Josue Pesqueira Jagiellonia 29 października
fot. Michał Terlecki

Grano dzisiaj (29.10). Hat-trick Josue

Redaktor Maciej Ziółkowski

Maciej Ziółkowski

Źródło: Legia.Net

29.10.2023 06:00

(akt. 28.10.2023 20:32)

Dwudziestego dziewiątego października legioniści rozegrali 15 spotkań. Tego dnia hat-tricka zdobył Josue, a ostatnie gole w barwach "Wojskowych" strzelił Kazimierz Deyna.

Ostatni raz Legia grała 29 października rok temu. Wówczas wygrała na wyjeździe aż 5:2 z Jagiellonią w Białymstoku (15. kolejka PKO Ekstraklasy), mimo że od 16. minuty przegrywała 0:1 po bramce Marca Guala. Warszawiacy zareagowali odpowiednio, konkretnie, za sprawą trzech trafień Josue, a także goli Filipa Mladenovicia i Maika Nawrockiego. Wynik ustalił Mateusz Kowalski. Dla stołecznego klubu było to pierwsze zwycięstwo na Podlasiu od… 2016 roku.

– To mój pierwszy hat-trick w karierze. Jestem uradowany. Nie mam zbyt wielu słów, by wyjaśnić, co się stało – mówił Josue. – Jako trener mogę tylko powiedzieć: chapeau bas. Jestem szczęśliwy z występu, ale niezadowolony ze straconych bramek. Oczekuję lepszej gry w obronie, będziemy nad tym pracować. To dla nas bardzo ważne zwycięstwo u progu zakończenia rundy – dodał Kosta Runjaić.

REWANŻ Z BESIKTASEM

Minęło 27 lat od rewanżu Legii z Besiktasem w 1/16 finału Pucharu UEFA (w pierwszym meczu w Warszawie padł remis 1:1). – Czuję niedosyt, podobnie jak cała drużyna. W rewanżu Turcy będą zdecydowanymi faworytami. Grają przed własną publicznością, która słynie z fanatyzmu. Jednak my się jeszcze nie poddajemy, nie mamy nic do stracenia. Będziemy biegali, walczyli i zaprezentujemy taką determinację, jak przed trzema tygodniami z Panathinaikosem – zapowiadał zdobywca bramki dla "Wojskowych", Tomasz Sokołowski ("Przegląd Sportowy", 203/1996).

Słowa nie były rzucone na wiatr. Legioniści bez pauzującego za żółte kartki Marcina Mięciela rozpoczęli odważnie spotkanie rewanżowe. Sygnał do ataku dał Dariusz Czykier dobrym strzałem z 17 m, ale minimalnie chybił. Niestety, pierwszy groźniejszy atak rywali dał im bramkę. Amokachi ograł Marcina Jałochę i Jacka Zielińskiego, a Grzegorz Szamotulski nie miał szans sięgnąć piłki. Drużyna jednak nie miała zamiaru się poddawać. Bliski strzelenia gola był Ryszard Staniek, znowu dobrze grał Dariusz Solnica, w końcu udało się wyrównać. Staniek zagrał do Cezarego Kucharskiego, ten znalazł się sam przed bramkarzem, umiejętnie kopnął nad nim piłkę do siatki. Gol oznaczał, że zabawa zaczyna się od nowa. Pięć minut po przerwie serca legionistów mocniej zabiły. Sokołowski zagrał z rzutu rożnego do Stańka, a kapitan zespołu momentalnie strzelił z dystansu. Tyle że przed bramką stał Kucharski, w którego trafiła piłka. Mrmić nie miałby szans jej sięgnąć.

Losy rywalizacji rozstrzygnął Zlatko Jankow, reprezentant Bułgarii. Trzy minuty wcześniej Solnica nie wykorzystał świetnej sytuacji do zdobycia bramki i to się zemściło. Centra z rzutu rożnego, odbita piłka, przytomność umysłu Jankowa i Szamotulski był bez szans. Legia walczyła, aby awansować, musiała tylko wyrównać, ale nie zdołała tego zrobić. Z honorem pożegnała się z europejskimi pucharami, choć mecz kończył się w nie najlepszej atmosferze. Czerwone kartki ujrzeli Jankow i Staniek. – Opluł Ryśka – opowiadał Kucharski. – Powiedziałem mu kilka ostrych słów po niemiecku, bo wiedziałem, że zna ten język. Opluł mnie i poprawił lewym czy prawym sierpowym. Sędzia udał, że tego nie widzi – dodawał ("Przegląd Sportowy", 213/1996).

Właśnie do pracy sędziego Gheorghe Constantina z Rumunii najwięcej zastrzeżeń miał trener Mirosław Jabłoński. – Sędziowanie było skandaliczne. Arbiter nie odgwizdał kilku ewidentnych spalonych i nie zauważył wielu fauli Turków w naszym polu karnym. Zdarzało się tak, że piłkarze Besiktasu wisieli na plecach moich podopiecznych, a Rumun nie widział przewinień. (…) W szatni pogratulowałem chłopakom, bo naprawdę walczyli jak potrafili – mówił zdenerwowany szkoleniowiec ("Przegląd Sportowy", 213/1996).

