News: Jak "jedynka" remisowała z Oskarem

Jak "jedynka" remisowała z Oskarem

Piotr Kamieniecki, Łukasz Pazuła

Źródło: Legia.Net

14.09.2015 09:20

(akt. 07.12.2018 20:34)

Rezerwy Legii zremisowały w sobotę kolejny mecz w trzeciej lidze łódzko-mazowieckiej. W Przysusze padł wynik 4:4, choć warszawiacy prowadzili już 4:1. - Dokonaliśmy czegoś niemożliwego - podsumował rozczarowany trener „dwójki”, Krzysztof Dębek. Trzeba dodać, że w składzie „Wojskowych” pojawiło się dziewięciu graczy trenujących na co dzień pod okiem Henninga Berga, który również był obecny na spotkaniu.

Jasne musi być jedno: w takim składzie rezerwy nie miały prawa stracić punktów na boisku Oskara - jednej z najgorszych ekip rozgrywek. Na boisku pojawili się gracze, którzy mają za sobą występy w reprezentacji Polski. W obronie biegali Jakub Rzeźniczak i Łukasz Broź, a w ataku grał Marek Saganowski. Zobaczyliśmy również Arkadiusza Piecha, który na brak doświadczenia też nie może narzekać. Podobnie jak Arkadiusz Malarz, który stanął między słupkami. Do tego w środku pola Michał Kopczyński - najlepszy gracz pierwszoligowych Wigier w poprzednim sezonie. Poza tym zagrali utalentowani juniorzy - Robert Bartczak oraz Adam Ryczkowski i wypożyczony z Fluminense Pablo Dyego. Wszyscy nie zagrali w jednym momencie, ale nie zmienia to faktu, że „dwójka” wzmocniona takimi nazwiskami za łatwo oddała wygraną.


W środku pola odważnie grał Bartłomiej Urbański (rocznik ’98!). Dobrze na prawym skrzydle radził sobie Michał Suchanek, który strzelił gola i zanotował asystę, a także miał inne dobre sytuacje do zdobycia bramki. Trochę gorzkich słów należy się z kolei formacji defensywnej, szczególnie za drugą połowę, kiedy legioniści stracili trzy gole. Warszawiacy do 60 minuty grali dobrze, ale przy wyniku 4:1, po golu Dyego, można było odnieść wrażenie, że goście poczuli się zbyt pewnie. To zgubiło piłkarzy ze stolicy i zaowocowało stratą - mogłoby się wydawać - pewnego zwycięstwa. A jak w Przysusze indywidualnie wyglądali gracze Berga? Spróbujmy na każdego spojrzeć indywidualnie:


- Arkadiusz Malarz po raz drugi zagrał w tym sezonie w rezerwach. Puszczenie czterech bramek brzmi źle, ale doświadczony gracz nie zawinił przy żadnej z nich. Nawet przy trzecim trafieniu rywali, kiedy strzał przeciwnika delikatnie przelobował golkipera. Trener „dwójki” Krzysztof Dębek przyznał, że bramkarz nie mógł nic zrobić. Poza tym, był pewnym punktem zespołu, wygrywając chociażby sytuację sam na sam w pierwszej połowie. Bronił też groźne strzały Oskara i często pomagał kolegom w ustawianiu się.


- Jako kapitan, legionistów na boisko wyprowadził Jakub Rzeźniczak. Było widać doświadczenie stopera, który dyrygował - razem z Wojciechem Kochański - kolegami. Ogranie „Rzeźnika” było cenne dla kolegów i nieraz potrafił dzięki temu skutecznie powstrzymać rywali. Gracz Legii często starał się wciągać przeciwników na swoją połowę, doskonale wiedział kiedy ma przyspieszyć akcje ofensywne „Wojskowch”. Generalnie występ „Rzeźnika” można ocenić na plus, nie brakowało u niego walki, a przyczepić można się tylko o jedno zbyt krótkie wybicie piłki oraz sytuację z 27. minuty, w której legionista niepotrzebnie chwycił rywala w polu karnym. Cwaniactwo gracza z Przysuchy mogłoby się skończyć rzutem karnym.


-
Michał Kopczyński przez przeciętnego kibica mógłby zostać niezauważony, jednak gra na takiej pozycji, gdzie im mniej się o nim mówi… tym lepiej. Czarna robota wychodziła pomocnikowi bardzo dobrze - odbiory, pressing - za to trzeba go chwalić. Częściej niż ostatnio starał się grać do przodu, co wychodziło z różnym skutkiem. Żółtą kartkę obejrzał za faul taktyczny, którym przerwał rozwijającą się kontrę Oskara. 

