Legia mistrz 2020. Kluczowe momenty

Redaktor Maciej Ziółkowski

Maciej Ziółkowski

Źródło: Legia.Net

11.07.2020 19:22

(akt. 12.07.2020 03:47)

Legia Warszawa została mistrzem Polski! Zespół z Łazienkowskiej zapewnił sobie tytuł na dwie kolejki przed końcem sezonu ligowego 2019/20.

Mecz z Lechem w Warszawie

W tym sezonie "Wojskowi" doświadczyli kilku ważnych momentów, które - w drodze po tytuł - okazały się przełomowe. Maszyna z napisem "Legia" na dobre rozkręciła się po spotkaniu z Lechem Poznań (2:1) w rundzie jesiennej. Ekipa z Warszawy doznała wcześniej dwóch porażek z rzędu, nad Łazienkowską zbierały się czarne chmury, w prasie już zaczęto wymieniać następców trenera Aleksandara Vukovicia. Legioniści jednak wygrali z Kolejorzem, a zwyciestwo tchnęło w zespół nową jakość. Legioniści przegrywali z Lechem, lecz potrafili odrobić straty i zdobyć trzy punkty po trafieniach Arvydasa Novikovasa oraz Macieja Rosołka. Dla tego drugiego był to debiut w pierwszym zespole. Od tego momentu legioniści znacznie zwiększyli obroty, grali efektywnie i byli bezlitośni dla przeciwników. Łazienkowska twierdza została nienaruszona przez osiem spotkań z rzędu, które kończyły się zwycięstwami "Wojskowych". W trakcie tych meczów legioniści zdobyli 30 bramek, a stracili tylko 5. 

Odkrycie Karbownika

Dobrą nowiną okazało się zdecydowane postawienie na Michała Karbownika. Można było przypuszczać, że po wprowadzeniu przepisu młodzieżowca, stołeczna drużyna nie będzie zbytnio kombinować, ze względu na obecność Radosława Majeckiego w bramce. Tak się jednak nie stało. Sztab szkoleniowy postanowił dać szansę "Karbo". Legionista przebojem wdarł się do pierwszej jedenastki i został rewelacją ekstraklasy. 19-latek przez całe życie występował w środku pola, natomiast zadebiutował w Legii… jako lewy obrońca. Wychowanek Zorzy Kowala wygryzł Luisa Rochę i spisywał się z bardzo dobrej strony. Od 17. do 26. kolejki grał w pełnym wymiarze czasowym. Łącznie zagrał w 22 spotkaniach, w których wywalczył sześć asyst. - Doskonale wspiera nasze ataki, ale i tu są możliwości, aby być lepszym. U niego świetne jest to, że z każdym tygodniem, może się poprawić w wielu elementach. A to przecież chłopak z rocznika 2001, mający zaledwie pół roku w seniorskiej piłce za sobą – w takich słowach wypowiadał się o Karbowniku trener Legii, Aleksandar Vuković, na zakończeniu zimowego zgrupowania w tureckim Belek. Oprócz "Karbo", parę okazji do zaprezentowania się na murawie otrzymali również Mateusz Praszelik, Rosołek i Kacper Kostorz.

Michał Karbownik

Odkurzenie Niezgody i Kante

Niezwykle istotne były także występy Jarosława Niezgody. 25-letni napastnik wracał do zdrowia i regularnie pojawiał się na murawie w chwili, gdy klub sprzedał Sandro Kulenovicia i Carlitosa. - Nie zawsze jest w pełni widoczny, ale ma „coś”, czego się nie kupi, ani nie wytrenuje. Przychodzi moment, w którym potrafi to wykorzystać. Miał długą przerwę, ale to człowiek, na którego warto stawiać – mówił po sierpniowym meczu z ŁKS-em (3:2) Vuković. Wówczas Niezgoda mógł być z siebie dumny z dwóch powodów. Po pierwsze: odblokował się w lidze. Po drugie: strzelił dwa gole. Co ciekawe, na trafienie w ekstraklasie czekał od 27 kwietnia 2018 roku, czyli 480 dni. Snajper szedł krok po kroku, nie zatrzymywał się. Zdobył hat-tricka z Rakowem (3:1), później dał o sobie jeszcze znać jeszcze wiele razy. Piłkarz pochodzący z Poniatowej pokonywał bramkarzy w pięciu meczach z rzędu. Miał wpływ na boiskowe poczynania Legii i zwycięskie wyniki. Oczarowani nim kibice docenili jego postawę i zaczęli skandować z trybun "Jarosław, Jarosław...", w momencie gdy umieszczał piłkę w siatce.

Jarosław Niezgoda

Dużo do powiedzenia w ataku miał też Jose Kante - kolejny piłkarz, który otrzymał drugie życie do Aleksandara Vukovicia. Reprezentant Gwinei przeważnie grał na zmianę z Niezgodą. Zarówno jeden jak i drugi mieli jednak okazje wspólnie wystąpić od pierwszej minuty w meczu z Wisłą Płock (3:1), co przyniosło należyty efekt. Napastnicy strzelili po golu i mieli po asyście. - Kante często jest niedoceniany. Nie jest w Legii gwiazdą, o której codziennie się pisze, a to często zamazuje boiskowy obraz. Nawet, gdy nie zdobywa bramek, daje nam wiele korzyści – dodał po grudniowym meczu ze Śląskiem we Wrocławiu (3:0) trener Vuković. Po przejściu Niezgody do Portland Timbers, niektórzy zastanawiali się czy Kante będzie w stanie wziąć ciężar na swoje barki. Czas pokazał, że snajper z Gwinei udźwignął presję i stał się wiodącą postacią klubu z Łazienkowskiej.

