News: Piotr Kobierecki: Każdy sezon uczy szkolenia młodzieży

Piotr Kobierecki: Każdy sezon uczy szkolenia młodzieży

Piotr Kamieniecki, Maciej Ziółkowski

Źródło: Legia.Net

08.07.2016 19:38

(akt. 07.12.2018 14:15)

- Model pracy mamy usystematyzowany, ale w przyszłości będzie on oczywiście ewoluował. Zawsze można coś ulepszyć. Wybieramy różne rozwiązania taktyczne: jedne są lepsze, drugie gorsze. Każdy sezon uczy nas czegoś więcej, aczkolwiek nie sprowadzałbym tego do mistrzostwa. Na pewno wielkim plusem jest stała możliwość gry w Lidze Mistrzów, a to - jak nawet sami zawodnicy zauważają - jest wielkim kapitałem - mówi w ogromnej rozmowie z Legia.Net Piotr Kobierecki, opiekun dwukrotnych mistrzów Polski w Centralnej Lidze Juniorów. Rozmawiamy o piłkarzach, szkoleniu, podsumowaniu rozgrywek, ale też o ludzkich maskach. Zapraszamy do lektury!

To był dla pana udany sezon? 


- Tak, ponieważ został zwieńczony sukcesem. Nie brakowało jednak trudniejszych chwil w trakcie trwania sezonu. Dużo wyniosłem z ostatniego roku pracy w Legii...

 

Co dokładnie?


-  Przede wszystkim cenną lekcją były mecze na arenie międzynarodowej, w Młodzieżowej Lidze Mistrzów. Mogliśmy skonfrontować się z zagranicznymi zespołami, zobaczyć inną kulturę gry czy sposób tworzenia klubu, jak to miało miejsce w Danii i Bułgarii. To tez pozwala wyciągać wnioski. Bezcenna nauka.

 

Ostatnio Bartłomiej Urbański - pomocnik rezerw i juniorów - powiedział, że wiele wniosków wyciągnęliście w tych meczach z Liteksem i Midtjylland. Wspomniał, że dzięki tym spotkaniom udało się odwrócić losy rewanżowego meczu w Szczecinie. 


- Muszę to powtórzyć - były to dla nas wartościowe lekcje. Wygrane cieszą, przegrane uczą, ale każdy mecz w Lidze Mistrzów jest na wagę złota. Po spotkaniu z Bułgarami, byłem zadowolony z awansu, ale głównie cieszyłem się z tego, że nasza przygoda nadal trwała. Nie oszukujmy się - chyba mało kto się spodziewał, że wygramy Ligę Mistrzów. To było nieocenione doświadczenie. W najbliższym sezonie trzeba pokazać się z jeszcze lepszej strony i grać jak najwięcej takich spotkań. 

 

Rośnie "ego" po obronieniu mistrzostwa Polski w CLJ?


- Nie. Szczerze mówiąc zwiększa się pokora. W piłce nożnej pracuję co dosyć krótko. To tylko osiem lat, ale co dwanaście miesięcy pokłady mojej pokory tylko się zwiększają. To podstawa. Zresztą, można zaobserwować, że najmniej pokory mają młodzi szkoleniowcy, którzy dopiero zaczynają. 

 

Co uczy tej pokory?


- Najłatwiej jest powiedzieć, że porażki. Ale nie tylko. Moim zdaniem możemy mówić o zbiorze wszystkich sytuacji napotkanych na drodze do osiągnięcia celu. Nie chciałbym mówić ściśle konkretnie, aczkolwiek biorę sobie mocno do serca rozmowy z trenerami starszymi ode mnie. Najłatwiej się uczyć na swoich błędach, a najmądrzej na pomyłkach innych osób.

 

Kogo ma pan na myśli mówiąc o starszych trenerach? Ma pan jakichś mentorów? 


- Nie, aczkolwiek w ubiegłym sezonie dużo dały mi spotkania z Jackiem Magierą. W tym roku bardzo cenię sobie rozmowy na tematy taktyczno-piłkarskie z Krzysztofem Dębkiem, szkoleniowcem rezerw. W Legii poprzez spotykane osoby, mamy łatwiejszy dostęp do wiedzy. Klub się rozwija. Materiały z roku na rok są coraz bardziej kompleksowe. Nie każdy następny rocznik wykreuje więcej zawodników, niż poprzedni, ale teoretycznie każdy kolejny ma większe ku temu możliwości. Z drugiej strony jest tyle czynników, które wpływają na to czy ktoś będzie grał w piłkę na wysokim poziomie, czy nie. Przykładem jest rocznik '92, z którego wyszło wielu utalentowanych graczy. Roczniki, które teraz wchodzą do piłki seniorskiej są znacznie mocniej monitorowane, co nie zawsze przekłada się na ilość zawodników. Wpływa to między innymi na materiał ludzki.