 


- Dużo wiatru na lewej flance robił Robert Bartczak, któremu piłka jednak zbyt często odskakiwała. „Barry” na pewno się starał, mijał rywali niczym tyczki, choć brakowało finalizacji - podania w tempo lub celnego strzału. Plus za wywalczenie rzutu karnego, który na bramkę zamienił Urbański. Młodzianowi zdarzały się już lepsze mecze.


- Przez prawie 60 minut na szpicy biegał Adam Ryczkowski. Trudno przypomnieć sobie żeby stworzył zagrożenie. Przez większość spotkania był niewidoczny, rzadko był przy piłce i nie mógł się odnaleźć na boisku w Przysusze. Można go pochwalić jedynie za asystę przy wyrównującym golu w drugiej minucie, kiedy utrzymał się przy futbolówce i skutecznie podał ją do Suchanka.


- Ryczkowski był jednak w cieniu Marka Saganowskiego, który grał za plecami młodego piłkarza. Doświadczenie zrobiło swoje, wzbudziło także najwięcej zainteresowania kibiców. Były reprezentant Polski zdobył bramkę po ładnym uderzeniu z okolic pola karnego. Poza tym był pod grą i większość akcji przechodziła przez niego z niezłym skutkiem. Napastnik Legii często wracał się do linii środkowej boiska i ściągał w ten sposób za sobą zawodników gospodarzy robiąc więcej miejsca kolegom. To była naprawdę dobra „połówka” „Sagana”.


- Łukasz Broź po zastąpieniu Rzeźniczaka zajął miejsce na prawej obronie. Ciekawą sytuacją w kontekście defensora jest rzut karny odgwizdany po jego starciu z rywalem. Wydaje się jednak, że przeciwnik położył się po lekkim kontakcie, a sędzia Albert Różycki pomylił się dyktując „jedenastkę”. Obrońca Legii starał się trzymać defensywę gości w ryzach, tak jak to robił przed przerwą jego dobry kolega. Wydaje się, że sam karny zadziałał na Brozia w taki sposób, że ten częściej zaczął się podłączać do akcji ofensywnych.


- Przebłyski miał Pablo Dyego, który strzelił czwartą bramkę dla Legii, idealnie w tempo wbiegając do podania Suchanka. Przeprowadził kilka akcji na skrzydle, choć nie zawsze wybierał najlepsze rozwiązania. Nie zabrakło także strat, do których zdołał przyzwyczaić w poprzednich tygodniach. Nie najlepiej o nim świadczy, że gracze Oskara potrafili go momentami zupełnie wyłączyć z gry.


- 45 minut na boisku - w roli podwieszonego napastnika - spędził Arkadiusz Piech. Zawodnik zagrał drugi mecz po powrocie do zdrowia i trochę brakowało mu czucia piłki. Były gracz m.in. Ruchu Chorzów czy Zagłębia Lubin nie bał się walki i przepychanek z obrońcami rywali. Warto pochwalić go za to, że skakał do każdej piłki w powietrzu i stoczył kilka pojedynków główkowych. Brakowało jednak z jego strony zagrożenia i dochodzenia do sytuacji. Kiedy porównamy go z Saganowskim, wypada jednak gorzej. Do podobnego wniosku doszlibyśmy przy parze Bartczak - Dyego. Lepszy był ten, który zagrał w pierwszej odsłonie spotkania.


III liga: Oskar Przysucha - Legia II 4:4 (1:3)


Skałbania (1. min., 88. min.), Sapieja (58. min.), Kornacki (82. min.) - Suchanek (2. min.), Saganowski (16. min.), Urbański (40. min.), Dyego (52. min.)


Żółte kartki: Wnuk (Oskar) - Kopczyński, Piech, Urbański (Legia II)


Legia:
Malarz - Najemski, Rzeźniczak (46’ Broź), Kochański, Rakowski - Suchanek, Kopczyński, Urbański, Bartczak (46’ Dyego) - Saganowski (46’ Piech) - Ryczkowski (59’ Anczewski). 

Polecamy

Komentarze (15)

Odśwież

Dodając komentarz zobowiązujesz się do przestrzegania

Komentarze osób niezalogowanych, a także zalogowanych, którzy zarejestrowali konto w ostatnich 3 dniach wymagają akceptacji administratora.