Legia mistrz 2020. Oni zdobyli tytuł

Redaktor Maciej Ziółkowski

Maciej Ziółkowski

Źródło: Legia.Net

11.07.2020 20:00

(akt. 19.07.2020 14:15)

Wszystko już wiadomo. Legia została mistrzem Polski w sezonie 2019/20. Stołeczny klub rozkręcał się z każdym meczem, a od jesiennego spotkania z Lechem Poznań nie schodził poniżej solidnego poziomu. Do sukcesu w lidze przyczyniło się łącznie 37 zawodników. Tylu graczy pojawiło się w tym sezonie na murawie w ekstraklasie przynajmniej przez minutę.

BRAMKARZE

Radosław Majecki (33 mecze) – Solidny punkt zespołu. Popełnił błędy przy interwencjach w Płocku i Zabrzu, ale pomógł drużynie we Wrocławiu i Poznaniu. Ogólnie stanął na wysokości zadania i dobrze strzegł dostępu do bramki Legii. Nabrał doświadczenia, pomógł w zdobyciu tytułu. Może zbyt mało miał meczów spektakularnych, ale z racji wieku - na to jeszcze przyjdzie czas. Teraz zaczyna misję w Monaco. Życzymy powodzenia.

Wojciech Muzyk(1 mecz) - Zadebiutował w Pucharze Polski, a potem w ekstraklasie. Obecnie ma na koncie dwa występy w lidze. Mimo przepuszczenia dwóch goli w Poznaniu z Lechem, pokazał się z dobrej strony. Wybronił m.in. dwa groźne uderzenia w pierwszej połowie, które mogły wpaść do siatki. 

Radosław Cierzniak(3 mecze) - Spotkanie z Cracovią (2:0) było jego pierwszym w 2020 roku. Doświadczony golkiper wyleczył uraz pleców i wskoczył do bramki na końcówkę długiego sezonu. 37-latek nie zawiódł, wybronił kilka uderzeń i dołożył cegiełkę do mistrzostwa kraju. 

OBROŃCY

Paweł Stolarski (11 meczów/1 asysta) – Grał na początku i końcu rozgrywek ligowych. Przegrywał rywalizację z Vesoviciem, lecz pod nieobecność reprezentanta Czarnogóry otworzyła się przed nim szansa na występy. Gdy pojawiał się na boisku, nie zawodził. Był solidny, ochoczo podłączał się do akcji ofensywnych i szukał okazji po dośrodkowaniach w pole karne. Czasami brakowało dokładności, a czasem pewności w interwencjach, ale to normalne przy braku rytmu meczowego.

Marko Vesović (22 mecze/1 gol) – Największy wygrany przerwy spowodowanej pandemią i najlepszy piłkarz Legii i całej ekstraklasy w rundzie wiosennej. W pierwszej części sezonu prezentował się solidnie, miał przebłyski gry świetnej. Ale od początku roku do momentu kontuzji był fenomenalny. Grał jak z nut. Kto wie, być może przepisem na sukces okazało się przejście na wegetarianizm, o czym mówił w jednym z wywiadów? Szybki, dynamiczny, mijał rywali niczym tyczki. W obronie również spisywał się bez zarzutu. Uraz jest ogromny osłabienie zespołu. Był motorem napędowym drużyny. Życzymy szybkiego powrotu do zdrowia, Marko!

Mateusz Wieteska (26 meczów/1 gol) – Mimo zmian w linii obrony, „Wietes” grał dość często. Wygrywał pojedynki fizyczne, a także stwarzał niemałe zagrożenie po stałych fragmentach dla Legii. Nie ustrzegł się błędów w paru meczach w rundzie jesiennej, m.in. z Pogonią i Zagłębiem w Lubinie. Ale w 2020 roku spisywał się naprawdę solidnie. Warto dodać, że 23-latek, w tym sezonie ligowym, cztery razy pełnił rolę kapitana. Jego rola w zespole była w końcu tak duża, jak sobie tego życzył.

Artur Jędrzejczyk (29 meczów) – Prawdziwy lider, zarówno na boisku jak i poza nim. Ostoja defensywy, pewny swoich umiejętności. Bardzo rzadko się mylił. Grał na bardzo wysokim poziomie przez cały sezon i jest jednym z głównych architektów tytułu mistrzowskiego. Doświadczonie było jego ogromnym atutem, z którego korzystał w każdym meczu. Jest "Jędza", są wyniczki! Poza boiskiem człowiek atmosfera, w pojedynkę potrafił wszystkich rozbawić, ale i zmobilizować. Czego chcieć więcej? Chyba tylko awansu do fazy grupowej europejskich pucharów na czele z Jędrzejczykiem i przedłużenia wygasającej z końcem roku umowy. 