 

Ilu w tej drużynie jest poważnych kandydatów na dobrych piłkarzy? 


- Jeżeli mówimy o barierze reprezentacyjnej, to nie skreślałbym kilku nazwisk. Wiadomo, że tych graczy potem zweryfikuje życie, aczkolwiek papiery na grę ma naprawdę wielu. Praktycznie na większości pozycji znaleźlibyśmy zawodnika, który może w dłuższej bądź w krótszej perspektywie przedstawić się szerszej publiczności. 

 

A zaryzykowałby pan stwierdzenie, że każdy, który zagrał u pana w tym sezonie w Centralnej Lidze Juniorów ma szanse zagrać też w przyszłości w Ekstraklasie? 


- Nie. Wielu piłkarzy ma jednak do tego predyspozycje, szczególnie ci, którzy grali w tym zespole w kluczowych fazach rozgrywek. Na ostateczny sukces wpływa jednak wiele czynników, o których mówiłem wcześniej. 

 

Besnik Hasi to trener, który zauważy pana pracę? 


- Nie chodzi o to, żeby zauważył moją pracę, tylko pracę akademii. Nie jestem od tego, żeby kogokolwiek z trenerów oceniać, ale model belgijski polega na tym, żeby odważnie wprowadzać wychowanków do drużyn seniorskich. Szkółka Anderlechtu, co pokazały mecze w Lidze Mistrzów, jest bardzo mocna. Wypłynęło z niej przecież kilku ciekawych graczy. Nasz klub też chce iść w tym kierunku, stawiać na młodzież. Mam nadzieję, że przełoży się to na konkretne nazwiska i ci piłkarze będą mogli się zaprezentować. 

 

Co w szkoleniu młodzieży zmienia dwukrotne zdobycie CLJ?


-  Model pracy mamy usystematyzowany, ale w przyszłości będzie on oczywiście ewoluował. Zawsze można coś ulepszyć. Wybieramy różne rozwiązania taktyczne: jedne są lepsze, drugie gorsze. Każdy sezon uczy nas czegoś więcej, aczkolwiek nie sprowadzałbym tego do mistrzostwa. Na pewno wielkim plusem jest stała możliwość gry w Lidze Mistrzów, a to - jak nawet sami zawodnicy zauważają - jest wielkim kapitałem. 

 

Inaczej. Co w myśleniu piłkarza może zmienić taki sukces? To może wpłynąć na nich pozytywnie czy może wzburzyć wodę sodową?


- Na "sodówkę" niekoniecznie, ponieważ piłkarze, którzy zdobyli mistrzostwo Polski, chcą się rozwijać. Wielu odnosi sukces w piłce młodzieżowej i teraz chciałoby coś osiągnąć w piłce seniorskiej. Rok temu również sięgnęliśmy po mistrza i co z tego skoro tych nazwisk na poziomie Ekstraklasy nie było zbyt wiele? Uważam, że zawodnicy występujący w minionym sezonie w rezerwach, zrobili krok w przód w piłce seniorskiej - na razie na szczeblu trzecioligowym. Możemy mówić, że jest to poziom siermiężny, gdzie głównie dominuje walka fizyczna, ale to trochę dewaluuje tę ligę. Oczywiście - trzeba się z tym zgodzić, jednak żeby sobie tam poradzić, trzeba mieć naprawdę dobrą organizację gry i umiejętności techniczne, a takie w tej drużynie występowały. Piłkarze wywiązali się ze swoich zadań przyzwoicie. Niewiele brakowało do tego, aby mogli grać o szczebel wyżej, co byłoby kapitalnym rozwiązaniem. 

 

Może to nie będzie miłe pytanie dla niektórych, którzy nie grali w finałach. Gdyby nie zeszli gracze, którzy na ogół występują w rezerwach, to mistrzostwo byłoby czy nie? 


