News: Trzecia połowa, czyli dogrywka po karnych - Ten plan może wypalić

Trzecia połowa, czyli dogrywka po karnych - zacznijmy od siebie

Przemysław Witkowski

Źródło: Legia.Net

15.08.2017 12:46

(akt. 04.01.2019 12:21)

Wygrana z Wisłą Puławy była jak światełko w tunelu, którego wszyscy z nadzieją wypatrywaliśmy. Niby przeciwnik z Pucharu Polski to zupełnie nie ta klasa co Legia, nie ten poziom rozgrywek, nie ten budżet, generalnie wszystko „nie ten”, ale ilekroć rozmawiałem z moimi kolegami na temat właśnie tego meczu, pojawiała się myśl: „a co będzie jak jednak przegrają?” Niesamowite czasy. Serio, tak jesteśmy wszyscy nakręceni trudną sytuacją, w jakiej znalazł się nasz klub, że zaczęliśmy drżeć o wynik nawet pojedynku, który w każdej chłodnej analizie mógł i był rozstrzygany w jeden możliwy sposób. Zwycięstwo cieszy, rzecz jasna. Idę o zakład, że po końcowym gwizdku dało się usłyszeć w legijnej szatni, takie ciche, nieomal niesłyszalne „uff”. I analogicznie taką samą radość przeżywaliśmy po wiktorii nad Piastem. Nota bene, nie chcę się specjalnie pastwić nad drużyną Wdowczka, ale spójrzmy prawdzie w oczy. Dawno nie widziałem tak słabej drużyny, nawet jak na naszą ligę. A mimo to, Legioniści dość m

Od wielu, wielu dni zastanawiam się, jak pewnie większość z was, gdzie tkwi przyczyna tego wszystkiego. Owszem Internet pełen jest przepastnych analiz i tych stworzonych przez dziennikarzy sportowych i tych fanowskich, z których wyłaniają się dość jasne i klarowne wnioski, dotyczące bardzo słabej postawy Wojskowych w tym sezonie, ale nie dają one, w moim odczuciu, odpowiedzi na kluczowe pytanie - „dlaczego?”. Odpowiedzi ujętej w znacznie szerszym znaczeniu niż obecna forma naszych piłkarzy. Gdzie tkwi sedno problemu, takie źródło, z którego biorą się dzisiejsze, wszystkie kłopoty klubu. Przecież ostatnio mieliśmy nieomal same tłuste lata, naznaczone wieloma sukcesami. A skoro było tak dobrze, to czemu jest tak źle?


Może odsądzicie mnie od czci i wiary, ale analizując to wszystko, swoim kibicowskim rozumem i trochę jednak sercem doszedłem do kilku wniosków, odrzucając jednocześnie wszystko, co przeczytałem i napisałem na temat Legii w ostatnim czasie.


