News: Radosław Mozyrko: Akademia Legii? Ma być w europejskim TOP5

Radosław Mozyrko: Akademia Legii? Ma być w europejskim TOP5

Piotr Kamieniecki

Źródło: Legia.Net

14.11.2016 14:35

(akt. 07.12.2018 11:36)

Radosław Mozyrko od września rozpoczął pracę w akademii Legii w roli koordynatora do spraw rozwoju. W hierarchii zarządzających, jest drugą osobą w stołecznym klubie, która odpowiada za sprawy piłki młodzieżowej. Jaki jest jego pomysł? Jak trafił na Łazienkowską? O tym wszystkim przeczytacie w obszernej rozmowie na łamach Legia.Net. Mozyrko opowiada także o swojej przeszłości, ale też tym, czego można spodziewać się po nowej akademii powstającej w okolicach Grodziska Mazowieckiego. Zapraszamy do lektury!

fot: Mateusz Kostrzewa/legia.com


Co stosunkowo młody człowiek może wiedzieć o tworzeniu akademii piłkarskiej?

 

- Dobre pytanie… Mam dziesięć lat doświadczenia w szkoleniu młodzieży w sześciu krajach. Słyszałeś o zasadzie dziesięciu tysięcy godzin (To teoria Ericssona twierdząca, że tyle czasu pozwoli dojść do perfekcji w danej dziedzinie - red.)?

 

Owszem. 

 

- Jedni mówią, że to prawda, inni, że nie. Są też ludzie uważający, że nie ważna jest ilość, a jakość. Przez ile lat piszesz?

 

W Legia.Net od ponad sześciu. 

 

- Dużo się nauczyłeś?

 

Mam nadzieję, że tak. 

 

- Ktoś może pracować sześć lat, ale jest w stanie uczyć się znacznie szybciej i po tym okresie może cechować się doświadczeniem, jakby miał za sobą osiemnaście lat pracy. Ilość nie idzie w jakość. Znam trenerów szkolących od pięciu lat, którzy mają wielką wiedzę o piłce nożnej. Są też tacy, którzy trudnią się tym fachem przez trzydzieści lat i nie mają pojęcia o co chodzi w szkoleniu młodzieży. Młode wilki wchodzą do stada i chcą wygrywać, być samcami alfa. Starsi często zaczynają się wtedy bać i stresować. Szczerze powiem, że do pracy w Legii podchodzę ze spokojem. Wiem jakie mam doświadczenie - trenerskie i życiowe - oraz jaką posiadam wiedzę. 

 

W sześciu różnych krajach człowiek uczy się pewnych rzeczy i składa sobie potem to w całość?

 

- Inteligentna osoba nauczy się na swoich błędach, a człowiek bardzo inteligentny będzie czerpał wnioski z pomyłek innych. Kontakty z różnymi trenerami i kulturami nauczyły mnie tego, że szkolenie idzie w globalizację. Wszyscy otwierają się na naukę i badania. Najlepsze kluby szkolą podobnie. Ewentualną różnicę tworzy klimat czy warunki w szkole. 

 

Kiedy wpisuje się twoje nazwisko w „Google”, widzi się przede wszystkim artykuły o tym, że pracowałeś z dziećmi w Manchesterze United i w Nottingham Forrest. Ale szkoliłeś też w innych klubach poza Polską… 

 

- Zacząłem w irlandzkim Malahide United. To klub trzecioligowy, choć miał naprawdę fajny ośrodek treningowy. To nie jest kraj, gdzie futbol jest na najwyższym poziomie, ale poprawiają się. Wielu juniorów w wieku 15-16 lat wyjeżdża do angielskich akademii. Potem pracowałem z brytyjską firmą, choć na rynku amerykańskim. Organizowałem tam campy. Następnie był czas na amatorski klub w Nottingham, gdzie byłem odpowiedzialny za trzy grupy wiekowe. Po tym czasie i kolejnym wyjeździe do USA, wylądowałem w Nowym Jorku. 