- Nie ma się co oszukiwać, że zwłaszcza w meczu w Szczecinie, bazowaliśmy na piłkarzach, którzy grają w trzeciej lidze. Ich doświadczenie niesamowicie procentowało w spotkaniu, a jednocześnie zwiększało pewność siebie. Zawodnicy szybciej operują piłką, bo muszą się tym bronić na trzecioligowym froncie i jest to dla nich spory kapitał. Z całym szacunkiem dla zawodników, których mieliśmy na co dzień - to też jest ich mistrzostwo, na które sobie w pełni zasłużyli ilością meczów - ale uważam, że w spotkaniach z Lechem czy Pogonią, bez posiłków z drugiej drużyny, nie dalibyśmy sobie rady.

 

Ilu piłkarzy jest na ten moment gotowych na Ekstraklasę?


- Najbardziej obrobionym piłkarzem, który na dzień dzisiejszy mógłby sobie poradzić, jest Mateusz Wieteska. Oczywiście być może nie uniknąłby błędów grając przeciwko doświadczonym zawodnikom, ale w perspektywie czasu na pewno by się obronił. Mamy wielu graczy, którzy ze względu na potencjał mogą być powoli wprowadzani w mniejszym lub większym wymiarze czasowym.

 

Droga do Ekstraklasy powinna wieść przez Legię? 


- Naturalną koleją powinna być CLJ, następnie drugi zespół, szeroka kadra pierwszej drużyny, a potem stopniowe wprowadzanie do "jedynki". Chociaż często niektórzy gracze po drodze udają się na wypożyczenie do klubów pierwszoligowych. Mateusz Wieteska wrócił jako lepszy piłkarz z Dolcanu Ząbki.  Może tych meczów nie uzbierało się za wiele, jednakże miało to duży wpływ na kadrę Polski, bo często wyjeżdżał na zgrupowania. Nie ma wytartej ścieżki. Każda droga jest inna, ale idealnie byłoby, żeby ścieżka wiodła przez Centralną Ligę Juniorów, drugą drużynę, aż do "jedynki". Tym bardziej żal, że rezerwy nie awansowały do drugiej ligi, ponieważ miały naprawdę dobry sezon w tej piłce seniorskiej. Gdy zapaliło się światełko nadziei w ostatnich kolejkach....Szkoda, że zgasło z Ursusem, bo na pewno by to potęgowało rozwój zawodników. 

 

Patrząc na fazę play-off CLJ, można było odnieść wrażenie, że główną rolę odgrywała taktyka i głowa. We Wronkach kluczowa była taktyka, a w Szczecinie nie można było nie mieć wrażenia, że wygraliście to mentalnie.


- Zgadzam się. We Wronkach kluczowa okazała się taktyka, a w Szczecinie - mentalność. Jest to jednak wypadkowa kilku czynników: taktyki, mentalności oraz potencjału zawodników. Nie zawsze gracz będzie w stanie bezbłędnie zrealizować wszystkie wytyczne. Można mieć klasowych piłkarzy i dobrać tak założenia, że nie przełoży się to na dobrą grę zespołu. Jednakże we Wronkach zagraliśmy po seniorsku. Byliśmy konsekwentni w tym, co sobie założyliśmy. W Szczecinie przede wszystkim arcyważna była pewność siebie zawodników połączona z pokorą. Ta pewność siebie przełożyła się na boisko. Jadąc na rewanż, wierzyłem w zespół, ale z tyłu głowy martwiłem się o to, czy uda nam się odrobić dwubramkowy rezultat z pierwszego meczu. Obawy zniknęły wraz z pierwszym gwizdkiem. Nawet tracąc bramkę na 0:1 czy na 2:2 w doliczonym czasie gry pierwszej połowy, czułem pewność, że my to po prostu wygramy, bo na to zasługujemy. W przerwie nawet tonowałem entuzjazm wśród chłopaków. Nie musiałem pobudzać ich do większej walki, bo zawodnicy byli tak naładowani i wiedzieli, że prędzej czy później te bramki padną.

 

Z drugiej strony graliście z Pogonią, gdzie Listkowski, Walski, Piotrowski mają już w sumie około 40 występów w Ekstraklasie, a w Legii na najwyższym szczeblu tylko trzykrotnie mógł sprawdzić się Mateusz Wieteska. 


- Gdyby nasi piłkarze grali w innych drużynach, to tych występów w Ekstraklasie mieliby w sumie znacznie więcej niż czterdzieści. W Legii są inne wymagania i trudniej jest się przebić do pierwszego zespołu. Niemniej jest to wielkie wydarzenie, gdy młody trafi do "jedynki". Wierzę, że kilku chłopaków to uczyni. 