Po pierwsze. Niestety, ale bardzo wiele brakuje nam do bycia, uzyskania statusu profesjonalnego klubu piłkarskiego w ujęciu europejskim. To, że nam się „tu” coś wydaje, „tam” jest postrzegane zupełnie inaczej. Mam na myśli Europę rzecz jasna. Olbrzymia wyrwa czasowa, kiedy Legia była nieobecna na europejskich salonach, spowodowała, że piłkarski zachód nam odjechał, zresztą jak i całej Polsce. Piłkarsko, organizacyjnie, sportowo. I niestety, jedna czy dwie jaskółki jak np. zeszłoroczny awans z grupy w LM, czy parę meczów w Lidze Europy wiosny nam tu nie uczynią. Odnoszę wrażenie, że dla wielu kibiców sam fakt, że w ostatnim czasie nieomal seryjnie zdobywamy Mistrzostwo Polski, graliśmy w LE i po ponad dwudziestu latach w LM, oznacza, że oto teraz Legia wskoczyła na zupełnie inny, wyższy poziom. Stąd, dzisiejsze porażki wielu i dziwią i bolą. Jak to jest? Skoro trochę już pograliśmy w Europie, a w dodatku znacznie więcej niż każda inna drużyna z naszej ligi, to powinniśmy już osiągnąć status co najmniej średniej jakości europejskiego kozaka, a lokalsów zjadać na śniadanie. Niestety, nic z tych rzeczy. Jak spojrzy się na całość gry w pucharach, to nie osiągnęliśmy za wiele. Możemy zaklinać rzeczywistość, ale takich drużyn jak nasza przewala się rok rocznie przez starokontynentowe rozgrywki cała masa. Z naszej perspektywy czujemy dumę i moc, ale niestety nikt tego samego nie doświadcza w Europie, kiedy myśli o Legii Warszawa. I aby to się zmieniło musimy pograć jeszcze pięć – siedem może dziesięć lat, rok w rok w rozgrywkach pozakrajowych, aby pomału, podkreślę POMAŁU, odkręcić ten trend i zostać w końcu zauważonym i docenionym. Nie tylko przez przeciwników, ale i znacznie lepszych jakościowo piłkarzy. A do tego wszystkiego przydałyby się awanse na wiosnę, a nie tylko tradycyjny mecz i rewanż i powrót do szarej, ligowej rzeczywistości.  Problem polega na tym, że aby tak się stało potrzebny jest jasno nakreślony, długofalowy plan oraz…spokój. I tu przechodzimy do kolejnej kwestii:


Plan, takiego wciąż nie poznałem. Po ostatnich doniesieniach medialnych, płynących z Ł3 oraz wywiadach z Dariuszem Mioduskim, mam wrażenie, że następuje jedynie przykrywanie słodką pierzynką całej sytuacji niż realne, konkretne planowanie. Choć oczywiście chciałbym, aby moje wrażenie było błędne. Najważniejsze, z czego musimy sobie zdawać sprawę to fakt, że nikt z obecnych włodarzy klubu, sztabu, osób na co dzień pracujących przy Łazienkowskiej tak naprawdę nie do końca wiem, nie ma doświadczenia, by stworzyć i prowadzić faktycznie profesjonalny klub piłkarski, ale nie w ujęciu naszego podwórka, ale w perspektywie europejskiej. Niby, gdzie mieli zdobyć tą wiedzę? Kto miał ich tego nauczyć? Tak serio? Berg? Ha! Niestety, jak pisałem wcześniej, Legia w kraju jest prekursorem wielu działań a sama praca nad rozwojem klubu to działanie na żywym organizmie. Coś tam próbujemy, podglądamy trochę to, co dzieje się na zachodzie. Tylko wydaje mi się, że w tym miejscu warto zadać sobie bardzo kluczowe pytanie. Czy Legia Warszawa nie potrzebuje managera z prawdziwego zdarzenia? Gościa otrzaskanego z europejską piłką? Fachowca, który zjadł zęby na organizacji, zarządzaniu, budowaniu profesjonalnych klubów w topowych ligach świata? I nie, nie chodzi mi tu o jakiegoś mitycznego niewiadomo kogo. Po prostu: profesjonalnego managera z niezłym dorobkiem w budowaniu klubu w Europie. Moim zdaniem, jeśli nikt taki się nie pojawi, to nie wykonamy skoku jakościowego do przodu. I tu nie chodzi tylko o pieniądze. Z całym szacunkiem dla obecnego szkoleniowca, ale nawet gdyby obsypać go złotem, to nie zagwarantuje to w żadnej mierze rozwoju do poziomu, jaki oczekujemy. Jacek Magiera po prostu nie ma takiego doświadczenia i nie wiem czy będzie w stanie zbudować w tym momencie całą filozofię, strukturę, kilkuletni plan współzarządzania klubem. Nie odbieram mu absolutnie zasług za to, co zrobił, ale spójrzmy na to szerzej. Obecny trener odcisnął piękną kartę w historii klubu, sam wielokrotnie go broniłem, namawiałem do spokoju i dania szansy, ale może rozwiązanie leży zupełnie gdzie indziej? I to dla obu stron? Stąd, w mojej ocenie, aby ruszyć do przodu, potrzeba jest męskiej decyzji i personalnej, i finansowej. Zresztą, puszczając wodze wyobraźni, mógłbym założyć, że Magiera otrzymuje w Legii status „trenera-wychowanka” a sam klub inwestuje w jego rozwój. Jednym słowem wypuszcza go w Europę jak ucznia do szkoły i płaci za jego obecność przy topowych klubach. Wiem, pomysł szalony, ale z drugiej strony…dlaczego nie?


