Grano dzisiaj (25.04). Dziewięć goli w meczu
25.04.2022 06:00
Ostatni raz "Wojskowi" rywalizowali 25 kwietnia rok temu. Wówczas wygrali w Gdańsku z Lechią (1:0). Luquinhas upadł w polu karnym po kontakcie z rywalem. Był VAR, rzut karny i bramka Tomasa Pekharta trzy punkty warta. Warszawiacy byli prowadzeni w tym meczu przez ówczesnego asystenta trenera Czesława Michniewicza, Przemysława Małeckiego. Pierwszy szkoleniowiec pauzował za kuriozalną czerwoną kartkę w rywalizacji z Cracovią. Legia była o krok od mistrzostwa Polski, które zapewniła sobie trzy dni później, ze względu na brak wygranej Rakowa z Jagiellonią.
Górnik pokonany
Osiemnaście lat temu legioniści pokonali u siebie Górnika Zabrze (2:0) w lidze po bramkach Tomasza Sokołowskiego oraz Marka Saganowskiego. Kibice stołecznego klubu zaprezentowali ciekawą oprawę. Składała się ona z balonów w klubowych barwach. Hasło, które powstało po podniesieniu balonów, było krótkie i jasne. Później sympatycy drużyny z Łazienkowskiej przedstawili drugą oprawę. Nie zabrakło także flag – mniejszych i większych – oraz rac i płócien. Zdjęcia można obejrzeć TUTAJ. – Mimo iż przez cały mecz mieliśmy przewagę, musieliśmy uważać na kontry. Goście nie stworzyli żadnej klarownej sytuacji do strzelenia gola, musieliśmy uważać na to, żeby nie stracić głupiej bramki – powiedział Jacek Magiera.
Dwa gole Sagana
Dwudziestego piątego kwietnia 2003 roku Legia wygrała 3:0 z GKS-em Katowice. W bramce stołecznego klubu po kontuzji zagrał Artur Boruc. Trener Dragomir Okuka dał szansę występu od pierwszych minut Saganowskiemu, który odwdzięczył się dwoma golami. Trzeciego – w końcówce – strzelił Tomasz Jarzębowski, który tuż po meczu mógł się podwójnie cieszyć. Warszawska ekipa zwyciężyła, a on sam został 18. powołanym piłkarzem do reprezentacji Polski na towarzyskie spotkanie z Belgią w Brukseli (przez selekcjonera Pawła Janasa).
"Finał Pucharu Warszawy"
W sezonie 1999/2000 ligowcom doszły kolejne rozgrywki, w Pucharze Ligi Polskiej. Jednym z ich pomysłodawców był Zbigniew Boniek, a żeby zachęcić trenerów do wystawiania najsilniejszych składów, wyznaczono spore premie finansowe – zwycięzca mógł zarobić 1,4 mln zł. Była to druga próba wprowadzenia tego pucharu. Dwadzieścia trzy lata wcześniej, z inicjatywy dziennikarzy katowickiego "Sportu", odbyła się nawet jedna edycja (1977), ale ze względu na brak zainteresowania nie miała kontynuacji. Wprawdzie w 1978 r. rozegrano kolejną edycję, ale nie zgłosiły się do niej wszystkie drużyny (Legia także), a PZPN nie objął jej patronatem. Dlatego traktuje się je jako nieoficjalne. Teraz wracały. W I rundzie legioniści wyeliminowali Ruch Chorzów (0:0 i 2:0), w drugiej poradzili sobie z ŁKS (1:1 i 2:1). W półfinale uporali się z Pogonią (4:0 i 1:1), a w finale czekała na nich Polonia. Finał Pucharu Warszawy, jak mówiono z przymrużeniem oka, zaplanowano na Stadionie WP. Miał on miejsce dokładnie 22 lata temu. – Uczta na Łazienkowskiej – pisał "Przegląd Sportowy" (86/2000), bo emocji nie brakowało. Obie drużyny chciały wygrać, rywalizowały w szaleńczym tempie, a jedynym, który nie dostosował się do poziomu, był sędzia Andrzej Czyżniewski.
Pierwsi gola strzelili poloniści (Igor Gołaszewski), ale szybko wyrównał Sylwester Czereszewski. Z rzutu karnego, mocno naciąganego, bo faulowany Jacek Bednarz dużo dodał od siebie. W drugiej połowie zdecydowanie lepsza była Legia, ale pudłowała na potęgę. Kiedy wszyscy szykowali się na rzuty karne, w drugiej z doliczonych minut Przemysław Boldt bardzo mocno strzelił z rzutu wolnego. Piłka odbiła się od jednego z legionistów, ale to tylko powinno pomóc Zbigniewowi Robakiewiczowi w obronie tego uderzenia. Bramkarz Legii popełnił błąd, przepuścił piłkę do siatki i Puchar Ligi Polskiej pojechał na Konwiktorską. Rywale wygrali 2:1. Na pocieszenie zostało 1,1 mln zł premii dla finalisty.