Igor Lewczuk (26 meczów/1 gol) – W tym sezonie wrócił do Warszawy i sięgnął z Legią po trzecie mistrzostwo kraju. Najpierw siedział na ławce i czekał na szansę. Ale gdy wywalczył miejsce w składzie, regularnie pojawiał się na boisku. I nie zawodził, ba często grał jak profesor. Podpora defensywy, jesienią stworzył znakomity duet stoperów razem z Jędrzejczykiem. Był utrapieniem dla rywali, czasem skuteczny aż do bólu.

Michał Karbownik (28 meczów) – Objawienie Legii i ligi, odkrycie roku. Wszedł do ekstraklasy z przytupem, a zaraz prawdopodobnie ją opuści. W przeszłości grał w środku pola, a przygodę z pierwszym zespołem „Wojskowych” rozpoczął od występów na lewej obronie. Sprawdził się, wygryzł Luisa Rochę, swoją postawą spowodował, że szybko zapomnianiano o Ivanie Obradoviciu. Budował pewność siebie z meczu na mecz. Po pandemii nieco przygasł, lecz najlepsze dopiero przed nim. Skromny i utalentowany chłopak, który mimo wielu pochwał i setek arytkułów w prasie, twardo stąpa po ziemi. Zapowiada się, że opuści Łazienkowską jako najdrożej wytransferowany zawodnik w historii polskiej ligi.  

Inaki Astiz (4 mecze) - Jeden z najbardziej doświadczonych zawodników w klubie. W bieżących rozgrywkach za wiele nie pograł w „jedynce”. Zagrał jednak cztery razy w ekstraklasie i dołożył cegiełkę do końcowego triumfu. Wspomagał również rezerwy. Dba o współpracę między pierwszą a drugą drużyną, jest mentorem dla młodych graczy. Przedłużył umowę na następny rok, kolejny sezon będzie dla niego już jedenastym w barwach Legii.

Luis Rocha (9 meczów) – Zaczynał rozgrywki ligowe w pierwszym składzie, ale z czasem z gry wyleczył go Karbownik. Doszło do tego, że od 15. do 27. kolejki ani razu nie pojawił się na boisku. Gdy Portugalczyk grał, to mieszał lepsze występy ze słabszymi. Lepiej spisywał się w grze ofensywnej, z tyłu przydarzały mu się błędy w ustawieniu.

William Remy (3 mecze) – Francuz może mówić w ostatnich miesiącach o sporym pechu. W lidze zagrał trzy razy - w 1., 23. i 27. kolejce. Przerwy między tymi występami są dość duże z racji na kontuzje, które nie omijały Remy'ego. Wrócił do gry i bach – kolejny uraz. Potem następny. Aktualnie trenuje indywidualnie. Trzeba trzymać za niego kciuki, bo to dobry zawodnik, który w przeszłości to potwierdzał. 

Ariel Mosór(2 mecze) - Przyszłość klubu, syn Piotra. Zadebiutował w wyjazdowym spotkaniu z Lechią Gdańsk (0:0). 

POMOCNICY

Salvador Agra (2 mecze) – Wydawało się, że po przygotowaniach do startu sezonu otrzyma poważniejszą szansę. Tak się nie stało. Portugalczyk nie przekonał do siebie sztabu szkoleniowego, nie potrafił się dostosować do wymagań zwiazanych z taktyką. Wszedł na boisku w spotkaniu z ŁKS-em. Mógł być bohaterem ale trafił w słupek. A po kilku minutach spowodował rzut karny nieumyślnym zachowaniem. I tak wyglądał cały jego pobyt w Warszawie. Nie załapał się na zimowe zgrupowanie do Turcji i początek 2020 roku spędził w III-ligowych rezerwach. W maju rozstał się z klubem za porozumieniem stron.  

Andre Martins (32 mecze) – To drugi sezon, w którym grał bardzo często. Portugalczyk współpracował w środku pola m.in. Antoliciem czy wcześniej ze swoim rodakiem, Cafu. Jesienią nie zawodził, choć niektórzy spodziewali się pewnie po nim więcej, mając w pamięci jego pierwszy sezon w Warszawie. Wiosną nieco spuścił z tonu, kilka razy przez to usiadł na ławce rezerwowych. W lutym przedłużył kontrakt, co pokazuje, że w klubie cieszy się dużym zaufaniem.

