News: Komentarz: Szambo

List od czytenika: Przecięta wstęga

Redakcja

Źródło: List od Czytelnika

05.07.2015 17:51

(akt. 21.12.2018 15:10)

Sezon 2015/2016 tuż, tuż, w zasadzie można by rzec, że zaczął się w czwartek, gdy do pierwszych pucharowych bojów przystąpiły zespoły Jagiellonii Białystok i Śląska Wrocław. Terminarz UEFA nie rozpieszcza, czasu na przygotowania jest tak mało, że ciężko jest się połapać, kto i w jakiej formie przystępuje do nowych rozgrywek. Nie dziwi więc, że kibice poszczególnych drużyn zupełnie nie wiedzą, czego po swoich klubach oczekiwać, gubią się w domysłach jaki ten sezon będzie - pisze jeden z naszych czytelników - Monrooe.

Trener Michał Probierz twierdzi, że w tym roku ekstraklasa będzie słabsza, swoje zdanie motywuje exodusem uznanych nazwisk, jak Semir Stilić, czy choćby niesforny, ale piłkarsko świetny Orlando Sa. Faktycznie odejście kilku kluczowych postaci (król strzelców Kamil Wilczek, Marco Paixao, czy choćby Mateusz Piątkowski) zuboży zmagania naszych ligowców, ale warto zauważyć, że wraz z tymi nielicznymi, wyróżniającymi się postaciami naszą Ekstraklasę opuszcza całkiem pokaźny zaciąg gości, którzy w naszej lidze nie tylko niczym się nie wyróżniali, ale wręcz odcinali kupony, lub jak kto woli pobierali pensje nie wnosząc w zasadzie nic do jakości swojego zespołu. Wydaje się to odwróceniem trendu, który od wielu lat zdominował politykę nadwiślańskich klubów.

 

Od czasów, gdy na europejskie boiska wybiegały jedenastki Widzewa Łódź, Wisły Kraków, czy warszawskiej Legii, złożone w większości z piłkarzy wychowanych na rodzimych podwórkach, polską ligę zdominował „styl turystyczny”. Zamiejscowych niezależnie od ich umiejętności przywożono całymi tabunami. Co gorsza zdecydowana większość tychże "turystów" zostawała nad Wisłą z większym lub mniejszym skutkiem udając futbolistów (z reguły z mniejszym). Składy polskich drużyn niczym ich odpowiedniki z Premiership czy Primera Division składały się w większości z obcokrajowców. W zasadzie jedyna różnica polegała na tym, że miejscowi włodarze nie mogli równać ze swoimi zagranicznym odpowiednikami pod względem zasobności portfela. Tym samym jakość naszych stranieri była adekwatna do rozbieżności w klubowej kasie. Tam grały gwiazdy, a tu bida z nędzą.


Taka polityka kadrowa zaowocowała swoistego rodzaju efektem perpetuum mobile, lub jak kto woli samonakręcającym się organizmem. Nie było graczy rodzimych, bo sprowadzaliśmy całe tony „szrotu”, a sprowadzaliśmy „szrot”, bo nie było rodzimych graczy. Oczywistą oczywistością jest, że sprowadzaliśmy „szrot”, bo na lepszych nie było nas stać, a jako, że nie było nas stać to sprowadzaliśmy „szrot”. Möbius byłby dumny. Co zrozumiałe taki obrót spraw miał niebagatelny wpływ na nasze kluby eksportowe. Nie mogąc „żywić” się na miejscu, zostały zmuszone do przyłączenia się do ogólnego szaleństwa i sprowadzania „towaru” zza granicy. W efekcie czego lepsze lub gorsze momenty tego, czy innego potentata przypadały na efekt wyniku losowania „szczęśliwego numerka” w kolejnym rozdaniu transferowym. Udało się trafić kogoś niezłego? Zaczynała się dominacja. Trafiał się szrot eksportowy? Zaczynały się kłopoty finansowe. Bo przecież skład jakoś trzeba było uzupełnić, a lista płac rosła. Nic więc dziwnego, że lata 90-te to historia upadków i wzlotów poszczególnych ekip. Niestety niektóre z nich zapłaciły bardzo wielką cenę za próby utrzymania się na topie. Dziś próżno szukać w Ekstraklasie tak zasłużonych ekip jak Widzew Łódź, czy Łódzki KS, niemałe problemy ma niedawny ligowy potentat Wisła Kraków.