 

Graliście z kilkunastoma drużynami w tym sezonie - w grupie wschodniej, potem w play-offach. O ilu piłkarzach rywali można powiedzieć, że nadają się do Legii? 


- Kilka nazwisk by się znalazło. Jagiellonia Białystok ma bardzo utalentowanych chłopaków. Lech Poznań ma ciekawych piłkarzy z rocznika '99, którzy naprawdę prezentowali się solidnie. W Pogoni również. Uważam, że mieliśmy najzdolniejszych chłopaków, aczkolwiek znalazłaby się naprawdę spora liczba graczy, która mogłaby zawitać na Łazienkowską. Warto jednak zaznaczyć, że specyfika "Wojskowych" jest nieco inna od reszty drużyn i nie wiadomo czy poradziliby sobie w realiach w Legii Warszawa. Pamiętajmy, że co innego jest grać przeciwko nam, a co innego jest grać przy Łazienkowskiej. Czasami jest tak, że zawodnik gra przeciwko Legii, zachwycamy się nim, trafia do stolicy i jego poziom nie jest już tak wysoki. Inna konkurencja, inne wymagania, inny trening, większa presja. Potencjalnie - wielu mogłoby grać w Legii, a ilu by to udźwignęło? Ciężko powiedzieć. 

 

Kadra Polski jest wyznacznikiem piłkarza czy nie trafiają tam faktycznie najlepsi?


- Jeżeli ktoś jest na poziomie reprezentacji, to istnieje bardzo duże prawdopodobieństwo, że sprawdzi się w każdym klubie z naszego kraju. Zawsze znajdą się jednak przykłady piłkarzy, nie tylko w Polsce, ale i za granicą, którzy nie mieli przyjemności występować w barwach narodowych, a potem zrobili duże kariery. Niektórzy zawodnicy później dojrzewają i kadra ich po prostu omija, a trafiają dopiero w starszym wieku, gdy zmężnieją i ich talent się rozwinie. 

 

Macie w zespole piłkarzy, którzy czasami się załamują, że nie otrzymują powołań do kadry? Podajecie im przykład Roberta Lewandowskiego, który przecież też nie występował w juniorskich reprezentacjach? 


- Tak, jednakże sporo piłkarzy otrzymuje powołania. Legia to czołowy polski klub, więc to logiczne, że selekcjonerzy kadr młodzieżowych obserwują mecze wielu roczników. Jeśli jakiś piłkarz wpadnie w oko trenerowi, to istnieje duże prawdopodobieństwo, że otrzyma powołanie. Znacznie trudniej jest trafić do reprezentacji z mniejszego klubu. Warto przy okazji wspomnieć o Mateuszu Żyrze i Aleksandrze Wańku, którzy ciągle byli pomijani w kadrze Mazowsza. Mówili, że przyzwyczaili się do braku powołań, a mieli duży potencjał. Wspominałem im, że będą kiedyś grali w kadrze młodzieżowej. Nie wiem czy wierzyli - mam nadzieję, że tak - i to się sprawdziło. Chciałbym również, żeby Miłosz Szczepański przełożył swoje możliwości i umiejętności gry w klubie na poziom reprezentacji, ponieważ do tej pory nie dawał kadrze tyle, ile daje Legii. Wierzę, że na szczeblu międzynarodowym też byłby w stanie zaprezentować się z jeszcze lepszej strony. 

 

"Szczepan" będzie ma teraz rywala w postaci Konrada Handzlika.


- Rywalizacja jeszcze nikomu nie zaszkodziła. Z tego co wiem, są to dobrzy koledzy. Nie jest przecież powiedziane, że nie będą mogli grać ze sobą na boisku. O tym jednak raczej będzie decydować trener Dębek. Kolejną sprawą jest fakt, że często Miłosz walczył o miejsce w składzie z Michałem Trąbką - kolejnym kolegą. Pokazał to zresztą mecz w Szczecinie i gierki treningowe. "Szczepan" i "Trąba" najlepiej wyglądali, kiedy grali ze sobą razem. Bardzo się wtedy szukali. Uważam, że dwóch dobrych piłkarzy zawsze można pogodzić ze sobą, co należy już do zadań trenera. 

 

Można mówić o piłkarzach kompletnych na poziomie juniorów?


- Nie spotkałem się z takim graczem i wydaje mi się, że byłoby to poniekąd próżne. Cały czas coś można doskonalić. Po prostu można mieć mniejsze mankamenty i mniej pewnych cech deficytowych. Uważam, że nie można mówić o piłkarzu kompletnym na poziomie juniorów. Można za powiedzieć, że ma parametry, żeby w przyszłości mieć każdy aspekt na bardzo wysokim poziomie. 