Walerian Gwilia (33 mecze/7 goli) – Sprowadzenie Gruzina na początku rozgrywek było bardzo dobrym pomysłem Legii. Pomocnik dał drużynie wiele jakości. Jego bramki oraz asysty znacząco pomogły warszawiakom w zdobywaniu punktów w lidze. Czasami 26-latkowi wypominano nieskuteczność, spowalnianie akcji. Ale jak na pierwszy sezon w nowym klubie, Gwilia spisał się naprawdę dobrze. Wiosną był jednym z lepszych graczy w zespole.

Arvydas Novikovas (17 meczów/4 gole) – Na początku grał sporo, lecz mógł denerwować nieudanymi zagraniami oraz niewłaściwymi decyzjami. Miał jednak momenty, w których prezentował się całkiem solidnie. Końcówka października i listopad należały do niego. Wtedy strzelił trzy gole i przyczynił się do trzech zwycięstw. Uwypuklił zalety i tuszował wady, ale w pewnej chwili został zatrzymany. Musiał przejść zabieg ablacji serca. Potem wrócił do gry, ale tuż przed wznowieniem gry doznał urazu mięśnia łydki. Litwin może mówić o pechu. Gdy dochodził do niezłej formy, to na drodze stawały problemy zdrowotne. Czasem za bardzo chciał, był przemotywowany.

Paweł Wszołek (24 mecze/6 goli) – Cenne wzmocnienie w pierwszej części sezonu. Po dwóch tygodniach intensywnych treningów wywalczył miejsce w podstawowym składzie i nie oddał go do końca sezonu. W trakcie gry wykazywał dojrzałość i doświadczenie zebrane na Wyspach oraz we Włoszech. Potrafił z łatwością zrobić przewagę w ofensywie, poprzez minięcie rywala na skrzydle i dośrodkowanie w pole karne. Nieźle radził sobie po prawej stronie z Marko Vesoviciem. Ich współpraca mogła się podobać i przynosiła sporo korzyści. Wszołek bazował na swojej szybkości i sile, jego liczby muszą budzić uznanie. Wiosną mecze bardzo dobre przeplatał ze słabymi.

Piotr Pyrdoł (1 mecz) – 21-latek trafił do Legii w zimowym okienku transferowym. Młodzieżowiec zadebiutował z Arką Gdynia (5:1) i czeka na kolejne szanse od sztabu szkoleniowego. Na treningach wygląda coraz lepiej więc można mieć nadzieję, że wkrótce zobaczymy go na boisku w większym wymiarze czasowym.

Cafu (6 meczów) – Gladiator i maszyna w jednym, co potwierdził w niejednym spotkaniu. Zdarzało się, że przeciwnicy wręcz się od niego odbijali i musieli uznać jego wyższość. Na starcie tego sezonu Legia wykupiła Portugalczyka, który pozostał przy Łazienkowskiej w rundzie jesiennej. W tym czasie zmagał się z dwoma urazami: najpierw stawu skokowego, a potem uszkodził więzadło i przeszedł rehabilitację. Zdołał jednak zagrać sześć razy w lidze i zimą przeniósł się do greckiego Olympiakosu.

Bartosz Slisz (4 mecze) - Został pozyskany przez Legię pod koniec zimowego okna transferowego. Legioniści wydali na pomocnika 1,8 miliona euro. Póki co Slisz powolutku idzie do przodu, stawia kolejne kroki przy Łazienkowskiej. Na razie grał niewiele, bo na jego pozycji występują m.in. Antolić, Martins czy Gwilia. Ale wydaje się, że z biegiem czasu coraz częściej będziemy go widywać w składzie. Przydatny zwłaszcza w destrukcji.

Luquinhas (35 meczów/5 goli) – Za Brazylijczykiem bajeczne miesiące. Ofensywny pomocnik już w debiucie mógł się podobać. Potem trener zmienił mu pozycję, a zawodnik popracował nad skutecznością i wszyscy mieli z niego mnóstwo pociechy. Lubi dryblować i szukać miejsca do podania albo strzału. Trudno powstrzymać go z piłką przy nodze. Jeśli już uda się to zrobić, to część takich akcji kończy się faulami. Obecnie chyba mało kto wyobraża sobie skład Legii bez Luquinhasa.

Mateusz Cholewiak (12 meczów/2 gole) – Bardzo przemyślany ruch transferowy. Można powiedzieć, że to lek na ewentualny kłopot w zestawieniu składu. Może grać na lewej obronie, na skrzydle i jako „dziewiątka”. Imponuje ambicją, charakterem do gry i nieustępliwością. Nie poddaje się, nie ma dla niego straconych piłek. - Bardzo spodoba się warszawskim kibicom, ponieważ umie grać w piłkę. Mimo wieku, wniesie sporo jakościmówił o nim trener Mirosław Dawidowski, z którym współpracował w SMS-ie. I wszystko się to potwierdziło. Pozytywnie zaskoczył wiosną, zwłaszcza po pandemii. Oby tak dalej.