 

W Nowym Jorku akademia zajmowała się graczami od 14 roku życia. Rekrutacja bazowała na współpracy z klubami partnerskimi i programie „pre-academy”. W nim chodziło o to, że najlepsi z najlepszych jeździli raz w tygodniu i trenowali na obiektach Red Bull’s. Moim zadaniem było trenowanie tych chłopaków, ale też edukowanie szkoleniowców w mniejszych klubach - według filozofii ekipy z Nowego Jorku. Celem było pokrywanie trzech stanów: New Jersey, New York i Connecticut. 60 szkoleniowców było zatrudnionych na pełen etat, a przez nasze sito przechodziło milion dzieciaków rocznie. Do akademii wybierano oczywiście najlepszych. W ostatnich latach brałem udział w tworzeniu akademii w Nottingham Forrest, która sprzedała swoich wychowanków za ponad 150 milionów złotych

 

Istotna była dla ciebie praca w Zniczu Pruszków? Usłyszałem, że stworzyłeś tam swój własny program szkolenia?

 

- Przez pięć lat, bo tyle minęło od tamtego czasu, moja filozofia trochę się zmieniła. Pewne fundamenty zostały: rozegranie piłki od tyłu, prezentowanie atrakcyjnego futbolu, panowanie nad piłką, spokój w grze, stwarzanie szans, przechodzenie między systemami… To istotne, by zawodnicy byli w stanie grać w taktyce 4-4-2, ale żeby mogli również przejść na 4-3-3, 4-1-4-1. Cyfry systemów są dla kibiców i dziennikarzy, by rozumieli to, co dzieje się na boisku. Piłka nożna jest niesamowicie płynna. Jeśli ktoś będzie robił co trzy minuty zrzut z ekranu oglądając mecz w komputerze, za każdym razem ustawienie drużyny będzie inne. 

 

Będąc w Zniczu, nie mieliśmy żadnej drużyny w najwyższej klasie rozgrywkowej dla danego rocznika. Byłem tam krótko, ale jakiś fundament przygotowałem i pewne osoby w klubie wyedukowałem. Ważne, że udało się wskazać istotne cele. Patrząc na to, że w Pruszkowie budżet na szkolenie jest bardzo mały, teraz praktycznie każdy rocznik Znicza z sukcesami gra w ligach wojewódzkich. 

 

Jedna z osób ze Znicza wspomniała, że założeniem było to, że wynik się nie liczy.

 

- Ale każdy chce wygrywać. Czy piłkarz ma trzy lata czy trzydzieści, chce zwyciężać. To naturalne w futbolu, tak samo jak presja. Zawodnik wkraczający do profesjonalnej piłki musi mieć żądzę zwycięstwa i umiejętność radzenia sobie z oczekiwaniami. W juniorach kwestia jest taka, że trener musi mieć świadomość, że dla piłkarza ważne będą wygrane, ale co innego będzie ważne dla rozwoju dziecka. Istotna jest stopniowa nauka presji wyniku. 

 

Jaka jest największa różnica między szkoleniem w Anglii i w Polsce?  

 

- Intensywność treningu. Subiektywnie i obiektywnie, widać to po analizie systemu GPSport. Dla mnie ważne jest, by zajęcia były realistyczne, w szybkim tempie. Co z tego, że będziesz potrafił coś zrobić wolno, jeśli w meczu będzie inaczej i dany element już ci nie wyjdzie. Mieliśmy wiele sytuacji, że polscy piłkarze po wyjeździe za granicę mówili, że tak ciężko to jeszcze nie trenowali. Nie jest tak, że dzieci trenują mało i nagle zostają przyciśnięci obciążeniami w seniorach. Wszystko musi być robione stopniowo. Różnicę po przyjeździe do Polski widać gołym okiem. 

 

Wpływa na to wiele czynników. Treningi w naszym kraju bywają mało intensywne. Patrząc szerzej, zajęcia WF-u w szkołach są na bardzo niskim poziomie. Podobnie jest jednak w Anglii, gdzie potrafię czytać książki „jak grać w koszykówkę?”, zamiast faktycznie rzucać do kosza… Ostatnio spytałem Marka Saganowskiego, który trafił do naszej akademii, o jeden z treningów. Prosto z mostu powiedział, że intensywność jest za niska i nie daje meczowego realizmu. Cieszę się, ze mam w akademii takich ludzi jak on - z wielką świadomością. Marek ma choćby takie doświadczenie, że będąc w pierwszym zespole widział goszczącą tam młodzież oraz ich plusy i minusy. Trzeba wykorzystywać jego wiedzę, ale dać również narzędzia pozwalające mu przekazać swoje doświadczenie. 

 

Jak nadrobić te braki? 

