Grano dzisiaj, czyli mecze Legii z 2 maja – 4 finały Pucharu Polski
02.05.2020 09:45
Podwójna korona
Ostatni raz legioniści rywalizowali 2 maja dokładnie 2 lata temu. Zwyciężyli w finale Pucharu Polski 2:1 z Arką Gdynia. Gole dla warszawiaków strzelili Jarosław Niezgoda i Cafu. Bramkę dla rywali zdobył Dawid Sołdecki. Gdynianie kończyli mecz w dziesiątkę po czerwonej kartce dla Grzegorza Piesio, który brutalnie sfaulował Sebastiana Szymańskiego. Kibice Legii przygotowali szereg opraw. Na początku spotkania można było dostrzec kartoniadę na sektorze górnym i dolnym oraz transparent. Całość utworzyła hasło "Bez NaS ten tydzień nie wyglądałby tak samo". Litery NS zostały dodatkowo podświetlone za pomocą pirotechniki. Następnie świece dymne w barwach zielonym i czerwonym spowiły trybuny zajmowane przez fanów Legii. Później pojawiała się następna oprawa - transparent z hasłem "Historia dzieje się na naszych oczach" oraz sektorówka z okiem i pucharem. Na koniec było efektowne racowisko. Fotoreportaże można obejrzeć w tym miejscu. - Każdy z nas się cieszy ze zdobycia pucharu, a jak wiadomo, nie każdy z naszej drużyny miał okazje go wcześniej wygrać. Wiemy jednak, że są jeszcze przed nami spotkania ligowe, a wraz z nimi szanse na kolejne zwycięstwa. Nie mamy wielkich planów na świętowanie, ponieważ przed nami kolejne mecze i kolejny puchar do zdobycia - powiedział Sebastian Szymański. Udało się. Drużyna z Łazienkowskiej sięgnęła jeszcze po mistrzostwo kraju. W rundzie finałowej, ekipa prowadzona przez Deana Klafuricia nie przegrała żadnego spotkania i zakończyła ligę z 3 punktami przewagi nad drugą Jagiellonią Białystok.
Dublet na 100-lecie
Tytuł mistrzowski był drugim trofeum wygranym przez Legię na stulecie istnienia klubu. 2 maja zespół sięgnął po 18. w historii Puchar Polski. Spotkanie z Lechem Poznań było wyrównane, z cyklu tych, w których strzelenie gola oznaczało końcowy triumf. Obie strony starały się przechytrzyć przeciwnika, ale się nie udawało. W 21. minucie przed końcem uradowały się sektory zajmowane przez fanów Legii, kiedy Aleksandar Prijović pokonał Jasmina Buricia. Asystował mu… Karol Linetty, który, chcąc wybić piłkę, dośrodkował we własne pole karne. Napastnik Legii w ekwilibrystyczny sposób z bliska kopnął futbolówkę do bramki „Kolejorza”. Fani z Poznania nie wytrzymali kolejnego upokorzenia, celowali racami w Arkadiusza Malarza. Bramkarz Legii mógł położyć się na murawie i spowodować, że sędzia Szymon Marciniak wcześniej zakończy mecz, a Lech przegra go walkowerem. Nie zrobił tego, za co osobiście dziękował mu prezes PZPN Zbigniew Boniek. Sympatycy "Wojskowych" zaprezentowali trzy oprawy. Pierwszą była "Ludzie starej daty" z podwójną kartoniadą. Druga miała miejsce tuż po przerwie - Honorem legionisty, zwycięstwo w walce. Trzecia pod koniec spotkania - W konstytucji nowe prawo, puchar na zawsze dla Ciebie Warszawo! Zdjęcia można obejrzeć tutaj.
- Powiedział: Arek, szacunek dla ciebie za to, co dzisiaj zrobiłeś. Miłe słowa – opowiadał Malarz. Czy mecz powinien zostać przerwany? Nie. Taka decyzja pokazałaby, że przegraliśmy z takimi… no sam nie wiem z kim. Grupką, która chciała popsuć święto – dodawał bramkarz legionistów („Przegląd Sportowy”, 103/2016). - W takich meczach o wygranej decydują detale. Pierwszy błąd. Dziś popełnili go rywale, a my go wykorzystaliśmy. Kibice dopingowali na takim poziomie, że chciało urwać głowę – twierdził Stanisław Czerczesow. Legioniści zwyciężyli wtedy 1:0. Do poziomu pierwszego zespołu dostosowali się juniorzy starsi, którzy pokazali, że są najlepsi w Polsce. Obronili mistrzostwo Polski juniorów, co w historii futbolu w Polsce zdarzyło się jedynie sześć razy.