Dominik Nagy (9 meczów/1 gol) – Wydaje się, że Węgier okazał się jednym z największych rozczarowań w pierwszej części sezonu. Raz zachwycał, a w kolejnych meczach był bezbarwny i znikał z pola widzenia. Ma potencjał na to, żeby osiągnąć i grać znacznie lepiej, ale by tak było musi się skupić tylko na grze w piłkę. Rundę wiosenną spędził na wypożyczeniu w Panathinaikosie.

Mateusz Praszelik (5 meczów) – Pierwszy gracz w historii klubu urodzony w 2000 roku, który zadebiutował w oficjalnym spotkaniu pierwszej drużyny Legii. W pierwszym sezonie w „jedynce” rozegrał pięć meczów – cztery z nich miały miejsce w 2019 roku. - Jeśli będę prowadził zespół w przyszłym sezonie, to zakładam że Praszelik będzie brany pod uwagę przy ustalaniu składu w wielu meczach. Oczywiście zakładając, że będzie pracował tak, jak pracujemówił w styczniu trener Vuković. Tak się jednak nie stanie, bo młodzieżowiec nie przedłużył kontraktu z Legią i ostatnio przeniósł się do Śląska Wrocław.

Domagoj Antolić (32 mecze, 3 gole) – Za „Antolą” bardzo udane miesiące. Chorwat obok Karbownika jest największym odrkyciem tego sezonu. Pozytywnie zaskoczył, regulował tempo gry, stał się mózgiem zespołu. Podobnie jak Jędrzejczyk jest jednym z głównych architektów tytułu mistrzowskiego. Dużo widział na boisku, był wykonawcą stałych fragmentów gry, strzelił trzy gole w ciągu miesiąca, a charakterystyczna radość po tych trafieniach, jak na poniższym filmie, mogła zapaść w pamięć. Jedyne czego pozostaje sobie życzyc to przedłuzenia umowy i utrzymania wysokiej dyspozycji.

Tomasz Jodłowiec(4 mecze) – Na początku sezonu wystąpił w czterech meczach w ekstraklasie (trzy wygrane, jeden przegrany), w barwach Legii. Jesienią 2019 roku doświadczony pomocnik przeniósł się do Piasta Gliwice.

Radosław Cielemęcki(2 mecze) - Melodia przyszłości, pomocnik stawiający pierwsze kroki w seniorskim futbolu.

NAPASTNICY

Jarosław Niezgoda (18 meczów/14 goli) – O ile w treningach nie zawsze wyglądał na miarę możliwości, to w spotkaniach o stawkę po prostu błyszczał. Bezlitosny dla przeciwników. Gdy grał, to można było odnieść wrażenie, że ma wyłączony układ nerwowy. Nie bał się podejmować decyzji, a w dodatku był tam, gdzie trzeba. Dość często piłka trafiała pod jego nogi, a on doskonale wiedział co z nią zrobić. Nie ma co ukrywać – brakuje Niezgody w Warszawie, po tym jak trafił do Portland Timbers.  

Jose Kante (23 mecze/10 goli) – Z początku nie grał, później dołączył do zespołu. Po sprzedaży Carlitosa i Kulenovicia zaczął stopniowo pokazywać się warszawskim kibicom. Raz rozpoczynał spotkanie z ławki, aby za kilka dni wyjść w pierwszym składzie. Skutecznie wymieniał się z Niezgodą. Nieustępliwy walczak, który nie boi się włożyć głowy, tam gdzie inny nie wsadzi nogi. Angażował się w odbiory, stosował pressing – wszędobylski zawodnik o nietuzinkowych umiejętnościach. Jeden z bardziej wyróżniających sie graczy w sezonie. Przyjemnie patrzyło się na jego grę. Po kopnięciu koszulki mógł trochę stracić w oczach kibiców, ale zrobił to ze złości i bezsilności. To piłkarz Legii, który oddaje serce w każdym meczu.

