Marek Papszun
fot. Marcin Szymczyk

Marek Papszun: Nie zasłużyliśmy na porażkę

Redaktor Maciej Ziółkowski

Maciej Ziółkowski

Źródło: Legia.Net

02.05.2023 20:00

(akt. 03.05.2023 13:09)

– Gratuluję mojemu zespołowi, sztabowi za drogę, jaką przeszliśmy w Pucharze Polski. Trzeci raz w finale, 16 wygranych meczów, we wtorek też chcieliśmy zwyciężyć i robiliśmy wszystko, by tak się stało – mówił po przegranej z Legią trener Rakowa Częstochowa, Marek Papszun.

– Niestety, nie zdobyliśmy bramki, mimo że stworzyliśmy sporo sytuacji. Przeciwnik był lepszy w rzutach karnych, trzeba to oddać. Nie wykorzystaliśmy decydującej "jedenastki", co przesądziło o tym, że Legia zdobyła puchar.

– Mecz okazał się specyficzny. Wypracowaliśmy dobrą okazję, Ribeiro sfaulował Tudora, został ukarany czerwoną kartką. Graliśmy z przewagą jednego zawodnika przez prawie całą rywalizację. To dwie strony medalu, z jednej strony komfortowa sytuacja, z drugiej niekomfortowa, gdyż trzeba być odpowiedzialnym, umiejętnie zarządzać spotkaniem.

– Graliśmy odpowiedzialnie, czasami może aż za bardzo, szczególnie w pierwszej części, po czerwonej kartce, gdzie chyba nie mogliśmy się przestawić. Przygotowaliśmy się na inny mecz, a nagle musieliśmy tworzyć ataki pozycyjne, łatwo nam nie było. Mimo wszystko, kreowaliśmy akcje i wydawało mi się, że kroczek po kroczku, zbliżamy się do gola. Druga część dogrywki toczyła się praktycznie w trzeciej tercji. Bramka nie padła, przeciwnik dotrwał do serii rzutów karnych i wykorzystał szansę.

– Nie wykorzystaliśmy pierwszej połowy, gdzie Legia też nie mogła się przeorganizować, uporządkowała grę dopiero po wejściu Nawrockiego i powrocie na trójkę stoperów. Korekty, które zrobił przeciwnik, wprowadzając bardzo defensywnych zawodników za ofensywnych, powodowały to, że Legia się lepiej broniła. Zabrakło trochę jakości, szczęścia, jak to nie raz w życiu bywa. Nie przypominam sobie, by stołeczna drużyna stworzyła jakąś szansę bramkową.  

– W jednym meczu może się wiele wydarzyć, we wtorek tak było. Czerwona kartka, niewykorzystane okazje, rzuty karne. Legia wykonywała je perfekcyjnie, my nieźle, choć w decydującym momencie noga nieco zadrżała.

– Awantura między mną a Kostą Runjaiciem? Chyba wszyscy zauważyli, co się wydarzyło, a jak nie, to mogą sobie odtworzyć, nie będę komentował tego zachowania. Jeśli chodzi o to, co działo się później, to przyznam szczerze, że nie widziałem, więc się nie wypowiem. Na pewno jest to nagrane, można wszystko obejrzeć.

– Każdy chce wygrać, czasami są emocje, niestosowne zachowania, ale we wtorek została przekroczona granica. Chyba było widać, co robił Filip Mladenović, a jak nie, to można obejrzeć powtórki. To problem Legii, nie mój, aczkolwiek wstydziłbym się, mając takiego piłkarza w zespole. Na szczęście nie mam.

– Czy sędzia Lasyk udźwignął ciężar spotkania? Trzeba to przeanalizować, nie chcę oceniać na gorąco. Nie zauważył ewidentnego faulu na czerwoną kartkę. Szkoda, że tak wyszło, ale to już za nami, nie chcę się tym denerwować, to nic nie zmieni. Nie przegraliśmy z arbitrami, tylko sami ze sobą.

– Doceniam to, co osiągnęliśmy. Powiedziałem zawodnikom w szatni, że jestem dumny za to, co do tej pory zrobili, to duża sprawa. Teraz jest ból, smutek, żal, ale taki jest sport. To był jeden mecz. Z mojej perspektywy, w żaden sposób nie zasłużyliśmy na porażkę, lecz stało się inaczej. Musimy to dźwignąć. Nie sądzę, by to negatywnie wpłynęło na drużynę, bo Raków potrafi się dość szybko pozbierać po każdej porażce, nawet tak bolesnej. Nie ma co ukrywać, mieliśmy wszystko w swoich rękach, jesteśmy dojrzałym, doświadczonym zespołem.

– Wiele razy graliśmy w osłabieniu, przypominam sobie mecz z Astaną, strzeliliśmy bodajże dwa gole w 11 na 10. To nie są proste spotkania. Jesteśmy rozżaleni, bo powinniśmy wykorzystać tę szansę.

– Jestem dobrej myśli. Jeśli chodzi o ligę, to mamy olbrzymią przewagę, do zdobycia mistrzostwa brakuje nam jednego punktu. Cel jest taki, by osiągnąć to w najbliższym meczu w Kielcach. Musimy otrząsnąć się po finałowej porażce, gdyż mamy do dowiezienia tytuł, kwestię nadrzędną. Będziemy dążyć do tego, by stało się to jak najszybciej.

– Czy mam sobie coś do zarzucenia? Piłkarzom nie, sobie trochę tak. W pewnych sytuacjach mogłem nieco lepiej zarządzać zmianami – to mi nie wyszło, nie do końca pomogłem zespołowi, chodzi o momenty, jak i kwestie osobowe. W tym temacie zbytnio się nie popisałem.

– Vladan Kovacević nie mógł wejść na karne, bo nie jest młodzieżowcem. Nie jestem trenerem, który by kombinował z przepisem na różne sposoby, np. poprzez ewentualną kontuzję Trelowskiego.

– Mam kontrakt z Rakowem do 30 czerwca. Ostatni mecz sezonu jest 27 maja. Jak nie zostanę zwolniony, to prawdopodobnie zobaczycie mnie jeszcze do końca rozgrywek.

– Rozmawiałem z Mateuszem Wdowiakiem (nie wykorzystał rzutu karnego – red.) na boisku, tłumaczyłem, by nie brał tego do siebie. To normalna sprawa, taka jest gra, każdemu mogło się to przytrafić. Miał dobre intencje, był przygotowany, nieźle strzelał na treningach, ale noga zadrżała. Dopóki jestem trenerem, to nie będę obwiniać piłkarzy za porażkę. Mateusz wiele razy nam pomagał, zdobywał ważne bramki, szacunek dla niego. Pamiętam piękne chwile, a nie tylko to, co stało się w finale.

– Myślę, że przegrany finał nie będzie miał większego znaczenia dot. mojej przyszłości. Nigdy nikt nie dał nam nic za darmo, ale ciut nam zabrakło, by sięgnąć po puchar. Jest ból.

ZOBACZ TAKŻE:

Polecamy

Komentarze (181)

Odśwież

Dodając komentarz zobowiązujesz się do przestrzegania

Komentarze osób niezalogowanych, a także zalogowanych, którzy zarejestrowali konto w ostatnich 3 dniach wymagają akceptacji administratora.