 

Jeżeli piłkarz wydaje się kompletny w CLJ, to ile mu brakuje do tego, żeby być bardzo dobrym w seniorach?


- Jeżeli wydaje się ułożony pod względem fizycznym, technicznym, taktycznym, mentalnym to w seniorach się obroni - prędzej czy później. Na początku pewnie nie będzie tak błyszczał, jak w piłce młodzieżowej. Jeżeli umiejętności piłkarskie i motoryka jest oparta o dobrą mentalnością, to uważam, że jeżeli nie będzie jakichś nieoczekiwanych zwrotów akcji, to byłoby ciężko, żeby taki chłopak nie grał w piłkę. 

 

Który z piłkarzy zanotował przez cały sezon największy postęp? 


- Aleksander Waniek. Tuż przed rozpoczęciem tamtego sezonu mówiłem, że Olek będzie liderem tej drużyny, bo widziałem w nim duży potencjał, który nie był jeszcze w stu procentach wykorzystany. I tak też było. Waniek stał się motorem napędowym przez większość spotkań. Sądzę, że zrobił olbrzymi postęp. Mogę nawet powiedzieć, że w ostatnim czasie rozwijał się w tempie Lewandowskiego. 

 

Przyjemnie, że udaje się panu dobrze rokować? Dwa lata temu mówił pan o Szczepańskim. Potem o Żyrze i Wańku. Na razie się to sprawdza i ci piłkarze faktycznie się potem wyróżniają.  


- Tak. Bardzo się cieszę. Tym bardziej, że karabinek z nazwiskami mam naładowany - jeżeli chodzi o Legię, aczkolwiek są to gracze występujący głównie w rezerwach i w CLJ. Teraz czas przyjrzeć się młodszym rocznikom. 

 

Przejdźmy do Młodzieżowej Ligi Mistrzów. Wolałby pan trafiać na słabsze zespoły, pokroju Liteksu, czy od razu na taką Barcelonę, ale skończyć po pierwszym dwumeczu? 


- Nie jest to koncert życzeń, ale na pewno fajną ścieżką byłoby trafiać na rywali - że tak powiem - progresywnych i tych meczów na poziomie międzynarodowym mogłoby się wtedy uzbierać. Dopiero w dalszych fazach chciałbym spotkać się z topowymi zespołami. 

 

Gdybyście dzisiaj zagrali z Midtjylland to byłoby lepiej?


- Myślę, że tak. Jesteśmy mądrzejsi o pewne doświadczenia. Zawodnicy nabrali zresztą jeszcze więcej minut w piłce seniorskiej. Nie pokuszę się o stwierdzenie, że byśmy to spotkanie wygrali. Absolutnie. Uważam jednak, że jesteśmy mocniejszą drużyną niż ta, która mierzyła się z Duńczykami. 

 

Czerpaliście jakieś nowinki z Midtjylland i potem wprowadziliście do siebie?


- Szczerze? Jeżeli chodzi o rozwiązania taktyczne - nie, bo Duńczycy nie mieli jakichś tam innowacyjnych metod, może poza stałymi fragmentami gry, które były dosyć oryginalne. Przede wszystkim mentalność piłkarzy i konsekwencja w realizacji zadań na boisku - to było coś, co naprawdę imponowało w zespole Midtjylland. Można powiedzieć, na podstawie analizy spotkań, że na boisku poruszali się jak roboty - byli konsekwentni we wszystkim, co robili. W ich szeregach wyróżniała się powtarzalność, a to wpływało na kulturę gry i obraz tego zespołu. 

 

Kultura gry i powtarzalność to jest coś, co bierze się z umiejętności piłkarzy czy to siedzi w głowach? 


- Zależy co mamy na myśli. Jeżeli chodzi o powtarzalność w elementach taktyki, to wystarczy, żeby trener to umiejętnie przekazał i wprowadził w życie. Z kolei jeżeli mówimy o powtarzalności w sposobie gry, to zależy jaki sposób gry dobierzemy do jakiego materiału ludzkiego i na ile ten zawodnik jest w stanie to zrealizować w danym meczu. 

 

Jak to wszystko umiejętnie przekazać?