Sandro Kulenović (3 mecze/1gol) – Chorwat otrzymał poważniejszą szansę po przedsezonowym sparingu z Radomiakiem, w którym strzelił cztery gole w 45 minut. Rosły snajper był gwarancją zaangażowania i walki o każdą piłkę. Dobrze radził sobie będąc ustawionym tyłem do bramki. Miał także sporo do powiedzenia przy stałych fragmentach gry oraz pojedynkach fizycznych. Szwankowała u niego skuteczność. Doszło do tego, że gdy schodził z boiska w jednym z meczów, został pożegnany gwizdami. - W tamtym momencie było mi trudno, bo w każdym meczu naprawdę się starałem, zostawiałem serce na murawie i dawałem z siebie tyle, ile mogłem. Trener Vuković odegrał w tej sytuacji ogromną rolę. Powiedział, że gram, bo na to zasługuję i prezentuję aktualnie najwyższe umiejętności. Otrzymałem też słowa otuchy od osób z klubu. Nigdy jednak nie zrozumiałem dlaczego zasłużyłem na gwizdy z trybun. Do dziś nie jest to dla mnie jasnemówił w rozmowie z nami. Od września 2019 roku reprezentuje Dinamo Zagrzeb.

Maciej Rosołek (12 meczów/3 gole) – Wyborny debiut, w którym strzelił gola na wagę  trzech punktów z Lechem Poznań. Dzięki temu trafieniu warszawiacy podkręcili obroty w lidze i trudno było ich powstrzymać. Jak na razie „Rosi” rozegrał 10 meczów w „jedynce” i raz pojawił się w podstawowym składzie. Oprócz gola z „Kolejorzem”, zdobył bramkę w spotkaniu z ŁKS-em przy stanie 0:1 oraz niedawnym meczu z Piastem na wagę remisu. Jeden z asów w rękawie trenera Vukovicia. 19-latek ma charakter i ambicje do gry. Jak na młody wiek, jest dobrze zbudowany. Potrafi umiejętnie się zastawić i znaleźć w odpowiednim miejscu. Tak jak ostatnio z Piastem, gdzie czyhał na centrę Karbownika i głową pokonał bramkarza rywali. Wydaje się, że przy odejściu Majeckiego, Praszelika i ewentualnym transferze „Karbo”, w kolejnym sezonie może częściej występować w wyjściowej jedenastce.

Carlitos (2 mecze) – Hiszpan chyba nie będzie dobrze wspominał początku tego sezonu. O ile w poprzednich rozgrywkach napastnik mógł liczyć na miejsce w składzie, to w lipcu i sierpniu bardzo rzadko meldował się na placu gry. W obu spotkaniach ligowych wchodził na boisko z ławki, ale nie był w stanie zrobić większej różnicy. We wrześniu związał się z arabskim Al-Wahda, a na początku 2020 roku przeniósł się do Panathinaikosu.

Tomas Pekhart (11 meczów/5 goli) – Świetny start. Strzelił cztery gole w pierwszych pięciu spotkaniach. Miał przy tym trochę szczęścia, jak w Poznaniu, gdzie piłka spadła mu z nieba, jak określił to czeski snajper, i skierował ją do pustej bramki. Ale jedna z dwóch bramek w Krakowie (zdobyta głową) była naprawdę ładnej urody. Napastnik ma kapitalne warunki fizyczne i jest bardzo przydatny przy rzutach wolnych i rożnych. Potrafi także powalczyć w odbiorze, co parę razy pokazał przeciwko Piastowi. Pierwsze półroczne w nowym klubie – na plus.

Vamara Sanogo (2 mecze/1 gol) – Stracił kilka miesięcy ze względu na zerwanie więzadła krzyżowego. Wrócił do gry na początku czerwca i strzelił pięknego gola z Arką Gdynia. Francuz imponuje warunkami fizycznymi, jest „napakowany” i trudno wygrać z nim pojedynek bark w bark. Zapowiadało się, że może powalczyć o miejsce w składzie, ale spotkał go kolejny pech – zerwane ścięgno Achillesa. Po dwóch obiecujących spotkaniach w lidze, czeka go teraz przynajmniej półroczna przerwa…

Kacper Kostorz (3 mecze) – Jesienią zagrał trzy razy w pierwszym zespole Legii. Dał dobrą zmianę w spotkaniu z Wisłą Płock, gdzie pokazał próbkę swoich umiejętności. Nie boi się kontaktu z rywalem, gra twardo. W drugiej części sezonu ogrywa się na zapleczu ekstraklasy, w Miedzi Legnica.

Szymon Włodarczyk(2 mecze)

Jarosław Niezgoda

Polecamy

Komentarze (33)

Odśwież

Dodając komentarz zobowiązujesz się do przestrzegania

Komentarze osób niezalogowanych, a także zalogowanych, którzy zarejestrowali konto w ostatnich 3 dniach wymagają akceptacji administratora.