 

- Najłatwiej powiedzieć, że tam jest zachód, my jesteśmy w Polsce i nie damy rady tego nadrobić. To oczywiście myślenie, do którego nie mamy prawa dopuszczać. Najlepsze kluby na zachodzie mają podobną mentalność - każdy dąży do sukcesu i patrzy się tylko na siebie, a nie na to, jak idzie innym. Warto, by każdy zastanawiał się najpierw nad tym, co sam może zrobić lepiej. Dopiero potem można się koncentrować na innych. Wystarczą odpowiedni ludzie na właściwych miejscach, by było coraz lepiej. Potrzebna jest dobra mentalność i chęć dążenia do sukcesu.

 

Patrząc na niektórych zawodników, można odnieść wrażenie, że blokuje ich głowa. Nad tym też trzeba pracować w akademii?

 

- Rozwój zawodnika to jak siedzenie na krześle. Mając trzy nogi, trudno będzie się na nim utrzymać. Zawodnik również działa w wielu strefach. Myślę o motoryce, technice, mentalności czy działaniu w grupie. U najlepszych piłkarzy wszystkie te elementy są na wysokim poziomie. W Legii pracują dwie panie, które zajmują się psychologią - Ada i Kasia. One pracują z zawodnikami i są świadome plusów i obszarów do poprawy. Po dwóch miesiącach widzę rolę trenerów w tym procesie. Co powoduje, że ktoś jest twardszy psychicznie?

 

Przeżycia?

 

- Dokładnie. W odpowiednich momentach i częstotliwości musimy tak tworzyć środowisko, by wzmacniać mentalnie młodzież w akademii. 

 

Trener powinien być najlepszym psychologiem dla piłkarza czy nie zastąpi on profesjonalisty, który zajmuje się tylko tym tematem?

 

- To i to. Trener ma najlepsze relacje z zawodnikami, może przekazać najwięcej. Psycholog sportowy musi wspierać go z boku, taki specjalista może sporo przekazać. Psycholog w Polsce raczej nie pracuje z piłkarzami na boisku. Na wszystko jest miejsce i czas, ale im więcej, tym lepiej. 

 

Jaka jest dokładna rola pań, które zajmują się psychologią w akademii? Wielu piłkarzy wspominało, że nie były to zajęcia, które wiele im dawały. 

 

- Rola psychologów w Legii jest też taka, że mają one podnosić wiedzę w tej dziedzinie u trenerów. Szkoleniowcy mając świadomość, będą pozytywnie oddziaływali na piłkarzy. Kiedyś z psychologiem rozmawiało się tylko wtedy, gdy był problem. Teraz idą tam ludzie mocni psychicznie, którzy chcą być jeszcze lepsi.

 

To prawda, że do końca roku masz się przyglądać, a dopiero od stycznia masz wrzucić piąty bieg?

 

- Obserwacja i analiza będzie trwała całe moje życie. Dobre organizacje potrafią reagować szybko i stanowczo na zmiany w środowisku. Pewne rzeczy robię już teraz, choć bardziej za kulisami i nie trzeba czekać do stycznia. Od nowego roku będę miał jednak więcej obowiązków. Na pewno nikt mnie nie wiąże, bo nie da się tego zrobić z człowiekiem z dużym doświadczeniem i pewnością siebie. Ściągnięto mnie na Łazienkowską, by pewne aspekty uległy poprawie. Mamy zmieniać mentalność, bo trzeba myśleć o tym, byśmy byli najlepsi. Takie są oczekiwania. 

 

Co udało się zrobić odkąd trafiłeś do Legii?

 

- Działam w pewnych aspektach, które nie są jeszcze zakończone. Rozmawiałem z pewnymi osobami i organizacjami, ale obiecałem, że nie będę się o tym wypowiadał. Musimy wskakiwać na wyższy poziom. 

 

Mówisz o dobrze polskiej piłki. Legia dla rozwoju innych akademii powinna dzielić się wiedzą?