- To jest całościowa praca sztabu ludzi. Warto zwrócić uwagę na zawodników, którzy przechodzą - mówiąc kolokwialnie - "za pięć dwunasta" z dwójki do CLJ i dobrze się odnajdują na boisku. To też pokazuje, że mamy model gry, system pracy, który jest bardzo spójny i przez to piłkarzowi jest łatwiej, ponieważ nie musi o sto osiemdziesiąt stopni zmieniać założeń czy sposobu gry. Oczywiście różnimy się detalami, aczkolwiek cały zarys, struktura jest bardzo zbliżona. 

 

To teraz to co zawsze. Ocenianie zespołu po wszystkich formacjach. Zacznijmy od bramkarzy. 


- Szacunek dla Radka Majeckiego, który ze złamanym palcem występował w finałach i pokazał mega charakter. "Rado" był pazerny na sukces i nie pozwolił nie wystawić siebie do bramki. Na jesieni solidnie prezentował się Maciej Bąbel. Wiosną z kolei nie miał możliwości grania przez kontuzję. Cieszy mnie to, że uraz nie okazał się tak groźny, jak początkowo się wydawało. Był jeszcze z nami Józef Burta i Tomasz Wróblewski, którzy również dorzucili po cegiełce do końcowego triumfu. 

 

Defensywa?


- Mateusz Wieteska - profesor z kapitalną mentalnością. Schodząc do Centralnej Ligi Juniorów miał duży wpływ na młodszych chłopaków. W rozmowach z zawodnikami wspominałem, żeby grając u boku "Wietesa" się uczyli, podpatrywali, bo jest od kogo na tym poziomie. Mateusz Żyro - można powiedzieć - jest to przedłużenie ręki trenera na boisku. Kapitan, który nie musi dużo krzyczeć czy robić czegoś na pokaz. Jeśli jednak zabierze głos to mówi mądrze. Ma bardzo dobry wpływ na drużynę. Trafił przecież do reprezentacji Polski i ma potencjał, żeby się w niej utrzymać na stałe. Niezły sezon w jego wykonaniu. Może nie widać z tego z boku, ale "Żyrko" później dojrzewa i uważam, że wszystko co najlepsze - dopiero przed nim. Mateusz Bondarenko - odkrycie rundy wiosennej. Na początku był to Paganini wślizgu, ale poprzez dużą ilość ćwiczeń profilowych na treningu i małych gier poprawił wprowadzenie  piłki i technika wskoczyła mu na wyższy poziom. Prawa strona obstawiona była przez większość sezonu głównie przez Bartka Skowrona. Nie chciałbym, żeby Bartek był oceniany przez pryzmat błędów w meczu z Pogonią, bo tak naprawdę jest bardzo ważnym ogniwem i dawał nam dużo zarówno w ofensywie jak i w defensywie w przekroju całego sezonu. Kuba Szrek grał głównie w rezerwach, ale gdy do nas schodził prezentował się przyzwoicie. Zwłaszcza w dwóch ważnych spotkaniach - we Wronkach z "Kolejorzem" i w Szczecinie z "Portowcami". Na tej pozycji występował jeszcze Przemysław Majewski i Aleksander Karbowiak. Złapali mniej bądź więcej minut, jednak w najważniejszym momencie sezonu przegrali rywalizację. Lewa strona defensywy była obsadzona między innymi przez Mateusza Hołownię, który zrobił kolosalny progres przez ten sezon w każdym aspekcie rzemiosła piłkarskiego. Wydaje mi się, że na poziomie piłki młodzieżowej nie ma takiego drugiego lewego obrońcy. Sporo minut na tej pozycji uzbierał także Maciej Ostrowski. W fazie zasadniczej był bardzo solidnym zawodnikiem. W pierwszym meczu z Pogonią przy Łazienkowskiej waga spotkania go na ten moment przerosła, ale zagrał najlepiej jak potrafił. Nie możemy od niego obecnie wymagać, żeby poziomem dorównał Hołowni. W kadrze był jeszcze Adrian Gapczyński, który nie załapał się na kluczowe mecze. 

 

Pomocnicy?


