Grano dzisiaj, czyli mecze Legii z 3 sierpnia – Superpuchar!
03.08.2020 10:00
Legioniści po raz ostatnio grali 3 sierpnia dokładnie cztery lata temu. Wówczas mierzyli się z AS-em Trenczyn w rewanżu III rundy eliminacji Ligi Mistrzów. W pierwszym spotkaniu „Wojskowi” wygrali 1:0. W drugim meczu padł bezbramkowy remis, dzięki czemu stołeczny zespół awansował dalej. Fotoreportaże są dostępne tutaj.
- Gratuluję awansu całej swojej drużynie, która była pod dużą presją. Teraz będzie grało nam się trochę lżej. Nie chcieliśmy dziś wiele ryzykować, szczególnie w pierwszej połowie. Staraliśmy się grać pressingiem i blokować akcje przeciwników. Nie było to dobre 45 minut. W drugiej połowie spotkania było lepiej. Mieliśmy swoje szanse, ale żadnej nie wykorzystaliśmy. Kiedy zaczynaliśmy przygotowania do sezonu, brakowało graczy kontuzjowanych i kadrowiczów. Kilku zawodników odeszło do innych klubów. Z uwagi na okoliczności biję brawo zespołowi. Teraz będzie już tylko lepiej. Gratuluję wszystkim pracownikom klubu, dziękuję kibicom - byli wspaniali - mówił po meczu trener Legii, Besnik Hasi.
- Osiągnęliśmy nasz cel minimum – awans do Ligi Europy. Zrobiliśmy też kolejny krok do upragnionej Ligi Mistrzów. Usłyszeliśmy, że w IV rundzie będziemy rozstawieni. To jednak nie oznacza, iż zostanie nam wylosowany łatwy rywal. Możemy przecież trafić na Ludogorec lub Dinamo Zagrzeb. To są solidne zespoły, które potrafią grać w piłkę. Jednakże byłoby fantastycznie, gdyby Legia po tylu latach znów zagrała w tych elitarnych rozgrywkach - powiedział Nemanja Nikolić.
No i się udało. W tamtym sezonie (2016/2017) warszawiacy awansowali do upragnionej Ligi Mistrzów.
Walizki rozpakowane
Dragomir Okuka nie mógł być pewny jutra. Przed wyjazdem na Górny Śląsk spakował wszystkie swoje rzeczy. Wiedział, że w przypadku porażki raczej nie poprowadzi dalej drużyny. Niebiescy prężyli muskuły. Po dwóch kolejkach mieli 4 punkty, a Legia zero. „Z Legii została tylko nazwa” – mówili pewni swego zawodnicy Ruchu Chorzów.
I stał się cud. Dwa gole Bartosza Karwana, jeden Cezarego Kucharskiego, a na początek samobójcza bramka Łukasza Surmy i stołeczna drużyna wygrała 4:0. Trener nakazał zespołowi grać defensywnie i kontrować rywali. Legia wspaniale wyprowadzała ciosy. - Nieco pechowo zaczęliśmy rozgrywki, ale teraz będzie już coraz lepiej – mówił Karwan, który został bohaterem spotkania. A pan Dragomir mógł spokojnie wrócić do Warszawy i rozpakować walizki.
Superpuchar
3 sierpnia 1997 roku, na 6 dni przed rozpoczęciem sezonu ligowego, na boisko przy Łazienkowskiej wybiegli mistrz kraju i zdobywca pucharu. Na nowego kapitana legionistów został wybrany Jacek Zieliński, choć akurat w tym meczu nie wystąpił, gdyż leczył lekki uraz. Koszulkę z numerem 8 po Kucharskim przejął Kenneth Zeigbo i od początku pokazał, że będzie dużym wzmocnieniem. Świetna technika, nieobliczalność, wybieranie trudnych rozwiązań – Nigeryjczyk od pierwszych kontaktów z piłką rozkochał w sobie wymagającą warszawską publiczność.
W pierwszej połowie lepszy był Widzew Łódź. Przewagę potwierdził golem strzelonym przez Jacka Dembińskiego. W głowach kibiców pojawiła się myśl o kolejnym upokorzeniu na własnym stadionie, ale za sprawą uśmiechniętego Kennetha, który postanowił oczarować 6000 widzów, szybko ustąpiła miejsca radości. W pierwszej minucie doliczonego czasu widzewiacy popełnili błąd przy wyprowadzaniu piłki i ta trafiła do czarnoskórego napastnika. Ten zaczął dryblować, przewrócił się, wstał i będąc na linii pola karnego zobaczył, że bramkarz rywali jest wysunięty. I tzw. podcinką z 13 m przelobował Arkadiusza Onyszkę (byłego legionistę). Stołeczny zespół zyskał przewagę psychologiczną. Zeigbo grał koncertowo, ale to nie on przesądził o pierwszym trofeum w sezonie.
Legia dopięła swego na 10 min przed końcem. Z nieudanego strzału Jacka Kacprzaka wyszło podanie do Tomasza Sokołowskiego, który zdobył zwycięską bramkę. Naciągnął koszulkę na głowę i pobiegł cieszyć się z kibicami, fetując trzeci Superpuchar w historii klubu. Bohaterem spotkania został jednak Zeigbo, który szybko otrzymał pseudonim „Spoko”. Było to jedno z niewielu słów, które potrafił wypowiedzieć po polsku.
Inauguracja w Zabrzu
Na inaugurację sezonu ligowego w 1966 roku „Wojskowi” pojechali do Zabrza na mecz z Górnikiem – drużyną, która od 4 lat zdobywała mistrzostwo kraju i z którą legioniści do tej pory na wyjeździe jeszcze nie wygrali. Ba, zdobyli zaledwie jeden punkt w 11 grach. 3 sierpnia przełamali jednak tę passę w wielkim stylu, pokonując mistrza aż 4:1. Już do przerwy stołeczny zespół prowadził 2:0 po samobójczym golu Rainera Kuchty i trafieniu Lucjana Brychczego. W drugiej połowie Kuchta ponownie skierował piłkę do własnej bramki, a w ostatnim kwadransie bramkę dla gospodarzy zdobył Erwin Wilczek, na którą odpowiedział z karnego Bernard Blaut. Co ciekawe, prasa wcale nie rozpływała się nad grą legionistów.
Mecz | Sezon | Strzelcy |
2016/2017 |
| |
2013/2014 | ||
2002/2003 | Majewski, Kucharski, Amieljanczuk | |
2001/2002 | ||
1997/1998 | ||
1996/1997 | ||
1991/1992 | ||
1985/1986 |
| |
1977/1978 |
| |
1975/1976 | ||
1973/1974 | ||
1966/1967 | ||
1958 | ||
1930 |
Regulamin:
Punktacja rankingu:
Za każdy nowy komentarz użytkownik dostaje 1 punkt. Jednak, gdy narusza on nasze zasady i zostanie dezaktywowany, użytkownik straci 2 punkty. W przypadku częstych naruszeń zastrzegamy sobie możliwość nakładania wyższych kar punktowych, a nawet tymczasowych i permanentnych banów.