Być może trener Probierz ma rację, ale niezmiernie cieszy mnie fakt, że czasy przywożonych tonami obcokrajowców odchodzą w zapomnienie. Zamiast tego obserwujemy trend zgoła odwrotny, niedawni „turyści” może nie tonami, ale ciężarówkami zaczynają wyjeżdżać z pięknego kraju nad Wisłą. Z Piasta Gliwice wyjechało siedmiu! Przy czym podejrzewam, że kibice dostrzegą brak jednego, choć z drugiej strony Konstantin Vassiljev, bo o tym zawodniku mowa, wcale nie opuścił naszego kraju.  Z kieleckiej Korony odejdzie kolejnych sześciu, przy czym chyba tylko Luisa Carlosa można rozpatrywać w kategorii prawdziwych osłabień. Lech Poznań to co najmniej pięciu odesłanych, podczas gdy kibice ‘Kolejorza’ zatęsknią jedynie za Zaurem Sadajewem, wobec którego realne plany miał trener Maciej Skorża. Jestem spokojny o to, że braku pozostałych (Luis Henriquez, Muhamed Keïta, Arnaud Sutchuin-Djoum, Vojo Ubiparip) nikt w Poznaniu nie zauważy. W trend tych przemian wpisuje się też warszawska Legia, z której odeszli Inaki Astiz, Dossa Junior, Orlando Sa i Helio Pinto, czwórka zawodników, którzy w kwestii poborów należeli do najlepszych w zespole Henninga Berga. Za to na boisku jedynie Orlando Sa prezentował zbliżone do swoich apanaży umiejętności, a to też tylko i wyłącznie jesienią 2014. Zejście z kontraktów pozwoli klubowi z Ł3 wziąć głęboki oddech, natomiast wpływu na grę stołecznej jedenastki nie będzie praktycznie żadnego. Ogólnie rzecz biorąc do wyjazdu z naszego kraju sposobi się około pięćdziesiątki zawodników, z których zaledwie kilku miało większy wpływ na losy swoich zespołów.


Ekstraklasa będzie słabsza? Być może, ale moim zdaniem warto przebrnąć przez okres oczyszczania. W tym okienku transferowym po raz pierwszy od bardzo wielu lat widać powiew normalności. Można wręcz rzec powrotu do normy, która cechuje każdy zdrowy organizm. Wreszcie nadszedł czas, gdy kluby znad Wisły, czy to przymuszone wymogami licencyjnymi, czy też ograniczonym budżetem, zaczynają rozglądać się po rodzimym rynku. W sytuacji, gdy klubowy skauting wciąż jest zjawiskiem niesp… (w zasadzie określenie ‘zjawiskiem’ idealnie wręcz obrazuje stan zaawansowania tej dziedziny działalności klubowych pionów sortowych), korzystanie z lokalnych zasobów wydaje się być naturalną koleją rzeczy. Nic więc dziwnego, że klubowi włodarze myszkują w niższych ligach poszukując następców Jakuba Błaszczykowskiego, Roberta Lewandowskiego, czy choćby Mateusza Piątkowskiego.


