłabiała je, samemu ponoć nie troszcząc się o wychowanie własnego młodego "narybku". Dzisiaj te argumenty i tego typu sytuacja brzmią może i śmiesznie. Niemniej jednak, wtedy był to "temat". Ile było w tym prawdy, do końca nie wiadomo. Z pewnością jednak, ileś jej było. Mówiono nawet (jak się później okazało, były to plotki), że Legia ściąga do siebie Lubańskiego. Ten jednak nigdy w Legii nie zagrał. A jeżeli nie zagrał, to znaczy, że tym razem "lobby wojskowe" przegrało z "lobby śląskim – kopalnianym". Takie były opinie ówczesnych kibiców i nie tylko tych nieprzychylnych Legii. Opinie te byy osadzone w tamtych, szczególnych realiach.


Sam mecz przy Łazienkowskiej odbył się jak na Europę przystało - w godzinach wieczornych i przy świetle elektrycznym, co było w tamtych czasach rzadkością. Tylko kilka klubów naszej ligi miało wtedy sztuczne oświetlenie na stadionie. Tym bardziej było to wydarzenie, gdyż na przełomie maja i czerwca dzień jest już długi i można było rozegrać ten mecz 2-3 godziny wcześniej. Wówczas mecz rozgrywany przy sztucznym oświetleniu robił wrażenie. Ale z drugiej strony, to… była Europa. Spotkanie półfinalisty Pucharu Europy i finalisty Pucharu Zdobywców Pucharów. Prawie "
Gran Derbi Europa", posługując się dzisiejszą terminologią. Pełny stadion i wielu kibiców Górnika, tak tych z Zabrza jak i tych warszawskich. Wtedy nie było wydzielonych sektorów dla kibiców drużyny gości. Wszyscy siedzieli razem, obok siebie – mniejszość wpleciona w większość.


Pierwsza połowa, choć bardzo emocjonująca nie przyniosła jednak goli. Byłem bardzo niepocieszony, gdyż siedzieliśmy pod krytą trybuną po lewej stronie a w drugiej połowie na tą bramkę, do której było bliżej, miał atakować akurat Górnik. A przecież cały czas liczyłem na bramki w wykonaniu legionistów i na dodatek chciałem wszystko dobrze widzieć. Rzeczywistość była jednak taka, że bardzo dobrze widziałem całą akcję Górnika i celny strzał Erwina Wilczka. Legioniści strzelili jednak dwa gole, tym samym wygrywając cały mecz 2:1. Ten wynik dawał obronę mistrzowskiego tytułu i kolejną szansę na sukcesy w następnej edycji Pucharu Europy.   


Po zakończonym meczu cały tłum ruszył ul. Myśliwiecką w stronę al. Ujazdowskich. Pomiędzy zadowolonymi kibicami Legii szli zawiedzeni kibice Górnika. Pamiętam 5-6 osobową ich grupę z dużą flagą Górnika na długim drzewcu (dzisiaj nie do pomyślenia), ci akurat z pewnością przyjechali z Zabrza. Smutni nie byli, gdyż cały czas byli… bardzo "zajęci". Co chwila podbiegał do nich któryś z kibiców Legii i wymieniali ze sobą kilka zdań. Z tego co udało mi się podsłuchać w ogólnym tumulcie; te kilka zdań a właściwie pytań, to była wymiana informacji dotyczących klubów. Raczej chyba takich, których nie można było znaleźć w ówczesnych mediach.


Było fajnie, Legia miała znowu tytuł mistrza Polski. Natomiast mój ojciec powiedział wtedy, że gdy był w moim wieku to nawet nie przypuszczał, że będzie oglądał takie mecze jak ten dzisiejszy i te wcześniejsze obydwu drużyn w europejskich pucharach. Nikt wówczas nie przypuszczał, że był to tylko przedsmak emocji jakie nas czekają - kolejne występy Legii i Górnika w europejskich pucharach, a w następnych latach – złoty medal na IO w Monachium, mecz na Wembley i MŚ w Niemczech w 1974 roku.

Polecamy

Komentarze (9)

Odśwież

Dodając komentarz zobowiązujesz się do przestrzegania

Komentarze osób niezalogowanych, a także zalogowanych, którzy zarejestrowali konto w ostatnich 3 dniach wymagają akceptacji administratora.