- Zaczniemy od szkieletu. W przekroju wszystkich czterech play-offów, MVP wręczyłbym Adrianowi Małachowskiemu. Bartek Urbański jak do nas schodził również wkładał mnóstwo serca w grę. Przede wszystkim dzięki mentalności pozytywnie oddziaływał na zespół. Aleksander Waniek - bardzo poukładany, ale jednocześnie charakterny chłopak, o którym już wcześniej mówiliśmy. Świetna runda za nim, był wiodącą postacią. Zawodnik bardzo kreatywny, świetny piłkarsko, legionista z krwi i kości. Czas, żeby robił dalsze kroki, bo poprzeczkę ostatnim sezonem zawiesił sobie dosyć wysoko. Na pozycji numer "dziesięć" w CLJ grał Miłosz Szczepański, co należało jednak do rzadkości, bo większość spotkań grał w drugiej drużynie, ale poziomem przerastał większość zawodników. Michał Trąbka czy Sebastian Szymański to piłkarze, którzy również wnieśli wartość dodaną. "Seba" przebył bardzo długą drogę w minionych rozgrywkach. Poprzez zawodnika wchodzącego do CLJ w sierpniu, stał się piłkarzem, który w niektórych meczach rezerw znacznie się wyróżniał. Bardzo się rozwinął. Michał Trąbka też pokazał bardzo ciekawe alternatywy, kiedy występował na "dziewiątce", mimo, że jest to typowa "dziesiątka". Gdy grał najwyżej, zwłaszcza w spotkaniu z SMS-em czy Pogonią Szczecin, schodził wtedy bardziej do gry kombinacyjnej. Zawsze była jedna linia podania więcej w strefie środkowej boiska. Dobrze gra tyłem do bramki, świetnie się zastawia, stwarza kolejne możliwości. W wielu meczach fazy zasadniczej korzystałem z usług Filipa Karbowego. Nie był to tak owocny sezon jak poprzedni w wykonaniu "Karbo". Trzeba sobie szczerze powiedzieć, że w tamtym roku Filip wyglądał lepiej. Warto jednak podkreślić, że zawsze dawał z siebie dużo i grając w CLJ rozegrał naprawdę mnóstwo spotkań. Miał duży wpływ na drużynę w fazie zasadniczej. W play-offach na skutek rywalizacji inni zawodnicy grali więcej. Szkoda Wiktora Sobczyka, który złapał kontuzję po okresie przygotowawczym i wiele spotkań mu przepadło, przez co nie mógł złapać tych minut tyle, na ile sam liczył. Przejdźmy do skrzydeł. Tomek Nawotka grał tylko w ostatnich meczach, podobnie jak Konrad Michalak. Cieszę się, że "Kondziu" potrafi dać jakość nie tylko wchodząc w drugiej połowie na zmęczonego rywala, ale też grając od pierwszych minut jak to miało miejsce w pierwszym spotkaniu z Pogonią. Potrafi się wyróżniać, ma świetną motorykę, ale musi uwierzyć, że potencjał piłkarski też ma spory. W niektórych momentach powinien bardziej w siebie wierzyć, a zajdzie daleko. Z kolei fenomenalna runda "Nawota" w rezerwach zaowocowała wyjazdem na obóz z "jedynką" do Austrii. Solidne spotkanie rewanżowe z Pogonią. Więcej może o nim na pewno powiedzieć trener Dębek, ponieważ Tomek występował u nas okazjonalnie. Mimo wszystko zanotował duży progres w porównaniu z jesienią. Oby tak dalej. Grzegorz Aftyka miał niezły moment wiosną, kiedy regularnie strzelał bramki i wyrastał na jednego z liderów zespołu. Potem w niezbyt dobrej chwili, chociaż żaden moment na kontuzję nie jest dobry, przytrafił mu się uraz i stracił kilka spotkań. Po kontuzji powoli go wprowadzaliśmy. W końcowych fragmentach sezonu, grał trochę mniej niż zwykle, ale był ważną postacią tej drużyny w drodze do mistrzostwa. Tym bardziej, że miał żelazne nerwy. Perfekcyjnie wykorzystał dwa rzuty karne w doliczonym czasie, co miało miejsce w konfrontacjach z SMS-em, gdzie wygraliśmy czy we Wronkach z Lechem. Do obu "jedenastek" podszedł pewny siebie. We Wronkach był aż za pewny, bo najpierw to Adrian Małachowski miał uderzyć, ale Grzegorz wziął to na siebie. Mateusz Leleno - od niego wymagam więcej patrząc na potencjał tego piłkarza, aczkolwiek znacznie pomógł drużynie w fazie play-off . Końcówkę sezonu miał lepszą. Aby wejść jednak na wyższy poziom musi trafiać do siatki i zaliczać asysty, bo ma ku temu potencjał. Uważam, że Piotr Cichocki, po Wańku i Bondarence jest największym wygranym tej rundy indywidualnie. Aspekt czysto piłkarski? Zrobił ogromny postęp. Widzimy to zwłaszcza na podstawie treningu, powtarzalności, wykonywanych zagrań. Od początku charakteryzowała go motoryka. Myśli na boisku, dobrze realizuje założenia taktyczne. Pod względem mentalnym jest świetnie przygotowany. Zawsze bardzo wychwalałem go za technikę, ale w tym elemencie zrobił naprawdę duży progres. W porównaniu z jesienią, jego wartość w drużynie diametralnie wzrosła. Na początku był jeszcze z nami Mateusz Olejarka, ale przy jego sposobie gry ciężko było mu wywalczyć sobie miejsce w Centralnej Lidze Juniorów. Później pomagaliśmy rocznikowi '99 i on tam wszedł już na stałe.