OSIEM GOLI

Równo 45 lat temu Legia mierzyła się przy Łazienkowskiej z bardzo dobrze spisującą się w lidze i depczącą drużynom czołówki po piętach Odrą Opole. Mecz rozegrany 29 października przeszedł do historii przynajmniej z trzech powodów. Przede wszystkim miał niecodzienny przebieg. Początkowo wydawało się, że rozzłoszczeni warszawiacy rozprawią się z opolanami bardzo surowo.

Do przerwy było 2:0, niedługo po niej goście zdobyli kontaktowego gola, ale 3 min później znów "Wojskowi" prowadzili 2 bramkami. Świetnie grał Kazimierz Deyna, który strzelił 2 gole Józefowi Młynarczykowi. Jedno z tych trafień przyszły zdobywca Pucharu Europy z FC Porto zapamiętał na długo. – Grałem przeciwko najlepszym piłkarzom świata i nikt nie wrzucił mi piłki za kołnierz tak, jak zrobił to Kaka – wspominał w swojej książce Młynarczyk (Kochana piłeczko, Warszawa 1992). Trzecia, a druga w porządku chronologicznym bramka dla Legii padła po podaniu "Kaki", które wykorzystał Marek Kusto. Po golu na 3:1 legioniści natychmiast chcieli pójść za ciosem, ale w ciągu 2 min zmarnowali dwie okazje. Mogło więc być 5:1, a 5 min później zrobiło się… 3:3, bo zamiast legionistów dwa razy trafił Alfred Bolcek, kompletując tego dnia hat-tricka.

Odra złapała wiatr w żagle i w ciągu kolejnych 8 min strzeliła 2 następne gole. Skończyło się więc porażką Legii 3:5 i spadkiem w tabeli na 4. miejsce. Kolejne wydarzenie, przez które szalone spotkanie z opolanami przeszło do historii, wiązało się z debiutem w stołecznej drużynie Krzysztofa Adamczyka. Ten 22-letni napastnik był już znany z występów w Arce Gdynia, dla której w poprzednim sezonie strzelił 7 goli, a na Łazienkowską trafił z bydgoskiego Zawiszy.

Z czasem stał się jednym z najskuteczniejszych piłkarzy w historii warszawskiego klubu. Na koniec mecz z Odrą zapamiętany został zwłaszcza dlatego, że ostatnie gole dla wojskowego klubu strzelił w nim Deyna. O tym jednak, że są to pożegnalne trafienia, 29 października 1978 r. kibice jeszcze nie wiedzieli… Nie wiedzieli też, że tydzień później oglądają ostatni występ swojego idola w barwach CWKS.

WYGRANA Z RUCHEM

Jedyne zwycięstwo w grupie mistrzowskiej, w sezonie 1933, legioniści odnieśli dopiero w przedostatniej kolejce, w meczu z Ruchem Chorzów (1:0 po strzale Zygmunta Rajdka). Stanowiło to akurat nie lada sensację, ponieważ zespół z Hajduków Wielkich walczył o mistrzostwo, a Legia była już skazana na ostatnie miejsce w grupie. Ostatecznie "Niebieskim" udało się rzutem na taśmę wyprzedzić Wisłę, a 6. miejsce legionistów było najsłabszym, jakie zajęli od utworzenia ligi. W tabeli Legia znalazła się po raz kolejny przed Warszawianką (ta zajęła 1. miejsce w grupie spadkowej), ale w bilansie bezpośrednich spotkań to rywale okazali się lepsi.

MECZE LEGII Z 29 PAŹDZIERNIKA:

Mecz

Sezon

Strzelcy

Jagiellonia Białystok – Legia Warszawa (2:5)

2022/2023

Josue III, MladenovićNawrocki

Legia Warszawa – Arka Gdynia (2:0)

2017/2018

NiezgodaKucharczyk

Legia Warszawa – Jagiellonia (0:0pd 8:7pk)

2008/2009

 

Legia Warszawa – Korona Kielce (1:0)

2005/2006

Włodarczyk

Wisła Kraków – Legia Warszawa (2:0)

2004/2005

 

Legia Warszawa – Groclin Dyskobolia (1:1)

2003/2004

Svitlica

Legia Warszawa – Schalke 04 Gelsenkirchen (2:3)

2002/2003

DudekSvitlica

Legia Warszawa – Widzew Łódź (3:1)

1997/1998

CzereszewskiZeigboSokołowski

Besiktas – Legia Warszawa (2:1)

1996/1997

Kucharski

Legia Warszawa – Jagiellonia Białystok (2:0)

1988/1989

TerleckiDziekanowski

Legia Warszawa – Ruch Chorzów (4:0)

1980/1981

Baran II, KustoAdamczyk

Legia Warszawa – Odra Opole (3:5)

1978/1979

Deyna II, Kusto

Pogoń Szczecin – Legia Warszawa (0:1)

1972/1973

Gadocha

ŁKS – Legia Warszawa (3:1)

1961

Błażejewski

Legia Warszawa – Ruch Chorzów (1:0)

1933

Rajdek

Polecamy

Komentarze (2)

Odśwież

Dodając komentarz zobowiązujesz się do przestrzegania

Komentarze osób niezalogowanych, a także zalogowanych, którzy zarejestrowali konto w ostatnich 3 dniach wymagają akceptacji administratora.