Mecz z Lechem znów wykreuje bohatera nieoczywistego?
17.10.2021 14:30
Początek sezonu 2019/20 był dla Legii mieszany. Na przełomie września i października warszawiacy ponieśli dwie ligowe porażki z rzędu: z Lechią Gdańsk (1:2) oraz Piastem Gliwice (0:2) i przed przerwą na reprezentacje nie mieli dobrych humorów. Nieco się zagubili, próbowali wyjść z opresji i szukali optymalnych rozwiązań w trakcie chwilowej przerwy w rozgrywkach. Porażka z gliwiczanami spowodowała, że legioniści zajmowali dziewiąte miejsce w ekstraklasie, czyli pierwsze w grupie spadkowej. Atmosfera w klubie zgęstniała, a prasa spekulowała o tym, kto zostanie nowym szkoleniowcem Legii.
Domowe spotkanie z Lechem Poznań (2:1) miało być dla trenera Aleksandara Vukovicia meczem o wszystko. Sytuację dodatkowo utrudniała plaga kontuzji. Stołeczny klub musiał sobie radzić bez Pawła Stolarskiego, Ivana Obradovicia, Cafu, Marko Vesovicia i Artura Jędrzejczyka, który pauzował za nadmiar żółtych kartek. Pierwsze trafienie padło w drugiej połowie i było autorstwa gości. Od tej pory miejscowi rozpoczęli pościg za "Kolejorzem", który zakończył się powodzeniem. Legioniści wyrównali za sprawą Arvydasa Novikovasa, a decydującego gola strzelił Maciej Rosołek. - Myślę, że chłopak w moim wieku, debiutujący w takim spotkaniu i strzelający gola, niczego więcej życzyć sobie nie może. Dla mnie to spełnienie marzeń – opowiadał Rosołek, bohater nieoczywisty, dla którego był to pierwszy mecz w "jedynce". Młodzieżowiec miał wejście smoka, bo pojawił się na boisku w 74. minucie, a kilkadziesiąt sekund później trafił do siatki. - Bramka? Zobaczyłem, że Domagoj Antolić otrzymał podanie na skrzydle. Wiedziałem, że muszę troszeczkę podbiec w pole karne, bo byłem spóźniony. W trakcie dośrodkowania nie widziałem piłki, obrońca Lecha, nie wiem dlaczego, puścił ją. Futbolówka spadła mi na udo. Gdy zobaczyłem, że mam ją pod nogami, wiedziałem, że muszę strzelać. Rywal popełnił pewien błąd, a ja go wykorzystałem – dodał napastnik.
- Po meczu dowiedziałem się, że byłem nawet brany pod uwagę do gry w pierwszym składzie. Rzeczywiście, gdy na treningach poprzedzających mecz z Lechem szlifowaliśmy taktykę, byłem często ustawiany w pierwszej jedenastce. Trener uznał jednak po kilku dniach, że to za wcześnie i podjął dobrą decyzję. Dzień przed spotkaniem, gdy jechaliśmy do hotelu, powiedział mi: „Bądź gotowy. Dostaniesz szansę”. Wtedy się domyśliłem, że pewnie wejdę na boisko – przyznał "Rosi", który otrzymywał potem kolejne szanse, strzelił ważne gole: przeciwko ŁKS-owi (3:1) i Piastowi (1:1).
Po triumfie nad poznaniakami, "Wojskowi" złapali wiatr w żagle. Taranowali każdego, kogo napotkali u siebie. Równie obiecująco radzili sobie na wyjazdach. Imponująca seria wygranych w Warszawie zakończyła się w meczu z Piastem, ostatnim przed pandemią koronawirusa. Stołeczny klub mógł się pochwalić ośmioma zwycięstwami z rzędu przed własną publicznością. W tym czasie strzelił 30 goli i stracił raptem 5.