17. Puchar Polski
2 maja 2015 roku Legia mierzyła się w finale Pucharu Polski z Lechem Poznań, na Stadionie Narodowym. Początkowo nie przebiegał on po myśli legionistów. Rywale sprawiali lepsze wrażenie, stwarzali groźne okazje do strzelenia gola, ale świetnie bronił Dusan Kuciak. Słowak okazał się bezradny w 21. minucie, kiedy Tomasz Jodłowiec przypadkowo główkował do własnej bramki po centrze Barry’ego Douglasa. Pomocnik odkupił swoje winy 9 minut później. Z rzutu rożnego dośrodkował Michał Kucharczyk, błąd popełnił Maciej Gostomski (były bramkarz Legii), który nie sięgnął piłki. Ta odbiła się od uda Jodłowca i wpadła do bramki. Decydujący cios zadał Marek Saganowski, znowu po centrze Kucharczyka. Gostomski piąstkował pod nogi Tomasza Brzyskiego, który zdecydował się na strzał. Wyszło z niego bardzo dobre podanie do „Sagana”, a ten z bliska wepchnął piłkę do bramki. Fani Legii jak zwykle nie zawiedli. Przygotowani trzy oprawy. Pierwszą z hasłem "Narodowa Duma" i herbem utworzonym z kartoników. W drugiej odsłonie pojawiły się dwie sektorówki - "Panorama Warszawy" i "Legia". Kilka chwil później na sektorze zajmowanym przez kibiców "Wojskowych" widniało hasło: "Wiwat maj, drugi maj, dla kiboli błogi raj!". Powiewało mnóstwo flag, były również race. Fotoreportaże są dostępne w tym miejscu. „Kolejorz” walczył, chciał wyrównać, ale doświadczenie legionistów wzięło górę, wygrali 2:1 i 17. raz w historii mogli unieść trofeum PP. Miało im to dać psychologiczną przewagę przed spotkaniem z poznaniakami o tytuł mistrzowski. - Dopiero teraz zaczyna się sezon. Mamy największe szanse na zdobycie mistrzostwa – deklarował Saganowski („Przegląd Sportowy”, 107/2015). Każdy chciał zagrać w tym meczu, nawet Michał Żyro, który miał złamany nos po starciu z Douglasem w finale PP. Pojechał do Monachium, gdzie specjalistyczną maskę chroniącą wykonali mu ci sami ludzie, którzy robili taką Robertowi Lewandowskiemu.
Sprawa mistrzostwa rozstrzygnęła się w przedostatniej kolejce. Legia tylko zremisowała w Gdańsku z Lechią (0:0), a Lech rozgromił grającego w rezerwowym składzie Górnika w Zabrzu (6:1). W ostatniej kolejce potrzebował remisu z Wisłą i go osiągnął (0:0). Ustępujący mistrzowie pokonali Górnika (2:0), Kucharczyk dał upust emocjom po strzelonym golu, kiedy podbiegł do ławki rezerwowych gości i zaczął im wygrażać. Wiadome było, że zabrzanie nie podeszli do spotkania z poznaniakami na poważnie. Ale to Legia była sama sobie winna. Ona przegrała to mistrzostwo, choćby ponosząc dziewięć porażek w rozgrywkach. Wystarczyło nie przegrać jednego z meczów.
Finałowy dwumecz
W sezonie 2012/13 legioniści wygrali wszystko. Legia rządziła także w młodzieżowej i juniorskiej piłce. Wygrała Młodą Ekstraklasę, z 9-punktową przewagą nad Lechem Poznań. Wcześniej, bo 10 dni przed meczem z Lechem, pierwszy zespół sięgnął po Puchar Polski. W finale PP na legionistów czekał ustępujący mistrz kraju Śląsk Wrocław. Trofeum zdobywał ten, który będzie lepszy w dwumeczu. Pierwsze spotkanie zaplanowano we Wrocławiu i rozegrano 2 maja. Tam Legia zdominowała przeciwnika, a Saganowski błysnął skutecznością, zdobywając 2 bramki. Ostatecznie legioniści zwyciężyli wtedy 2:0. Zdjęcia można pooglądać tutaj. Rewanż zapowiadał się jako formalność, ale nią nie był.
Już w 3. minucie Michał Żewłakow strzelił samobójczego gola po centrze Sebastiana Mili. To napędziło wrocławian, którzy zaatakowali. Legia miała sporo szczęścia, jak w sytuacji z 69. min, kiedy Piotr Ćwielong przelobował Wojciecha Skabę, ale piłka trafiła w poprzeczkę. Udało się utrzymać minimalną porażkę, która oznaczała, że 16. raz w historii stołeczny zespół zdobył Puchar Polski. Drużyna świętowała, ale niektórzy przesadzili. W jednym z modnych warszawskich klubów prezes Bogusław Leśnodorski spotkał Miroslava Radovicia i Danijela Ljuboję. Bawili się w najlepsze, co nie spodobało się szefowi. Podjął decyzję, że nie przedłuży kontraktu z Ljuboją, a umowa wygasała w czerwcu. Radoviciowi się upiekło, wstawiła się za nim drużyna, dostał karę finansową, której później i tak nie zapłacił. Serbski napastnik w marnym stylu kończył 2-letnią przygodę z Legią. Był jednym z najlepszych zawodników, którzy w niej grali, to dla niego kibice kupowali bilety i siadali na trybunach.
