News: Trzecia połowa, czyli dogrywka po karnych - Ten plan może wypalić

Trzecia połowa, czyli dogrywka po karnych - Szukając pozytywów

Przemysław Witkowski

Źródło: Legia.Net

19.10.2017 12:09

(akt. 04.01.2019 12:21)

Dziś będzie trochę inaczej. Trochę na przekór ogólnemu, negatywnemu nurtowi pisania o poczynaniach Wojskowych w tym sezonie. Spokojnie… Nie, nie będzie laurki. Nie, nie dostrzegłem nagle czegoś, co pozwoli na diametralną zmianę podejścia do oceny gry Legii Warszawa. Jednak jakoś podskórnie poczułem, że w tym całym morzu beznadziei, którego już naprawdę nie trzeba definiować, bo każdy z nas doskonale wie, jaki poziom reprezentują nasi piłkarze, warto poszukać takich malutkich, mini plusików. Takich drobnych pozytywnych niuansów, które można wyłuskać po spotkaniu z Lechią Gdańsk. I choć jeszcze bardzo daleka droga przed legionistami do osiągnięcia chociażby zadowalającego poziomu, to spróbuję wskazać tych kilka pozytywów.

Zacznę od trenera. Pisałem w poprzednim tekście, że bardzo nie podobała mi się wypowiedź medialna Romeo Jozaka na temat piłkarzy tuż po meczu z Lechem. Natomiast byłem bardzo pozytywnie zaskoczony i jednocześnie zadowolony z jego słów podczas konferencji prasowej przed meczem z Lechią. Widać, że wyciągnął wnioski. Widać, że nie chciał brnąć i bronić, tłumaczyć swoich wcześniejszych osądów. Jego wypowiedzi o piłkarzach podczas spotkania z mediami, w którym uczestniczył też Kucharczyk, odebrałem jako symboliczne przyznanie się do własnego błędu z Poznania. W moich oczach to bardzo cenne. Zdaję sobie sprawę, że wielu kibiców przyklasnęło słowom Jozaka o „dziewczynach” – co zrozumiałe, bo styl i zaangażowanie osiągnęły poziom żenujący, ale dla mnie dużo ważniejsze jest to, że coach próbuje odbudować atmosferę. Nie stawia się w roli, nazwijmy go „szkoleniowca – buca”, który jest przekonany o swojej nieomylności, który będzie mówił, robił co chce i nikomu nic do tego. Nie. Moim zdaniem, szybko zrozumiał, że droga do szatni wiedzie przez inne drzwi i inny sposób motywacji. Nie wiem, co mówił piłkarzom. Nie wiem, jak z nimi rozmawiał, ale jedno jest pewne…


…przez pierwsze czterdzieści pięć minut spotkania z Lechią, Legia próbowała wyrwać się z kajdan ciążącego jej brzemienia beznadziejnej drużyny, grającej bez zaangażowania. Było sporo walki, nieodstawiania nogi. Widać było aktywność i zacięcie, zwłaszcza u Kuchego i Guilherme. Fajnie było zobaczyć znów zawziętość i głód walki u Brazylijczyka.


Kolejnym małym plusikiem jest Niezgoda. Mam nadzieję, że nikt nie zrobi z niego zbawcy Warszawy zbyt wcześnie, ale widać, że chłopak ma potencjał i z pewnością warto, aby pojawiał się częściej na murawie. A to oznacza, że u trenera Jozaka nie będzie świętych krów. I to kolejna rzecz, którą zapisuję mu na plus. Sadiku nie spełnia oczekiwań? Nie spełnia. To Jozak stawia na Jarka Niezgodę. A ten odwdzięcza mu się bramką. Mógł też dołożyć kolejną. Zasada: „nie grasz za nazwisko, ale grasz, bo jesteś w formie” jest jedną z bardziej uczciwych jakie znam. Zatem: nie masz formy, nie dajesz drużynie jakości i tego, co się od ciebie wymaga…siedzisz na ławie. Koniec kropka. Stąd mam dużą nadzieję, że młody legionista na dłużej zagości w pierwszej jedenastce, co pozwoli mu rozwinąć swój warsztat.


Na przeciwnym biegunie znalazł się Dominik Nagy. Chyba nie ma kibica w Warszawie, który nie wiązał z tym zawodnikiem wielkich nadziei. I chyba nie ma też takiego, który nie czuje wielkiego zawodu, patrząc, jak piłkarz rozmienia się na drobne i trwoni swój talent. I co robi w tym momencie trener Jozak? Odsyła go do rezerw. Jednym słowem wsadza go pod bardzo zimny prysznic i mówi, że oczekuje, iż Węgier zastanowi się nad swoją postawą. Komunikat zatem jest jasny: nie będzie placu za nazwisko. Kolejny bardzo dobry ruch klubu.


I na koniec taktyka… i znów muszę wykonać mały ukłon w stronę trenera. Mam nadzieję, że się nie mylę w ocenie, ale nasz szkoleniowiec chyba zdał sobie sprawę, że w tej rundzie trzeba grać najprostszymi metodami w myśl zasady: najważniejsze są wynik i punkty. I bardzo dobrze. Nie ma co się oszukiwać i koloryzować. Cel jest jeden. Koniec sezonu musi się równać przepustce do eliminacji rozgrywek europejskich. Być może właściciel w przerwie zimowej dokona kilku roszad. Ktoś odejdzie, ktoś przyjdzie. Czas pokaże. Wtedy będziemy analizować sytuację, a i trener będzie miał możliwość głębszej zmiany gry Legii Warszawa. Teraz liczą się: spokój, praca i trzy punkty wywalczone niezależnie od stylu. Deal with it  jak mawiają Amerykanie. Jeśli Legia wróci na właściwe tory na wiosnę, obroni tytuł lub znajdzie się w miejscu premiowanym grą w eliminacjach w rozgrywkach europejskich zapewne wielu puści w niepamięć całą, albo prawie całą tą fatalną rundę.


Nie oczekuję cudów. Oczekuję rozwagi, realizacji kilku najważniejszych celów. I choć gra Wojskowych jest jeszcze bardzo daleko od „OK”, to trzeba szukać takich małych plusików. Na nich być może wyrosną te większe, a w przyszłości to, na co wszyscy czekamy.

Polecamy

Komentarze (12)

Odśwież

Dodając komentarz zobowiązujesz się do przestrzegania

Komentarze osób niezalogowanych, a także zalogowanych, którzy zarejestrowali konto w ostatnich 3 dniach wymagają akceptacji administratora.