 

Napastnicy?


- Mikołaj Napora - najlepszy strzelec drużyny, aczkolwiek bardzo nieskuteczny zawodnik. Może zabrzmi to troszkę dziwnie, ale jakby wykorzystywał ogrom sytuacji, które miał to byłby z pewnością królem strzelców. Warto jednak go pochwalić, ponieważ poprawił element gry w defensywie. Dużo dawał od siebie, przez co zespół lepiej funkcjonował, bo jak odbieraliśmy piłkę wyżej to ta droga do bramki przeciwnika była automatycznie krótsza. Cieszę się, że na prostą wychodzi Eryk Więdłocha, który do udanych może zaliczyć okres przygotowawczy i mecze w drugiej drużynie na wiosnę. Omijały go kontuzje. Wrócił do dawnej dyspozycji, jeszcze sprzed tych wszystkich urazów, kiedy był w kadrze Polski. Chciałbym, żeby mógł jeszcze zasmakować gry z "orzełkiem" na piersi. Jest to legionista pełną gębą i to, że miał możliwość grać na głównej płycie przy kibicach, wiele dla niego znaczy. Chłopak z niesamowitym potencjałem, który mimo młodego wieku już trochę w życiu przeszedł i mam nadzieję, że teraz los odda mu to, co wcześniej zabrał. Patryk Czarnowski -  słaby sezon zahamowany kontuzjami, które się za nim ciągnęły i cały czas wybijały go z rytmu. Nominalny napastnik, ale piłkarz, którego często wykorzystywałem na pozycji defensywnego pomocnika dlatego, że jest zawodnikiem uniwersalnym. Urazy uniemożliwiły zaprezentowanie mu pełnię swoich umiejętności. Kilka krótkich występów zaliczył u nas Michał Góral, który niedawno doszedł, poznaje specyfikę gry w Legii i pierwszy rok trzeba traktować jako okres adaptacji. Teraz te wymagania na nim na pewno będą większe. Miejmy nadzieję, że to udźwignie. Grał głównie w roczniku '99. 

 

Sztab szkoleniowy?


- Nie chcę oceniać trenerów. Mogę podziękować wszystkim osobom, z którymi pracowałem - poprzez cały sztab drugiej drużyny. Wielki ukłon za dobrą pracę należy się również Mateuszowi Kamudzie, który był obok mnie najbliżej tego zespołu. Wykonaliśmy kawał ciężkiej roboty w tym długim i trudnym sezonie. 

 

Nowe umowy to oznaka zaufania? 


- Kontynuacja pracy, którą wykonujemy od jakiegoś czasu. 

 

Zakłada pan czasem maskę? Często jest pan pokorny, ale czasem lubi pan wsadzić kij w mrowisko. 


- Nie. Staram się być naturalny, tylko że często targają mną różne skrajności. Jestem też dosyć emocjonalną osobą. Być może bywam nawet neurotyczny i czasami pokłosiem tego są takie zachowania. 

 

Przeszkadza to czy pomaga? 


- Ciężko powiedzieć. Na pewno chłodny umysł często pomaga, aczkolwiek zbytni spokój też nie jest dobry. Uważam się za osobę dosyć charyzmatyczną. Na jednego zawodnika działa to lepiej, na drugiego gorzej, ale przede wszystkim - nikogo nie naśladuję. Jestem naturalny. Spotkaliśmy się w miłej scenerii, więc trudno żebym krzyczał. Bardzo utożsamiam się z drużyną, którą prowadzę. Czasami mogę zrobić coś bardzo spontanicznie, ale niczego nie żałuję. 

Polecamy

Komentarze (6)

Odśwież

Dodając komentarz zobowiązujesz się do przestrzegania

Komentarze osób niezalogowanych, a także zalogowanych, którzy zarejestrowali konto w ostatnich 3 dniach wymagają akceptacji administratora.