Ostatnim akordem sezonu było spotkanie 30. kolejki ze Śląskiem. Legia zagrała koncertowo, strzeliła 5 goli, w tym 3 Saganowski. Z klasą pożegnano Ljuboję. Kariery oficjalnie zakończyli Żewłakow i Dickson Choto. Wyposzczona Warszawa mogła świętować odzyskanie mistrzostwa Polski po 7 latach posuchy. Stolica była – dosłownie i w przenośni – pijana ze szczęścia. Fetowanie tytułu trwało do białego rana, dziesiątki tysięcy ludzi bawiło się na ulicach, pod Kolumną Zygmunta, zorganizowano specjalną imprezę w Parku Agrykola. Niestety, nie wszyscy zachowywali się odpowiedzialnie. Zatrzymano prawie 100 osób, klub musiał się tłumaczyć, co zepsuło w pewnym stopniu radość z sukcesu. Na szczęście był to ostatni przypadek takiego zachowania.
Chwilowa odskocznia
Wygrana z ŁKS (1:0), która miała miejsce równo 11 lat temu, pozwoliła odskoczyć wiceliderowi, czyli Wiśle, na 2 punkty. Stołeczny zespół przez ponad 90 minut nie miał pomysłu i nie mógł zdobyć bramki. Drużynę trenera Jana Urbana, wyręczył jednak Robert Sierant, który w doliczonym czasie gry drugiej połowy strzelił gola samobójczego. Fotoreportaże są dostępne tutaj i tutaj. Stołeczny klub zajął wtedy drugie miejsce w ekstraklasie.
Zwycięstwo na koniec sezonu
W rozgrywkach 1977/78 legioniści zrewanżowali się Zagłębiu Sosnowiec, za finał PP, po 4 dniach w lidze. Wygrali 3:2, ale gdyby mieli wybierać, z pewnością woleliby, aby tym zwycięskim był mecz pucharowy. To była pierwsza z wiosennych wygranych Legii w lidze. Na drugą musiała czekać do ostatniej kolejki 2 maja, kiedy w stolicy udało się pokonać Szombierki Bytom (2:1). Po drodze legioniści przegrali trzy kolejne spotkania na wyjazdach (0:1 ze Śląskiem, 1:3 z ŁKS – debiut Smolarka, i 0:3 z Odrą Opole). W efekcie na koniec sezonu zajęli 5. miejsce – najlepsze od 4 lat, ale przecież liczono, i były ku temu podstawy, na znacznie więcej.
Półfinał
W Pucharze Polski, w sezonie 1972/73, było łatwiej, bo los wyznaczał legionistom rywali z niższych klas rozgrywkowych. W półfinale trafili na II-ligowe Szombierki Bytom i 2 maja w pierwszym meczu po niezłej grze wygrali 3:1 (gole Lesława Ćmikiewicza, Roberta Gadochy i Zbigniewa Stawiszyńskiego). Po tym zwycięstwie zmienił się klimat wokół zespołu. Wcześniej krytyczna prasa zaczęła chwalić piłkarzy i trenera. W rewanżu warszawiacy zremisowali w Bytomiu z Szombierkami 1:1 i zapewnili sobie drugi z rzędu awans do decydującej rozgrywki. W finale zwyciężyli z Polonią Bytom, po rzutach karnych.
Wisła pokonana
Pierwsze rozgrywki w 1948 roku potwierdzały dobre przygotowanie drużyny do sezonu. Wojskowi pokonali broniącą tytułu mistrzowskiego poznańską Wartę (2:1), pretendującą do korony krakowską Wisłę (4:1, 72 lata temu) oraz lidera tabeli Ruch Chorzów (4:2) i przez pewien czas pewnie zajmowali fotel wicelidera. Niestety, o ile legionistom udawały się mecze z silnymi przeciwnikami, o tyle ze słabszymi zbyt często przytrafiały im się wpadki.
Mimo to drużyna była zadowolona z sezonu. Czwarta lokata (po Cracovii, Wiśle i Ruchu) ujmy wojskowym nie przynosiła, zwłaszcza że znowu zostali najlepszą warszawską drużyną. Ze statystyk wynikało, że runda wiosenna była dla Legii korzystniejsza od jesiennej, rozgrywanej już pod kierunkiem Kuchara, ale zarazem nikt też nie potrafił oszacować, jak bolesne w skutkach mogło być załamanie formy z lata, gdyby nie zaangażowanie i pomoc lwowianina.
Mecz | Sezon | Strzelcy |
2017/2018 | ||
2015/2016 | ||
2014/2015 | ||
2012/2013 | Saganowski II | |
2008/2009 | Sierant (sam.) | |
2000/2001 | ||
1997/1998 | ||
1992/1993 |
| |
1991/1992 |
| |
1986/1987 |
| |
1977/1978 | ||
1972/1973 | ||
1948 |
Quiz
Z jakiego meczu to zdjęcie?
Regulamin:
Punktacja rankingu:
Za każdy nowy komentarz użytkownik dostaje 1 punkt. Jednak, gdy narusza on nasze zasady i zostanie dezaktywowany, użytkownik straci 2 punkty. W przypadku częstych naruszeń zastrzegamy sobie możliwość nakładania wyższych kar punktowych, a nawet tymczasowych i permanentnych banów.