 

- Będziemy dzielili się wiedzą. Mamy niesamowicie mocny skauting i możemy ściągać piłkarzy z całego kraju. Legia ma być też przykładem dla innych. Edukacja trenerów z małych, średnich i dużych klubów pozwoli na wzmocnienie poziomu. Lepszy szkoleniowiec może wpływać na większy rozwój u zawodnika. To podniesie rywalizacje, ale sprawi też, że w naszym kraju będą też lepsi gracze. Przecież w przyszłości ktoś z klubu A może potem trafić do Legii. Pracując w Nottingham często rozmawiałem z osobami pracującymi w ekipach największych rywali - Derby County czy Leicester… Poruszaliśmy pewne aspekty i problemy dla wspólnego dobra. Konspekty treningowe każdy może sobie ściągnąć z internetu. Nie każdy potrafi jednak adekwatnie wykorzystać wiedzę w odpowiedniej sytuacji. Akademia piłkarska, futbol, to praca z żywym organizmem. Nie zawsze jedno rozwiązanie jest dobre na każdą sytuację. 

 

Mieści się w twojej głowie spotkanie z szefostwem akademii Lecha, Jagiellonii, Pogoni, Wisły itd. w kwestii wymiany poglądów? 

 

- Jestem na to otwarty. Nie mam kłopotu z dzieleniem się wiedzą z osobami z różnych środowisk. Ostatnio rozmawiałem na przykład z trenerem siatkówki, który pytał się o pewne rzeczy. Lubię to, bo sam potrafię się dowiedzieć czegoś ciekawego. Jeśli zawodnik ma być ambitny, to tym samym cechować musi się trener. Piłkarze często odzwierciedlają liderów danego środowiska. 

 

Masz się zajmować między innymi rozwojem trenerów w akademii Legii…

 

- Mamy kilka pomysłów. W klubie będą trzy rodzaje edukacji trenerów: rozwój indywidualny polegający na dedykowanym planie dla każdego z nich. Chodzi o to, że szkoleniowcy będą  musieli wskazać swoje ambicje oraz miejsce, w którym są teraz i gdzie chcą być za kilka lat. Moją rolą będzie, by trafili z punktu A do B. Druga kwestia to działania grupowe, w których będziemy pracowali nad ścisłą specjalizacją w danych grupach wiekowych. Są też warsztaty dla całej akademii. Mają one dawać świadomość i możliwość wypowiedzenia się każdemu. Nauczono mnie, że dobry lider to taki, który potrafi wszystkich przyciągnąć do stołu. Liderem jestem ja, ale mamy tworzyć środowisko do dyskusji. Muszę dać możliwość tego, by ktoś mógł rzucić dobry pomysł, bo może być on lepszy od mojego. 

 

Dobry lider często jest prowadzony do przodu przez swoich pracowników. Środowisko musi być tak stworzone, by trener mógł reagować na potrzeby zawodnika. Własne pomysły wpływają na rozwój i tego oczekują od szkoleniowców w akademii. Jeśli wszyscy będziemy się wzajemnie radzić i wspierać, będziemy iść w stronę sukcesu. Każdy chce być za coś odpowiedzialny. Lider nie może mieć ego. Jeśli nie czuję się w czymś dobrze, mogę oddać dany projekt osobie, o której wiem, że w tym temacie jest ekspertem i spędzi nad tym dwadzieścia godzin pracując z radością dla akademii. 

 

Jeden z twoich „Twittów” został przeciętnie odebrany przez ludzi ze środowiska akademii. Napisałeś tam po jednych zajęciach jedenastolatków. „Szkoda, że trener nie jest naszym trenerem, fajny masz charakter” - powiedział jeden z zawodników. Dodałeś, że „najważniejsza jest budowa relacji z zawodnikami, a następnie można ich uczyć pięknej gry”.

 

- Najważniejsza w tym wpisie na Twitterze jest kwestia budowy relacji z zawodnikami. To było głównym przekazem dla wszystkich trenerów. Chodziło tu o całe środowisko, nie tylko o osoby pracujące w Legii. Trener musi wiedzieć, że zawodnik mu ufa i jest dla niego najważniejszy. Jeśli piłkarz nie lubi swojego opiekuna, gracz nie wykorzysta rad od szkoleniowca. W odmiennej sytuacji informacje szybciej wsiąkają. Rozmawiałem już z tymi, którzy źle zinterpretowali „twitta” i wytłumaczyłem im, o co dokładnie mi chodziło. Trzeba pamiętać, że rozwój boli. Idąc na siłownię, czujemy się zmęczeni, obolali. Tak samo jest z wiedzą. Bycie w strefie komfortu nie pomaga. Moim zadaniem będzie wyciągać ludzi z tego miejsca, ale będę też testował swoich pracowników. 