Skibicki bohaterem
Przed listopadowym meczem Legii z Lechem w Warszawie, w 2020 roku, sytuacja kadrowa również nie była najlepsza. Mistrzowie Polski musieli sobie radzić bez najlepszego strzelca, Tomasa Pekharta. Warszawiakom nie pomogli też: Jose Kante, Domagoj Antolić, Michał Karbownik, a Luquinhas dopiero wracał do zdrowia po koronawirusie i wbiegł na boisko z ławki. Do treningów z pierwszym zespołem włączono czterech graczy rezerw - Kacpra Skibickiego, Szymona Włodarczyka, Nikodema Niskiego, Ariela Mosóra. Pierwsza dwójka znalazła się w kadrze na spotkanie z poznaniakami. - Byłem zaskoczony. Przyjechałem na zbiórkę bez żadnych rzeczy, bo mieliśmy spać w LTC. Czarek Miszta powiedział, że jestem powołany na mecz i spytał się czemu nie mam żadnych rzeczy. Do Książenic przywoził mi je kolega z mieszkania. Szybko zasnąłem przed spotkaniem. Obudziłem się z pełną energią, ale byłem spokojny. W przerwie meczu dowiedziałem się, że mam być gotowy. I czułem, że jestem. Nie miałem żadnego stresu, gdy wchodziłem na murawę – stwierdził Skibicki. By utrudnić nieco zadanie w rozszyfrowaniu składu, gdy możliwości i tak były mocno ograniczone, sztab szkoleniowy zamknął wszystkie treningi przed spotkaniem.
Pierwsza połowa wymarzona nie była. Pech spotkał Josipa Juranovicia, który skierował piłkę do własnej siatki. Lech objął prowadzenie, ale w drugiej połowie gospodarze zdołali wyrównać. W 59. minucie trener Czesław Michniewicz postanowił wprowadzić debiutanta - Skibickiego, który zastąpił Macieja Rosołka - bohatera poprzedniego, jesiennego meczu z poznaniakami. "Skiba" podołał wyzwaniu i pokazał się z kapitalnej strony. Osiem minut po zmianie dał Legii wyrównanie! Młodzieżowiec dopadł do dośrodkowania Pawła Wszołka i oddał soczysty strzał, który zatrzepotał w siatce. - Gdy strzeliłem gola, to przez dwie-trzy sekundy nie wiedziałem czy mam się cieszyć, czy płakać - towarzyszyły mi bardzo duże emocje. Byłem zaskoczony, że udało się zdobyć bramkę. Po meczu otrzymałem bardzo dużo wiadomości, na które nie nadążałem odpisywać. Niestety, nie byłem w stanie odpowiedzieć każdemu – mówił 20-latek, który miał debiut marzeń, ale to nie był koniec fajerwerków. Zawodnik skutecznie wyprowadził piłkę przy akcji bramkowej na 2:1. Potem Filip Mladenović posłał zawiesinę w kierunku innego rezerwowego, Rafaela Lopesa, który wyskoczył w powietrze, złożył się do uderzenia z głowy i pokonał bramkarza. Radości nie było końca – zwłaszcza, że po chwili gra się zakończyła i trzy punkty zostały w Warszawie.
Zwyciężenie Lecha w samej końcówce, w okrojonym składzie, po trafieniach zmienników (w tym debiutanta), dało Legii dodatkowy impuls, a Skibickiemu, jak to sam określił – drugie życie. Dlaczego? – Nie grałem pół roku. Gdy zaczynałem w rezerwach, to łapały mnie kontuzje, miałem naderwane więzadła w kostkach. Zagrałem przeciwko poznaniakom i udało mi się wskoczyć do "jedynki" – przyznał młodzieżowiec.
Kto wie, być może w nadchodzącym meczu z "Kolejorzem" również wyłoni się bohater nieoczywisty, np. Kacper Kostorz. Może być naszym czarnym koniem, bohaterem, znajduje się ostatnio w dobrej formie, widzimy to. Gra dość regularnie w rezerwach, zdobywa bramki, jest w rytmie meczowym, i to od razu po nim widać. Wcześniej miał dużo problemów zdrowotnych, teraz wszystko jest okej. Na pewno jest tym zawodnikiem, który w najbliższym czasie będzie dostawał minuty na murawie. Czy tak się stanie w meczu z Lechem? Zobaczymy, wszystko zależy od tego jak będzie przebiegało spotkanie. Ma wszystkie atuty w swoich rękach, bo jest dziś w naprawdę dobrej formie – mówił na piątkowej konferencji prasowej trener Legii, Czesław Michniewicz.
Spotkanie pomiędzy Legią a Lechem odbędzie się w niedzielę, 17 października, o godz. 17:30. Relacja na Legia.Net.
Regulamin:
Punktacja rankingu:
Za każdy nowy komentarz użytkownik dostaje 1 punkt. Jednak, gdy narusza on nasze zasady i zostanie dezaktywowany, użytkownik straci 2 punkty. W przypadku częstych naruszeń zastrzegamy sobie możliwość nakładania wyższych kar punktowych, a nawet tymczasowych i permanentnych banów.