Przełom
Wiosna 1989 roku była przełomowa w historii klubu. Przede wszystkim ze względu na przekształcenia organizacyjne. Dwudziestego piątego kwietnia Legia stała się spółką akcyjną, a sekcja piłkarska rozpoczynała życie na własny rachunek. Prezesem został Włodzimierz Oliwa, generał, główny kwatermistrz Wojska Polskiego.
500. zwycięstwo
Mimo udanego początku rundy wiosennej, w rozgrywkach 1983/84, szybko wszystko wróciło do "normy". Legia nie tylko nie powalczyła o tytuł mistrzowski, ale znowu nie zajęła miejsca zapewniającego grę w europejskich pucharach. Wygrała tylko sześć spotkań, choć dwa z nich były wyjątkowe – skromne zwycięstwo odniesione nad Motorem Lublin (1:0) po golu Kazimierza Putka, było 500. wiktorią legionistów w najwyższej klasie rozgrywkowej. Od tamtego meczu minęło równo 37 lat.
Jubileusz bez punktów
Po wygranej z Polonią Bytom (3:0) w 1979 roku, legioniści awansowali na 2. miejsce. Do lidera Ruchu Chorzów tracili zaledwie 2 punkty. Stołeczni fani nie posiadali się więc z radości, bo ich drużyna wreszcie walczyła o mistrzostwo kraju. Potem znów przyszły dwa bezbramkowe remisy i spadek na 3. pozycję, ale legioniści przynajmniej nie przegrywali. Do czasu.
Dwudziestego piątego kwietnia nie potrafili zdobyć nawet punktu w jubileuszowym dla klubu, 1000. meczu w ekstraklasie, który rozgrywali w Poznaniu z Lechem. Na stadionie Warty po przeciętnej grze ulegli "Kolejorzowi" 1:2 (gol Krzysztofa Adamczyka). Według komentatorów, w Poznaniu zawiódł szczególnie Stefan Majewski, który grał wolno i niezdecydowanie.
Dziewięć bramek
Legioniści u progu wiosny (sezon 1964/65) znów musieli godzić walkę o kilka celów naraz. I nie szło im to zbyt dobrze. Ligę, która siłą rzeczy zeszła na dalszy plan, zaczęli od pokonania Zagłębia Sosnowiec (3:1), potem jednak było znacznie gorzej – na kolejne zwycięstwo musieli czekać aż siedem kolejek, ponosząc po drodze trzy porażki.
Najbardziej niecodzienna przytrafiła im się na stadionie Szombierek. Do Bytomia legioniści wyruszyli klubowym autokarem dzień przed meczem, którego zdecydowanym faworytem była drużyna gospodarzy, ówczesny wicelider tabeli (Legia była czwarta). Poza formą i mniejszym zmęczeniem atutem zespołu bytomskiego, dzięki któremu potrafił on wygrywać u siebie z najlepszymi, było boisko, w tamtych czasach jedno z najgorszych w Polsce. Bardzo małe, wąskie i mające marnej jakości nawierzchnię. Trybuny znajdowały się zaraz za liniami kończącymi boisko, właściwie były to nasypy, na których gromadzili się kibice. W tym spotkaniu, który rozegrano 25 kwietnia, wydarzyło się wszystko: radość, łzy, słońce i deszcz. Po bramkach zdobytych przez Janusza Żmijewskiego i Henryka Apostela legioniści prowadzili 2:0. Szombierki strzeliły kontaktowego gola, a minutę przed przerwą były legionista Helmut Nowak nie wykorzystał rzutu karnego. W drugiej połowie znowu do siatki trafił Apostel, na bramkę gospodarzy odpowiedział Żmijewski, było więc 4:2 i wydawało się, że Legia przywiezie do stolicy komplet punktów. Między 85. a 90. min zdarzyło się jednak coś niewytłumaczalnego – gracze Szombierek trzy razy pokonali Stanisława Fołtyna i wygrali 5:4!
MECZE LEGII Z 25 KWIETNIA:
Mecz | Sezon | Strzelcy |
2020/2021 | ||
2003/2004 | ||
2002/2003 | ||
1999/2000 | ||
1997/1998 | ||
1991/1992 |
| |
1983/1984 | ||
1978/1979 | ||
1970/1971 |
| |
1964/1965 | ||
1963/1964 |
| |
1954 | ||
1948 | Oprych III |
Regulamin:
Punktacja rankingu:
Za każdy nowy komentarz użytkownik dostaje 1 punkt. Jednak, gdy narusza on nasze zasady i zostanie dezaktywowany, użytkownik straci 2 punkty. W przypadku częstych naruszeń zastrzegamy sobie możliwość nakładania wyższych kar punktowych, a nawet tymczasowych i permanentnych banów.