 

A jak to można zrobić?

 

- Załóżmy, że siedzę w jednym pomieszczeniu z ośmioma trenerami. Powiem coś, co jest sprzeczne ze szkoleniem młodzieży i będę obserwował reakcje. Jeśli wszyscy będą przytakiwali, to będzie źle. Kiedy jednak ktoś powie, że nie mam racji, z chęcią zapytam dlaczego. To będzie też oznaka, że ktoś jest dobrze przygotowany merytorycznie i nie brakuje mu pewności siebie. Ważne dla każdej organizacji jest posiadanie osób mówiących to, co faktycznie myślą. Uwielbiałem takie rozmowy. 

 

Prowadziłem kiedyś w Zniczu Pruszków rocznik ’95 i dostałem nowego asystenta. To był jego pierwszy dzień i prowadziłem trening na zgrupowaniu. Pytał mnie, czemu zrobiłem to, a czemu tamto. To były trudne pytania, ale pokazywały jego pewność siebie i fakt, że wszystko analizował. Przy okazji był głodny wiedzy. Nie każdy to lubi, ale najlepsi tak robią. 

 

Ponad rok temu w Legii była sytuacja, że zwolniono z akademii kilku trenerów. Mówiło się, że za bardzo patrzą na wyniki, mają swoje zdanie i dodatkowe pomysły - jak dodatkowy trening w tygodniu. Możesz zapewnić, że takie osoby będą faktycznie wysłuchane?

 

- Moją rolą jest analiza. Nie analizowałem tylko wydarzeń z treningu, ale rozmawiałem z praktycznie wszystkimi pracownikami akademii twarzą w twarz. Dodatkowo słuchałem rodziców, osób, których przy Łazienkowskiej już nie ma, zarządem, ale i z konkurencją. Jestem i będę otwarty na nowe pomysły, nawet te odważne. To podstawa skutecznie zarządzanej organizacji. Za każdym razem ma się nowych zawodników, wiele zmienia się z roku na rok przez różne pomysły. Rozmawiając na warsztatach z 40 osobami, każdy może się czegoś nauczyć od innej osoby. 

 

Nie jest sztuką mówić, że coś jest problemem, a są ludzie, którzy tak postępują. Jest sprawa, jest kłopot i tyle. Wartościowe są osoby, które sygnalizują problem, ale mają też receptę. Mówi się, że szkolenie w Polsce stoi na niskim poziomie, ale wielu trenerów ma podobną wizję, jak moją. Wszystko trzeba poprawić, ale trzeba chcieć. Dziesięć lat temu wyjechałem z kraju - były te same problemy. Po pięciu wróciłem na rok - nic się nie zmieniło. Teraz trafiłem do Legii i znowu słyszy się to samo. 

 

Nowa akademia to impuls, by problemów w legijnej akademii było mniej?

 

- Więcej wyzwań nie dotyczy ilości boisk, wręcz 90 procent. Nowa akademia da możliwości, choćby centrum badawcze. 

 

Co się kryje pod tym hasłem? Centrum rozwojowo-badawcze brzmi, mimo wszystko, tajemniczo. 

 

- A to akurat proste. Będziemy mieli możliwość współpracy z uniwersytetami i prywatnymi firmami, które będą prowadziły badania naukowe i sugerowały pewne rozwiązania. Obecnie kłopotem jest, że wiele prób przeprowadza się na amatorach czy studentach uczelni sportowych. Zawodowi trenerzy mają argument, że z takimi osobami da się poprawiać wyniki nawet po sześciu tygodniach, bo mają wielkie rezerwy. Byłem królikiem doświadczalnych pewnych badań w poprzedniej akademii i wiem jak bardzo mi to pomagało chociażby w wyciąganiu wniosków. 

 

Podasz przykład takich badań?

 

- Nie wiem jak będzie w przyszłości. Z własnego doświadczenia mogę na przykład opisać badania, które dotyczyły gierek 5 na 5. Były trzy boiska - duże, średnie i małe. Przez sześć tygodni grano na różnych placach gry i sprawdzano jaką decyzję na konkretnym boisku zawodnicy podejmują pod względem przyjęcia kierunkowego. Ci trenujący na mniejszej przestrzeni mieli lepszą skuteczność podejmowania decyzji, kiedy wrócili na murawę o normalnym rozmiarze. W trudniejszych warunkach łatwiej przystosować się do tego, co czeka na zawodników w trakcie meczu. 