Jose Kante, Arvydas Novikovas

Postawienie na Antolicia

Kolejnym ważnym momentem było postawianie na Domagoja Antolicia. Ten za zaufanie trenera wkrótce zaczął odpłacać się coraz lepszą grą. Piłkarz przeszedł pozytywną przemianę. O ile na starcie przygody z Legią był nieco w cieniu, teraz zaczął występować na miarę oczekiwań i odciskać piętno na boisku. - Mogę się zgodzić z tym, że runda jesienna była moją najlepszą w barwach Legii. Jestem naprawdę zadowolony z tego, jak prezentowałem się na murawie. Przez trzy miesiące grałem na wysokim poziomie i potrafiłem utrzymać niezłą dyspozycję. Za trenera Vukovicia mamy być przy piłce i kreować grę, dużo grać piłką, a to jest to czego uczyłem się w Dinamie. Nie tak dawno, za poprzedniego trenera, nasza gra wyglądała zupełnie inaczej - najważniejsze były walka, agresja i przebitki. To nie była moja bajka, ja lubię jednak trochę zaryzykować, grać kombinacyjnie. Staram się po prostu pokazywać to, co mam najlepsze i pomagać drużynie – opowiadał Antolić w lutym w rozmowie z Legia.Net

Chorwat nie przestał pozytywnie zaskakiwać i z przytupem wkroczył w drugą część rozgrywek ligowych. Były zawodnik Dinama Zagrzeb wyrósł na jednego z liderów drużyny. Wie, kiedy przyspieszyć i zwolnić akcję. Poza tym, świetnie prezentował się w odbiorze i skutecznie kasował ataki rywali. "Antola" imponował m.in. czytaniem gry, przeglądem pola oraz zaangażowaniem, którego mu nigdy nie brakowało. Oprócz tego, 29-latek dodał także coś „ekstra” z przodu. Środkowy pomocnik strzelił trzy gole i wywalczył asystę w sześciu ostatnich spotkaniach: jego trafienia przyczyniły się do zwycięstw z ŁKS-em (3:1) oraz Cracovią (2:1). Teraz pewnie mało kto wyobraża sobie wyjściowy skład stołecznego klubu bez Antolicia. Prawdziwy profesor, który od dłuższego czasu zachowuje fason.

Domagoj Antolić

Spokój właściciela

Nieoceniony wkład w napędzenie warszawskiej maszyny miał trener Vuković. 40-letni szkoleniowiec przetrwał początek sezonu i stopniowo budował drużynę po swojemu. Dzięki temu później był w stanie wykrzesać z niej to, co najlepsze. Pod jego wodzą praktycznie każdy gracz poczynił widoczny postęp, co miało odzwierciedlenie na boisku i w tabeli ligowej. - Liczyłem się z tym, że jako szkoleniowiec, który pierwszy raz samodzielnie prowadzi zespół, nie będzie darzony zbytnim zaufaniem. Szczególnie ze strony kibiców czy ludzi, którym bardzo zależy na wyniku drużyny. Trudno ufać trenerowi, który nie ma większego doświadczenia. Nie przejmowałem się tym. Jedyne, na co miałem wpływ, to praca z zespołem. Dalej tak jest. Mam takie samo podejście – mówił Serb w marcu. 

Nie byłoby to możliwe, gdyby prezes Dariusz Mioduski zareagował emocjonalnie i w momencie kryzysowym zwolnił trenera, co miało miejsce w przeszłości już kilka razy. - Decyzja dotycząca Vukovicia była podjęta w poprzednim sezonie: pomimo tego, że nie zdobyliśmy mistrzostwa. Tak naprawdę od momentu, kiedy "Vuko" został trenerem, zaczęliśmy przegrywać i nie sięgnęliśmy po tytuł. Ale nawet przez chwilę nie mieliśmy momentu, żeby to zmienić. Ten szkoleniowiec wpisuje się w naszą strategię. Nie będę mówił, że przez następne 10 lat będzie trenerem, bo futbol ma swoje prawa, ale podoba nam się styl pracy Vuko, a jego flizofia jest zgodna z naszą – komentował w marcu właściciel Legiiw programie "Cafe Futbol".

Aleksandar Vuković

Dobry start po przerwie spowodowanej pandemią

W marcu rozgrywki ligowe zostały zawieszone, przerwa trwała 2,5 miesiąca. Zawodnicy nie mogli normalnie trenować, siedzieli w domu, a cudów dokonywał na odległość trener przygotowania fizycznego, Łukasz Bortnik. Mimo wszystko postawa legionistów po tak długim rozbracie z piłką była niewiadomą. Start był jednak bardzo dobry. W pierwszych trzech meczach w lidze legioniści zdobyli komplet dziewięciu punktów, a z ośmiu rozegranych spotkań przegrali tylko jedno. I to mimo fali urazów jaka dopadła zespół. Dzięki temu Legia szybko zwiększyła przewagę w lidze i mogła kontrolować sytuację. Nawet plaga kontuzji i obniżka formy, a w związku z tym gorsze wyniki, nie przeszkodziły w spokojnym zdobyciu tytułu mistrzowskiego. Tylko Pucharu Polski żal... 

Polecamy

Komentarze (4)

Odśwież

Dodając komentarz zobowiązujesz się do przestrzegania

Komentarze osób niezalogowanych, a także zalogowanych, którzy zarejestrowali konto w ostatnich 3 dniach wymagają akceptacji administratora.