Idąc dalej – koncept. Ale nie kilka pomysłów na załatanie dziury po VOO na cito, ale faktyczny, realny, długofalowy plan zarządzenia klubem od sprzątaczki po prezesa. Nie da się osiągnąć sukcesu bez długoterminowego myślenia. Co by nie mówić i jak nie oceniać poprzednich współwłaścicieli, ruszyli klub w dobrym kierunku. Ale dziś ten projekt trzeba mocno dopracować, wdrożyć i realizować. I trzeba mieć do tego odpowiednich ludzi. Wyjść poza nasze polskie myślenie. Konsekwentnie. A tego, niestety, często brakuje w poczynaniach władz klubu. Mam wrażenie, że jak jest dobrze, to wszyscy się do siebie uśmiechają, klepią po plecach, koszulki się sprzedają, stadion się zapełnia, feta jest, a jak nagle okazuje się, że jest źle, to piekielne ognie paniki trawią wszystkie legijne gabinety decydentów. A ten schemat się będzie powtarzał z prostej przyczyny. Nie ma faktycznego, realnego planu. I nikt mnie nie przekona, że jest inaczej. Wszystkie błędy, o których rozpisujemy się od miesiąca w znacznej mierze właśnie wynikają z powyższego. A większość rozmów dotyczy tego, co dzieje się tu i teraz. Tylko.


I tu dochodzimy do bardzo trudnej, delikatnej sprawy. Trzeba się przyznać. Przyznać do błędów, porażek, złych decyzji. A taka postawa jest najtrudniejsza. Samo lukrowanie rzeczywistości, że o to wszystko zmierza w dobrym kierunku jest chyba najgorszym z możliwych rozwiązań. Dlaczego? Bo sankcjonuje to, co mamy i co przeżywamy. Wiara, że „jakoś to będzie” to zdecydowanie za mało jak na taki klub jak Legia. Zwłaszcza w takim momencie, gdzie pojawia się na horyzoncie szansa, aby wskoczyć na dobre do pociągu pt. Europa. A przecież nikt nie lubi przyznawać się do pomyłek. A zwłaszcza jeśli uważa się za człowieka sukcesu. Wielkich ludzi poznaje się po tym, że potrafią się przyznać do porażki, wyciągnąć z niej wnioski i pójść dalej. Tu, osiągnięcie takiego stanu będzie znacznie trudniejsze, bo trzeba by przyznać się przed wszystkimi, że ten sezon w znacznym stopniu może być, albo będzie stracony (w perspektywie oczekiwań) w wyniku wielu błędnych działań i decyzji.  I nie chodzi o „między wierszowe” zwalanie winy na poprzedników. A to nie będzie łatwe wobec, z jednej strony gigantycznych wymagań kibiców, a z drugiej, wobec planów sprzedażowo-marketingowych. Nie zazdroszczę. Gdyby władze zdecydowały się jednak na taki krok, połączony ze sprawami, o których pisałem powyżej, to może, w perspektywie dwóch lat udałoby się wejść na drogę faktycznych, realnych zmian, a nie pozostanie w miejscu, które spowija marazm, stagnacja – jednym słowem zadowalaniem się tym co mamy. Raz wygramy, raz przegramy, może będzie Liga Europy, może koszulki nieźle się sprzedadzą, a jak przeciwnicy się pogubią, to finalnie znów spotkamy się na Starówce. Ale to wszystko jest „może”. A od „może” do powędrowania na środek tabeli, bez gry w europejskich pucharach droga jest bardzo krótka.