 

Drugi przykład dotyczy psychologii sportowej. Zajęcia były poza boiskiem, ale pewne elementy zaczęto włączać do treningu na placu gry. To było bardzo skuteczne. 

 

W akademii mają być też stosowane urządzenia dotyczące wirtualnej rzeczywistości (VR). Jak można ją wykorzystać w treningu piłkarskim?

 

- Pamiętaj, że socjalizacja idzie do przodu. Nawet pięciolatki używają już smartfonów i tabletów. Warunki pogodowe są z kolei w Polsce takie, jakie są. Wyobraź sobie, że na głowę zakładasz sprzęt przystosowany do telefonu i jadąc 45 minut przez Warszawę w autobusie, ćwiczysz na przykład podejmowanie decyzji. Trening mózgu, który nie obciąża organizmu. W ten sposób dodajemy sobie kolejne godziny ćwiczeń. 

 

Treningiem może być dla dziecka wspinanie się po drzewach. Trzydzieści lat temu nie było ćwiczeń koordynacyjnych, ale zawodnicy byli na tyle wygimnastykowani, bo procentowało wieszanie się na trzepakach i latanie po podwórku. Aktywność fizyczna w najmłodszym wieku sprawiała, że potem szli do przodu w futbolu. Podobnie jest z mózgiem, który osiągnie lepsze efekty kiedy będzie często stymulowany. Prawda jest taka, że najlepiej byłoby gdyby młodzież spędzała kilkanaście godzin dziennie grając w piłkę - jak w Brazylii. Wyliczono, że tam przeciętny dzieciak w slumsach biega po boisku 27 godzin tygodniowo. W Europie mówi się o sześciu czy ośmiu godzinach. Kwestia tylko, że będąc na murawie 1000 godzin z dobrym szkoleniowcem, można być lepszym od tego, który biega 3000 godzin bez opiekuna lub z osobą, która nie ma wysokiej wiedzy merytorycznej. 

 

Ale nie jest też tak, że tylko mądry człowiek zostanie też dobrym piłkarzem…

 

- Czym innym jest inteligencja życiowa, a czym innym ta inteligencja boiskowa. Ważna jest dla mnie szybkość pochłaniania informacji przez piłkarzy. Niektórzy gracze słabo radzą sobie w szkole, czasem nie mają na to wpływu. Są osoby, które najwięcej uczą się w ruchu, a nie siedząc w dusznej klasie. W Finlandii style są mieszane i to daje sukces. Czasem słuchają nauczycielki, ale innego dnia wychodzą z niej, łapią robaczki i na tej podstawie są uczeni. Łączy się wtedy biologię i aktywność fizyczną. Przecież nawet Albert Einstein nie był dobrym uczniem, nazywano go myślącym za wolno, a rodzice myśleli, że jest „specjalny”. A co potem zrobił? Osiągnął wielki naukowy sukces. 

 

Często jest coś, co dobre jest dla jednego czy dwóch. Jeśli tak się dzieje, to wina leży po stronie trenera. Ale tak nie może być. W grupie dwudziestu zawodników rozwijać musi się osiemnastu, a nie tylko jeden. 

 

Będziecie dążyli do indywidualizacji treningów?

 

- Dla mnie i dla wielu innych osób sport młodzieżowy to sport indywidualny. Wielu jednak tego nie rozumie. Niektórzy myślą, że to oznacza, że zawodnicy będą się ze sobą kiwali jeden na jednego. Chodzi jednak, by zajęcia w grupie prowadziły do tego, że każda jednostka ma mieć swoją ścieżkę rozwoju. Jeśli jeden ma ćwiczyć przyjęcie, a drugi drybling, to nie wszyscy muszą robić to samo. Dobry trener potrafi wszystko dostosować. Chcę przedstawiać szkoleniowcom techniki, jak to robić.

 

Sukcesem trenera juniorów powinno być to, ilu jego zawodników zagra potem w seniorach. 

 

- Z takim potencjałem marketingowym, budżetem i dobrym skautingiem, osiemdziesiąt procent zawodników z drużyny Legii w Centralnej Lidze Juniorów powinna zawodowo grać w piłkę. Jeden czy dwóch musi z kolei grać przy Łazienkowskiej i odchodzić na zachód. To jest cel, który możemy zrealizować. 

