Domyślne zdjęcie Legia.Net

W bólu i pocie

PIOTR WOJCIECHOWSKI

Źródło: Przegląd Sportowy

21.03.2002 10:43

(akt. 07.12.2018 12:31)

Szalenie trudno jest zostać piłkarzem zespołu z ulicy Łazienkowskiej. Przekonało się o tym wielu czołowych futbolistów. Bywało również i tak, że gdy zawodnik wdziewał wymarzoną koszulkę z "elką" na piersiach, pojawiały się natychmiast kolejne problemy, z którymi nie zawsze potrafił sobie poradzić. Wielka presja, jaka od lat towarzyszy grze w stołecznym klubie, potęguje kłopoty z szybką aklimatyzacją. Doprawdy nie łatwo być legionistą, jednak prawdziwą gehennę przeżywają w tym klubie bramkarze. Niemal od zawsze pozycja ta należała do najmocniejszych punktów drużyny. Edward Szymkowiak, Władysław Grotyński, Piotr Mowlik, Krzysztof Sobieski i Jacek Kazimierski to już postacie-legendy. Ewenementem w skali światowej był Konrad Kornek. Popularny "Adenauer" występował w drużynie narodowej, mimo że z powodu silnej konkurencji w klubie na co dzień grał zaledwie w zespole rezerw. Zresztą z ławką rezerwowych na Łazienkowskiej długo "przyjaźnili" się tacy znani bramkarze, jak Jarosław Bako, Mirosła
Szalenie trudno jest zostać piłkarzem zespołu z ulicy Łazienkowskiej. Przekonało się o tym wielu czołowych futbolistów. Bywało również i tak, że gdy zawodnik wdziewał wymarzoną koszulkę z "elką" na piersiach, pojawiały się natychmiast kolejne problemy, z którymi nie zawsze potrafił sobie poradzić. Wielka presja, jaka od lat towarzyszy grze w stołecznym klubie, potęguje kłopoty z szybką aklimatyzacją. Doprawdy nie łatwo być legionistą, jednak prawdziwą gehennę przeżywają w tym klubie bramkarze. Niemal od zawsze pozycja ta należała do najmocniejszych punktów drużyny. Edward Szymkowiak, Władysław Grotyński, Piotr Mowlik, Krzysztof Sobieski i Jacek Kazimierski to już postacie-legendy. Ewenementem w skali światowej był Konrad Kornek. Popularny "Adenauer" występował w drużynie narodowej, mimo że z powodu silnej konkurencji w klubie na co dzień grał zaledwie w zespole rezerw. Zresztą z ławką rezerwowych na Łazienkowskiej długo "przyjaźnili" się tacy znani bramkarze, jak Jarosław Bako, Mirosław Dreszer, Zbigniew Robakiewicz czy Maciej Szczęsny. Sławnemu Janowi Tomaszewskiemu powiedziano wprost, że najbliższy zespół pierwszoligowy jest w Łodzi.
- Przychodząc do Legii zapewne wiedział pan, że jedynym pewnym miejscem dla bramkarzy w tym klubie jest ławka rezerwowych?
- Oczywiście, jednak jak każdy młody człowiek gorąco wierzyłem, że będę w stanie zostać pierwszym i tym najlepszym. Poza tym przechodząc z Pogoni Siedlce do Legii spełniało się wówczas moje wielkie marzenie.
- Jednak bardzo długo musiał pan czekać na swoją szansę.
- Najważniejsze, że coś się ruszyło i mogę wreszcie obserwować grę kolegów zza ich pleców, a nie tylko z ławki. Dla mnie boisko jest znacznie spokojniejszym miejscem. Po trzech latach "bez echa" przyszedł wreszcie moment, na który długo i cierpliwie czekałem. Przez ten okres mogłem obserwować i szkolić się wraz z Grzegorzem Szamotulskim, Zbyszkiem Robakiewiczem, Bogusiem Wyparło i Wojtkiem Kowalewskim. Przyznam, ze denerwowało mnie już ciągłe oczekiwanie i poznawanie kolejnych nowych twarzy w drużynie. Pokazałem, na co mnie stać i co potrafię, chociaż wiem, że to jeszcze nie wszystko. Decyzja należy jak zawsze do trenera.
- Jak radzi pan sobie z presją i napięciem towarzyszącym występom w drużynie Legii?
- Staram się nie myśleć o czekających nas meczach. Podobnie jak moi koledzy, poświęciłem tej drużynie ogromnie dużo wyrzeczeń i ciężkiej pracy, dzięki czemu mam świadomość, że stać mnie na grę na bardzo dobrym poziomie. Moja praca nie poszła na marne. Zgrupowania i obozy to nie są wyjazdy wypoczynkowe. To ciężka harówka, okupiona potem i bólem. Jest ogromna szansa, że tym razem zdołamy spełnić oczekiwania naszych kibiców i zdobędziemy mistrzowski tytuł. Mecz z Wisłą, w której aż roi się od sławnych nazwisk, pokazał, że jesteśmy dobrze przygotowani i stać nas na podjęcie walki. Najważniejsze, że wszyscy chcemy osiągnąć ten sam cel.
- Tegoroczny terminarz jest wyjątkowo napięty. Dodatkową przeszkodą może okazać się zmęczenie.
- Życie nie składa się przecież tylko z futbolu. Jestem w tej komfortowej sytuacji - od czerwca mam przy swoim boku Kasię. Znamy się co prawda niemal od dziecka, ale postanowiliśmy się pobrać przed dziewięcioma miesiącami. Jest dla mnie wspaniałym przyjacielem, z którym mogę porozmawiać o wszystkich problemach. W dodatku Kasia studiuje psychologię i potrafi świetnie pomóc mi w wyciszeniu wszelkich napięć lub w osiągnięciu przedmeczowej koncentracji. Utrzymuje również kontakt z Wojtkiem Kowalewskim. "Gibon" zawsze mi pomagał i teraz także niejednokrotnie służy swoimi radami. Bardzo ucieszył się, że wystartowałem i powtarza wciąż, że trzyma za mnie kciuki.
- Do mety jest już rzeczywiście niedaleko. Wierzy pan, że zespół osiągnie ją z panem?
- Wciąż słyszę, że jestem młody i niedoświadczony. To z pewnością nie pomaga mi w pracy, ale znam doskonale swoje dobre strony. Jestem taki, że staram się niczego nie owijać w bawełnę i dałem do zrozumienia, że liczę na uczciwą rywalizację. Chciałbym zdobyć z Legią upragniony tytuł i wiem, że mogę się tej drużynie naprawdę przydać

Polecamy

Komentarze (0)

Odśwież

Dodając komentarz zobowiązujesz się do przestrzegania

Komentarze osób niezalogowanych, a także zalogowanych, którzy zarejestrowali konto w ostatnich 3 dniach wymagają akceptacji administratora.