W tych nowych warunkach przyrody fantastycznie zachowuje się białostocka Jagiellonia, która bez większych oporów zaczyna korzystać z dobrodziejstw niższych lig. Jacek Góralski (Wisła Płock) czy Łukasz Sekulski (Stal Stalowa Wola) to kolejni po sprawdzonym już w boju Karolu Mackiewiczu, zawodnicy, którzy dostają szansę zaistnienia na ekstraklasowych boiskach. A mają się na kim wzorować, wspomniany już przykład Piątkowskiego jest nie tylko świeży, ale też bardzo wymowny. Bardzo ciekawą i jednocześnie sprawdzoną drogą poszła Cracovia. Zdiagnozowanie swoich bolączek i odpowiedź na nie w postaci transferów doskonale znanych zawodników (Grzegorz Sandomierski, Jakub Wójcicki, Hubert Wołąkiewicz) to doskonały ruch trenera Jacka Zielińskiego i spółki. Bardzo dobrze wygląda też próba "doprawienia" letniego zaciągu obiecującymi, wyróżniającymi się w swoich klubach zawodnikami z niższych lig (Mateusz Argasińskim i Arielem Wawszczykiem). Piłkarzy ogranych na zapleczu Ekstraklasy zobaczą też w Łęcznej (Grzegorz Piesio - Dolcan), Chorzowie (Cichocki), Szczecinie (Czerwiński). Co ważne liczba zawodników z niższych lig rozgrywkowych może być okazalsza, ale jeszcze nie wszystkie transakcje udało się sfinalizować. W ten całkiem nowy i jakże ożywczy trend wpisują się też dwa najsilniejsze w tej chwili kluby. Lech Poznań szykując się do batalii o upragnioną Ligę Mistrzów zamiast po raz kolejny szukać zawodników w dość egzotycznych kierunkach postawił na sprawdzoną polską jakość. Jasne, Dariusz Dudka, czy Marcin Robak prochu już nie wymyślą, ale mając tych graczy do dyspozycji trener Skorża doskonale będzie sobie zdawał sprawę zarówno z ich możliwości jak i ograniczeń. A to pozwoli na płynne wkomponowanie nowych piłkarzy do składu. Nowością mają być wyselekcjonowani przez skauting Abdul Aziz Tetteh, Denis Thomalla, ale na to czy się sprawdzą będziemy musieli poczekać, dla sztabu szkoleniowego poznaniaków ważny jest fakt, że zespół można zestawić i bez nich. Podobnie postąpiła Legia Warszawa, odejście Dossy Juniora i Inakiego Astiza pozostawiło po sobie dziurę w kluczowej formacji defensywnej, jednak trener Henning Berg nie mógł sobie pozwolić na eksperymenty i ściąganie zawodników o być może ustalonych walorach, ale też bliżej nieokreślonych wadach (jak wiadomo do naszej ligi piłkarze bez wad nie trafiają). Dlatego znany na wylot Michał Pazdan wydaje się być świetnym wyborem na wszelkie bolączki stołecznej obrony, gdy dodamy do tego wchodzących do zespołu utalentowanych Mateusza Wieteskę z Rafałem Makowskim, to spokojnie możemy uznać przedpole bramki Dusana Kuciaka za zabezpieczone. Bez zbędnego ryzyka. Nowym natomiast będzie zastępca Orlando Sa, jednak dotychczasowe dokonania Nemanji Nikolicia powodują, że ściągnięcie tego napastnika nie budzi większych obaw. Faktem jest, że w naszej rodzimej lidze napastników mogących pasować do kombinacyjnej gry zespołu Henninga Berga nie ma zbyt wielu.


Obserwując zmianę w postępowaniu naszych klubów mam wielką nadzieję, że mamy do czynienia z próbą przecięcia tej przeklętej wstęgi Möbiusa. Odesłanie tak pokaźnego zaciągu obcokrajowców i zaczerpnięcie graczy z „wewnętrznych” zasobów ligi spowoduje przemianę całego futbolowego ekosystemu. Kluby Ekstraklasy zwrócą się wreszcie na lokalny rynek, natomiast zastrzyk gotówki pozwoli na rozbudowę piłkarskiego zaplecza, czyli klubów balansujących na krawędzi pierwszej i drugiej ligi. Taki ruch spowoduje powrót do normy całego środowiska, stworzenie swoistego rodzaju łańcucha „pokarmowego”, który powinien cechować każdą rozwijającą się ligę. Zacznijmy wreszcie czerpać wzorce z lig Czeskiej, czy Serbskiej, na które tak bardzo lubimy się powoływać, gdy przychodzi do porównań dokonań naszych mistrzów. Wydaje się, że w tym okienku wykonaliśmy pierwszy krok.


Autor: Monrooe

Polecamy

Komentarze (93)

Odśwież

Dodając komentarz zobowiązujesz się do przestrzegania

Komentarze osób niezalogowanych, a także zalogowanych, którzy zarejestrowali konto w ostatnich 3 dniach wymagają akceptacji administratora.