 

W Legii po gimnazjum wymienia się sporo zawodników. Taka selekcja musi być czy to jednak coś z czym można walczyć, by przy Łazienkowskiej więcej znaczyli ci będący tu dłużej?

 

- Jeśli na samym początku była zła selekcja i nieodpowiednie szkolenie do danego materiału ludzkiego, to zdarza się, że następuje wymiana 90 procent zawodników. W najlepszych klubach 3-4 graczy przechodzi drogę z U-8 do U-18. Na zachodzie są jednak małe grupy i wychodzi wysoki procent. Nowe twarzą muszą dochodzić, bo pojawia się nowy obszar selekcyjny. Kolejność jest taka, że przy Łazienkowskiej mają być najlepsi zawodnicy ze stolicy. Potem z Mazowsza i z kraju. Następnie można myśleć o zagranicy. Legia to ogromny klub i stopniowo trzeba wychodzić dalej. Młodzież musi wiedzieć, że nie rywalizuje o miejsce z kolegą z szatni, ale z jakimś chłopakiem z innych krajów. Jest globalizacja i junior musi wiedzieć, że tylko mocno pracując może przebić Chorwata czy Kenijczyka - oni też mają marzenia i ciężko pracują na szansę.

 

Ważna jest rywalizacja. Żeby podnieść jej poziom będzie więcej spotkań z klubami zagranicznymi? Jest Legia Cup dla najmłodszych, ale to trochę mało…

 

- Musimy grać z najlepszymi. Trzeba stwarzać poziom rozgrywki adekwatny do danej grupy zawodników. Najstarsi mają teraz szansę mierzyć się w Youth League i smakują w rezerwach seniorskiej piłki. Fajnie byłoby awansować, bo stworzyłoby to kolejne możliwości do konfrontowania się z lepszymi rywalami. Będą okresy, w których można pojechać na sparing czy turniej poza Polskę. Nie ma co rzucać oświadczeń, że ekipa U-18 zagra dwadzieścia meczów z ekipami z innych krajów. Dobry system musi być elastyczny. Widzę w Legii szesnastolatków i siedemnastolatków, którzy za sześć czy dwanaście miesięcy mogą być w pierwszym zespole. Muszą być jednak dobrze prowadzeni. 

 

Wypożyczenia to odpowiedni model dla młodych piłkarzy?

 

- Są plusy i minusy, a każdy znajdzie przykłady na tak i na nie. Jeśli komunikacja między klubami jest dobra, to jest to fajna opcja. Zawodnik może wchodzić na wyższy poziom i sprawdzić się w nowym środowisku. Tam można zdać sobie również sprawę, że nie wszędzie jest jak w Legii, to okazja na uświadomienie sobie pewnych rzeczy. Poznaje się też inną presję czy starszych piłkarzy, którzy grają o to, by móc we wrześniu kupić podręczniki dla swoich dzieci. Można zobaczyć czy ktoś się podda i powie, że trener mnie nie lubi czy podejmie walkę. To że jest się z Legii Warszawa nie oznacza, że będzie się miało pewny skład, zawsze trzeba rywalizować o swoją pozycję. Takie doświadczenia są dobrą lekcją życia. 

 

Czujesz w Legii zaufanie od najważniejszych osób? Stałeś się de facto drugą osobą w hierarchii legijnej akademii. 

 

- Czuję wielkie poparcie i zaufanie. 

 

Odpowiedzialność?

 

- Nie czuję negatywnej presji. Pozytywne jest, że mam cele do zrealizowania i trzeba je wykonać. Nie myślę nocami o tym, co się stanie, jak nie wyjdzie. Bojąc się, że popełni się błąd, będzie ich jeszcze więcej. Lubię jednak ich szukać. Śmieje się, że błędy są moją kochanką. Wiele się ich popełnia w życiu i nie ma momentu, w którym od tak się skończą. Warto jednak wyciągać wnioski, a nie chować je w kieszeni. Nawet historia z „twittem” była pouczająca. 

 

W lotnictwie nie ma miejsca na błędy. Jeśli się pojawią, skutki na ogół są tragiczne. Tam jednak po pomyłce następuje jej gruntowna analiza, a firmy dzielą się ze sobą wynikami śledztw. Dzięki temu pozostałe spółki mogą nie popełnić takich błędów. Piłka nożna jest konserwatywna. Jeśli ktoś wyciągnie wnioski, zostawia to dla siebie. A tak nie powinno być, tym trzeba się dzielić i swoim zachowaniem uczyć innych. 