Stąd też, Legia potrzebuje silnego przywództwa. Na każdej płaszczyźnie: zarządczej, managerskiej, trenerskiej itd. Potrzebuje wielkiej lekcji europejskiego football’u, której nie da kilka rocznych potyczek poza granicami kraju.


Ostatnie lata spowodowały, że Polska stała się „za ciasna” na Legię. I to jest główny problem naszego klubu. Nikt na Ł3 nie potrafi sobie z tym poradzić. Chcielibyśmy być w Europie, ale nie wiemy, jak to zrobić, a przede wszystkim kim tego dokonać. Osiągnięty na krajowym podwórku sukces w ostatnich paru latach, chyba wpłynął destabilizacyjnie, albo nawet co poniektórych przestraszył lub zadowolił na tyle, że uznano, że albo nie ruszamy, bo jest dobrze tak jak jest, albo nie mamy pojęcia co z tym sukcesem zrobić. I jakoś to się będzie toczyć. Jak nie Vadis, to pojawi się jakiś inny zbawca, a ligę i tak wciągniemy.  Na naszym rynku marketingowo-sportowym osiągnęliśmy bardzo wiele w ostatnich czasie, to niezaprzeczalny fakt. Jednak kto się nie rozwija ten się cofa. A niestety przegapiliśmy wiele momentów, zmarnowaliśmy szanse, nie planowaliśmy, nie szukaliśmy nowych rozwiązań, trochę godząc się na status quo, bo ono łechtało ego. Legia jest najlepsza na dzień dzisiejszy, a jak coś ugra za granicą to super. To dość płytkie, w gruncie rzeczy niedobre myślenie właśnie teraz boleśnie nas doświadcza. I to teraz odczuwamy skutki dużych braków w podejmowaniu ważnych, strategicznych decyzji. Teraz znów pozostało słynne „gaszenie pożarów”. I choć dla polskiego kibica Legia Warszawa z pewnością jest wzorem na każdym polu działalności to warto porzucić to przyjemne myślenie i na serio wziąć się do roboty, bo w innym przypadku takie początki, jak w tym roku, będą się powtarzać.


W klubie nie powinni zaklinać rzeczywistości i poklepywać się po plecach, mówiąc, że wierzą, że wszystko wróci na właściwe tory. Niestety. Nie wróci. Nie przy takim podejściu i działaniu, jakie obserwujemy teraz. Kibicuję Legii już tyle lat, pamiętam czasy kiedy graliśmy w latach dziewięćdziesiątych w Champions Leage. Marzę, żeby Legia wróciła na stałe do Europy, żeby w Polsce była wzorem profesjonalizmu dla innych drużyn, a dla kibiców towarem eksportowym, niezależnie od sympatii czy antypatii. Żeby wyznaczała standardy, sięgała po nowe rozwiązania, przecierała szlaki. To, co napisałem powyżej to tylko kilka uwag zwykłego kibica. Jest samodzielny właściciel, Legia weszła w najlepszy okres w swojej historii. Mamy kryzys, który wynika z wielu błędów popełnianych przy okazji osiągania dzisiejszych sukcesów. Bo ktoś się zagapił, przegapił, nie zrobił, nie przewidział, nie zaplanował na wiele lat to przodu.  Jest zatem wielka lekcja jest do odrobienia. Jak zostanie spartolona, to może to przynieść opłakane skutki w perspektywie kilku lat. Żeby tak się jednak nie stało, w klubie muszą zrozumieć, że zacząć trzeba od siebie.

Polecamy

Komentarze (59)

Odśwież

Dodając komentarz zobowiązujesz się do przestrzegania

Komentarze osób niezalogowanych, a także zalogowanych, którzy zarejestrowali konto w ostatnich 3 dniach wymagają akceptacji administratora.