 

Załóżmy, że ktoś strzeli gola i trener powie mu, że to dobra robota. Raz to zadziała, ale może być sytuacja, że gracz miał ambicję zdobycia trzech bramek. Słysząc to może się dziwić, ambicje mogą się przez to obniżyć. Trener musi znać zawodnika i umieć go motywować. Były warsztaty z panią psycholog o szesnastu sposobach motywacji - stosowano to m.in. w BVB. Trochę to zaciekawiło szkoleniowców i pokazuje to, że dziewczyny cały czas się dokształcają i są świadome swoich mocnych i słabych stron. 

 

Chcesz dobrać sobie współpracowników w Legii czy stawiasz na ludzi, którzy już tu są. 

 

- Wielkim sukcesem będzie przekonać wszystkich do ambitnej wizji i zakodować w nich świadomość, że Polska to zachód, a nie dziki step na wschodzie. Anglicy czy Niemcy czują się u nas jak u siebie, żyjemy w nowoczesnym kraju, który nie powinien mieć kompleksów. Nie można się jednak zadowalać tym co jest. Musi być rywalizacja, czasem świeża krew też powinna się pojawić. Szczególnie, jeśli ktoś jest dwa razy lepszy od konkurenta. 

 

„Ogłoszenie z Lecha czy z Legii? Nie widziałem. Zawsze pojawia się pytanie, skoro nie ma takich ofert, a przychodzą nowi ludzie do klubu, to skąd oni się biorą”. Tak mówiłeś w wywiadzie dla „Weszło” trzy lata temu. To skąd się wziąłeś?

 

- Legia skontaktowała się z osobą reprezentującą mnie na rynku polskim. Od razu powiedziałem, jakie funkcje mógłbym pełnić. Najpierw było jedno spotkanie, potem drugie, aż wreszcie trzecie. I jestem. Przekonała mnie wizja klubu, ale i stojące przede mną wyzwania. To pokazuje moją mentalność. Słyszałem głosy, że skoro tu wrócił, to nie mógł się przebić czy awansować w Nottingham. Prawda jest jednak taka, że jeszcze w czerwcu dostałem w Anglii dwudziestoprocentową podwyżkę i przydzielono mi nowe obowiązki. 

 

Wyzwanie jest duże i trudne, a wręcz podniecające: być w pierwszej piątce najlepszych akademii w Europie. Analizujemy sytuacje, ale znając potencjał polskich zawodników, chcemy mieć wychowanków, którzy będą odgrywali czołową rolę w pierwszym zespole i będą odchodzili po 5-10 milionów euro. 

 

A piłkarze Legii mogą być za tyle sprzedawani czy potrzebne jest „success story”?

 

- Mogą być. Jeśli będą grali i osiągali sukcesy, to czemu nie? Będzie musiał jednak grać bardzo dobrze w wieku 19 lat w europejskich pucharach i będzie musiał obijać się o kadrę. Cena za Kapustkę była tak duża, bo dobrze prezentował się w reprezentacji. Podobnie było z Janczykiem - błyszczał na mistrzostwach świata dla juniorów. 

 

Nasi młodzieżowcy muszą wywalczyć sobie szansę w Legii. Jeśli jesteś dobry, to na pewno się wybijesz. Musisz być do tego twardy psychicznie i nie zrażać się porażkami. 

 

W rezerwach Legii i w CLJ widzisz piłkarzy, którzy mogą pojechać już teraz na zachód?

 

- Od rocznika 2001 już tak. Musimy z nich wycisnąć jak najwięcej i zrobić z nich piłkarzy. Są jednak szepczące talenty i krzyczące. Na razie widzę te drugie, bo na ten moment się wyróżniają. Takich krzyczących talentów widzę przy Łazienkowskiej przynajmniej osiem. Jeśli zaspokoimy ich treningowe potrzeby, wskoczą na bardzo wysoki poziom. 

 

Osiem to dużo czy mało?


- Chciałbym więcej. 

Polecamy

Komentarze (41)

Odśwież

Dodając komentarz zobowiązujesz się do przestrzegania

Komentarze osób niezalogowanych, a także zalogowanych, którzy zarejestrowali konto w ostatnich 3 dniach wymagają akceptacji administratora.